Sędzia Eliza Feliniak we wtorek 31 maja odczytała zeznania oskarżonego ze śledztwa. Wynikało z nich, że Marek N. nie bił podopiecznych, zaś warunki w placówce były dość przyzwoite.
- Nikogo nie biłem i nie ciągnąłem za uszy
- Głaskałem i przytulałem podopiecznych. Był to wyraz mojej czułości. Nikogo nie biłem i nie ciągnąłem za uszy – zaznaczył Marek N. I stwierdził, że planował odejść z placówki z powodu konfliktu z biskupem Markiem Kordzikiem, ówczesnym zwierzchnikiem Kościoła Starokatolickiego RP.
Według Marka N., w zgierskiej placówce, która była otwarta od godz. 6 do 22, przebywały m.in. osoby niepełnosprawne, schorowane i w podeszłym wieku, które wymagały opieki całodobowej. Zajmowały się nimi pracujące na zmianę po dwie opiekunki i pielęgniarki. Od czasu do czasu pojawiał się też lekarz i pracownik socjalny.
Były problemy ze świerzbem, ale nie z jedzeniem
- Ponadto przychodzili pracownicy MOPS, którzy nie mieli zastrzeżeń oraz inspektorzy sanepidu, których zlecenia były realizowane – stwierdził w śledztwie rzekomy ksiądz.
Wyjaśnił też, że podopieczni dostawali trzy posiłki dziennie, że jedzenia nie brakowało i nikt nie był głodny. Problemem była za to inwazja świerzbu, którego nie udało się pozbyć.
Horror w Zgierzu: bicie i znęcanie się
Sprawa ta, znana jako horror w Zgierzu, była głośna w całej Polsce. W ramach tego procesu Marek N. usłyszał 30 zarzutów. Najpoważniejsze dotyczą tego, że swoich podopiecznych naraził na utratę zdrowia i życia lub na ciężki uszczerbek na zdrowiu, czego następstwem była śmierć 12 osób. Ponadto znęcał się nad nimi fizycznie i psychicznie: obrzucał obelgami, ciągnął za uszy, bił po głowie. Do tego dochodzą przekręty finansowe: od kradzieży majątku do przywłaszczania świadczeń emerytalnych.
Śledczy zaznaczają, że Marek N. do Domu Schronienia w Zgierzu, który utworzono 2 listopada 2015 roku, przyjmował każdego, kto przedstawiał dlań wartość materialną. Chodziło o to, że przejmował ich świadczenia. Wyszukiwał samotnych, niezaradnych, ułomnych umysłowo, po czym przejmował ich oszczędności i nieruchomości. Na przykład Halinę M. doprowadził do sprzedaży mieszkania, po czym przejął pieniądze z transakcji. Z kolei Małgorzata G. oznajmiła, że zapłaciła Markowi N. za krótki pobyt w placówce, a mimo to oskarżony zabrał jego emeryturę. Ponadto kobieta była wstrząśnięta warunkami, w jakich przebywał jej ojciec: był zaniedbany, zagłodzony, odwodniony, posiniaczony i zalany moczem.
W budynku unosił się zapach moczu i wilgoci
Te koszmarne warunki, w jakich przebywali podopieczni, potwierdziły wyniki kontroli i zeznania świadków. Obraz napawa przerażeniem. W budynku unosił się zapach moczu i wilgoci. Było brudno i zimno w sezonie grzewczym. Podopieczni gnieździli się w przeludnionych pokojach. Ci co leżeli byli przykryci brudną i pomiętą pościelą. Ta – podobnie jak odzież i bielizna – rzadko była prana i zmieniana. Ograniczone mycia i kąpiele sprawiły, że szerzyły się choroby zakaźne.
„Warunki bytowe w placówce urągały ludzkiej godności” – podsumowują prokuratorzy.
Sąd skazał już "księdza" na cztery lata więzienia
Marek N. został zatrzymany 26 października 2016 roku. Okazało się, że był już wiele razy karany – m.in. przez sądy w Wieluniu, Myszkowie, Wołominie i Warszawie. W sprawie afery w Zgierzu też został ukarany za pięć zarzutów dotyczących oszustw, przywłaszczeń i pozbawienia wolności, które prokuratura wyłączyła do osobnego rozpoznania i skierowała do Sądu Rejonowego w Zgierzu. Ten skazał „księdza” na cztery lata więzienia i 13,5 tys. zł grzywny. Wyrok jest już prawomocny.
