W okupowanym Chersoniu mobilne krematoria pracują bez przerwy. Żołnierze Putina palą zwłoki obywateli Ukrainy torturowanych i mordowanych pod zarzutem pomocy ruchowi oporu.
Palą też ciała swoich towarzyszy. Rosjanie giną od ostrzału ukraińskich pocisków oraz w wyniku ataków grup bojowników o wolność. Okupantów zabijają uzbrojeni w noże partyzanci, którzy napadają na pijanych Rosjan.
Zapach unoszący się ze spalarni zwłok jest smrodem zwęglonego mięsa i potęguje poczucie grozy w tym portowym mieście. To żywe piekło.
Jak opisuje sytuację David Patrikarakos, Rosjanom brakuje broni, amunicji i żywności. Ale wódki nie. Ci żołnierze są ściągani z najbiedniejszych regionów Rosji. Kreml traktuje ich jak mięso armatnie. Dlatego ciał nie oddaje rodzinom, pali się je na miejscu.
W Chersoniu Rosjanie są ścigani przez snajperów, atakowani między innym za pomocą zachodniego sprzętu.
Bronią, której Rosjanie boją się najbardziej, są systemy rakietowe HIMARS. Wyrzutnie są zwrotne i zabójczo celne. Jednym uderzeniem zniszczą skład amunicji lub kolumnę czołgów.

Wściekłość mieszkańców Chersonia odzwierciedla nienawiść zwykłych Ukraińców do najeźdźców. Na początku wojny, niektórzy starsi Ukraińcy, z nostalgią wspominający ZSRR, sympatyzowali z Rosją. Ale to się zmieniło. Unicestwienie Mariupola wstrząsnęło ludźmi w każdym wieku i przekonało Ukraińców, którzy mieli wątpliwości, że Kreml nie cofnie się nawet przed ludobójstwem.
Pod pretekstem niszczenia ruchu oporu żołnierze Putina wyłamują drzwi i wpadają do domów. Torturują, gwałcą mieszkańców i zabijają ich. Mienie jest plądrowane. To się dzieje w całym Chersoniu — każdego dnia, każdej nocy. Gniew, jaki wybucha we wszystkich mieszkańcach, także w najmłodszych, jest namacalny.
mm