Kariera Abramsów na Ukrainie była krótka. Nie nawojowały się, bo trzeba było je wycofać z frontu. Warte po dziesięć milionów dolarów za sztukę kolosy ze stali ginęły od rosyjskich dronów. Miały siać spustoszenie w szeregach rosyjskich oddziałów, stało się inaczej…
Wycofane o krótkiej walce
Amerykanie wysłali na Ukrainę 31 czołgów Abrams M1A1 w styczniu 2023 roku. Do walki weszły w lutym tego roku. Początek był dobry. Pierwszy materiał wideo pokazał 25 lutego, jak zadały śmiertelne ciosy Rosjanom. Potem było coraz gorzej. W krótkim czasie Rosjanie zniszczyli pięć maszyn. Zapadła decyzja o wycofaniu. Powód? Były bezbronne wobec mrowia dronów, które wyczuły ich słabe punkty.
Na pierwszy rzut oka jest to oskarżenie przydatności czołgów do systemu, który powstał sto lat temu. Ale nie mówi to pełnej historii. Przydatność czołgu zademonstrowanego w bitwie pod Cambrai w 1917 r. nie zmniejszy się na polach bitew Ukrainy w 2024 r., jeśli będzie używany zgodnie z przeznaczeniem. Na początek uwaga: Ukraińcy nie korzystają z najnowszego i najlepszego modelu M1A1. Niektóre cechy, które czynią czołg bardziej wytrzymałym i skuteczniejszym, usunięto, aby zapobiec wpadnięciu sprzętu w ręce Rosjan.
Siła ognia, mobilność, ochrona
Warto się zastanowić, do czego czołg miał służyć. Broń bardzo wspierana przez Winstona Churchilla, opierała się na takich atrybutach jak siła ognia, ochrona i mobilność. Dostrzegł to niemiecki taktyk, generał Heinz Guderian, który wymyślił wojnę błyskawiczną (Blitzkrieg). Czołg ze swoją zdolnością manewrowania z dużą prędkością i zadawania potężnego ciosu, zapewnia mu zwycięstwo w starciu z nieprzyjacielem.
Przybycie Abramsów na Ukrainę okrzyknięto punktem zwrotnym wojny. Miał być pancerną pięścią, która przebije rosyjskie linie. Ale taktyka podczas wojny szybko ewoluuje, a użycie przez Rosję dronów doprowadziło do ciężkich strat ukraińskiej floty czołgów.
Czołg używany jako bunkier wykorzystuje swoją siłę ognia kosztem manewrowości. Wydaje się, że Ukraińcy w ten sposób wykorzystują pancerny sprzęt, co czyni go bardzo podatnym na atak dronów.
Konieczne są zmiany w obronie. Nawet nowoczesne zachodnie czołgi, takie jak Abrams i Challenger 2, powstały na długo przed tym, zanim drony stały się poważnym zagrożeniem na polu bitwy. Teraz ta broń znalazła zastosowanie na Ukrainie. Ale nie można żyć w świecie, w którym drony kosztujące kilka tysięcy dolarów mogą atakować warte 10 milionów dolarów czołgi tam, gdzie są najbardziej bezbronne, z góry.
Jak obejść zagrożenie?
Specjaliści mówią o prostych obejściach tej luki. Aby zmniejszyć zagrożenie, na dachu czołgu można montować metalowe klatki.
Można mieć nadzieję, że niebawem czołgi będą wyposażone w coś na wzór brytyjskiego systemu laserowego DragonFire, który wykazał się w likwidacji dronów. Jeśli tak się stanie, skuteczność dronów zostanie radykalnie zmniejszona – aż do kolejnej ewolucji. Bo wojna ewoluuje, a atak i obrona wciąż wymieniają się przywódcami.
W bliskiej perspektywie Ukraina musi przyjąć sposób myślenia oparty w większym stopniu na wojnie manewrowej, w ramach której szybkie połączone działania zbrojne mogą wytrącić z równowagi i przemieścić statycznych agresorów. Do tego potrzebna jest współpraca lotnictwa, artylerii i piechoty z czołgami, aby wybić „dziury” w rosyjskiej obronie.
Jest jednak powód do optymizmu. Nowe systemy rakietowe (ATACMS) dostarczone przez USA runęły już w lotniska na Krymie i mają siać spustoszenie za liniami rosyjskimi. Myśliwce F-16 są na horyzoncie i powinny dać Ukrainie przestrzeń, aby jej siły pancerne mogły swobodnie manewrować i działać na ziemi.
A co najważniejsze: Ukraińcy przyzwyczajają się do nowoczesnych czołgów. Ziemia wyschła, amunicja płynie i może ruszy pancerna szarża. Zachodni czołg poruszający się z prędkością 80 km na godzinę jest o wiele trudniejszy do trafienia niż czołg statyczny.
Dni wojny pancernej nie są jeszcze policzone.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
