Koronawirus - niestety - rośnie w siłę. Wellinger wiedział to już w momencie, gdy pakował walizki do Australii. Na drugi koniec świata wybrał się w połowie marca. Kibice mocno go za to krytykowali, uważając, że mistrz olimpijski powinien dawać przykład młodym kibicom. Niemiec jednak nie poddał się żadnej kwarantannie, a bawił się na desce surfingowej na antypodach. Efekt? Złamany obojczyk i kolejna przerwa.
"W obecnej sytuacji cieszę, że wróciłem do domu. Jedno z moich skrzydeł zostało unieruchomione. Podczas surfingu złamałem obojczyk i musiałem go poskładać. Najbliższe tygodnie nie będą wyglądały tak, jak sobie zaplanowałem, ale w jakiś sposób dotyczy to nas wszystkich. Głupio wyszło, ale lecimy dalej!" - napisał na swoim koncie na Instagramie Wellinger.
Mistrz olimpijski z normalnej skoczni w Pjongczangu stracił cały miniony sezon Pucharu Świata. W czerwcu zeszłego roku zerwał więzadło krzyżowe. Po powrocie z wakacji miał wznowić treningi. Powrót jednak się opóźni, a naczelnym problemem sytuacji nie jest koronawirus....
