Spis treści
Szczęsny szokuje świat swoją decyzją
Zawsze potrafił szokować. Kontrowersyjny, pewny siebie - mówi, co myśli, często nie przebierając w słowach. We wtorek zaskoczył cały piłkarski świat.
„Wyjechałem z Warszawy, mojego rodzinnego miasta w czerwcu 2006 r., aby dołączyć do Arsenalu z jednym marzeniem - żyć z piłki nożnej. Nie wiedziałem, że to będzie początek życiowej podróży. Nie wiedziałem, że będę grać w największych klubach świata i reprezentować swój kraj 84 razy. Nie wiedziałem, że nie tylko będę zarabiać na życie z gry, ale gra stanie się całym moim życiem. Nie tylko zrealizowałem swoje marzenia, ale dotarłem tam, gdzie moja wyobraźnia nawet nie odważyła się mnie zabrać. Grałem na najwyższym poziomie z najlepszymi w historii, nigdy nie czułem się gorszy. Nawiązałem przyjaźnie na całe życie, stworzyłem niezapomniane wspomnienia i poznałem ludzi, którzy wywarli niesamowity wpływ na moje życie. Wszystko, co mam, i wszystko, czym jestem, zawdzięczam tej pięknej grze... Ale dałem też grze wszystko, co miałem. Dałem 18 lat mojego życia, codziennie, bez wymówek. Dzisiaj moje ciało wciąż czuje się gotowe na wyzwania, ale mojego serca już w tym nie ma. Czuję, że teraz nadszedł czas, aby poświęcić całą moją uwagę mojej rodzinie - mojej wspaniałej żonie Marinie i dwójce naszych pięknych dzieci Liamowi i Noelii. Dlatego zdecydowałem się odejść z profesjonalnej piłki. Koniec podróży to czas refleksji i wdzięczności. Jest wiele osób, którym musiałbym podziękować w tym miejscu, ale postaram się spotkać osobiście z każdym z nich. Ale Wam - fanom - przesyłam szczególne podziękowania za to, że byliście ze mną w tej podróży. Za wsparcie i krytykę, za miłość i nienawiść, za to, że jesteście najpiękniejszą i najbardziej romantyczną częścią piłki nożnej. Bez was nic z tego nie miałoby sensu! Dziękuję!” - napisał Wojciech Szczęsny na Instagramie.
Mógł jeszcze grać Nikt, pewnie poza bliskimi, takiej decyzji Szczęsnego się nie spodziewał. Owszem, mówiło się, że kończy karierę reprezentacyjną, ale po jego odejściu z Juventusu Turyn, polskim bramkarzem miały interesować się kluby z Arabii Saudyjskiej, Włoch, Hiszpanii.
Dziennikarze „La Gazzetta dello Sport” zauważają, że Szczęsny miał rozmaite opcje gry.
„Zamiast tego Szczęsny ponownie wszystkich zaskoczył. Skończył z futbolem. W wieku 34 lat polski piłkarz mówi, że ma dosyć. Zrobił to, publikując w mediach społecznościowych długi list” - czytamy w dzienniku.
„La Stampa” także pisze, że polski bramkarz mógł grać na doskonałym poziomie jeszcze przez kilka sezonów, „ale coś w jego wrażliwej duszy pękło”.
„Jak grom z jasnego nieba, bo sprawność fizyczna i młody wiek, zwłaszcza w przypadku bramkarza, nie pozostawiły po sobie żadnych dziwnych znaków. Ale zamiast tego następuje pożegnanie, którego nikt się nie spodziewał” - to dalej „La Stampa”.
Na decyzję Polaka zareagowali w mediach społecznościowych piłkarze z całego świata. Dziękowali mu za grę, życzyli powodzenia.
„Wszystkiego najlepszego na emeryturze, Wojciech” - napisał londyński Arsenal.
„Gratuluję kariery, przyjacielu! Życzę wszystkiego najlepszego w przyszłości” - to Thibaut Courtois, gwiazdor Realu Madryt.
Do wpisu Szczęsnego odniósł się także Grzegorz Krychowiak, przyjaciel Szczęsnego.
„Wojtek, możesz być dumny z tego, co osiągnąłeś, bo byłeś bramkarzem klasy światowej, grając w najlepszych europejskich klubach. Dida” - zaczął Krychowiak. „To była przyjemność dzielić z Tobą szatnię, przeżyliśmy mnóstwo fantastycznych momentów na boisku, ale jeszcze więcej poza nim. Znamy się dłużej niż ze swoimi żonami, moglibyśmy napisać książkę o swoich historiach i przygodach, zaczynając od kadr młodzieżowych, kończąc na realizacji naszych marzeń i reprezentowania naszego kraju. Bierhoff” - podkreślił. „Życzę Ci samych sukcesów w kolejnym etapie twojego życia. Tak jak wcześniej mówiłem trochę naszej wspólnej historii w postaci zdjęć?? PS wrzuciłem takie zdjęcia, żeby postawić Cię w jak najlepszym świetle” - dodał jeszcze.
Michał Probierz, selekcjoner reprezentacji Polski nie mógł nie zauważyć wtorkowego wpisu Szczęsnego.
„Wojtek, dziękuję za wszystko. Szkoda, ale ja doskonale rozumiem potrzebę przejścia przez życie na własnych zasadach. Zawsze mogliśmy na Ciebie liczyć na boisku i poza nim. Powodzenia i do zobaczenia!” - napisał w mediach społecznościowych.
Zbigniew Boniek głos zabrał dopiero we wtorek wieczorem.
„Decyzja radykalna, mogło być bardziej soft. Dzięki Wojtek. Było miło z Tobą spędzać czas, rozmawiać i………. czasami podpalać. Powodzenia” - tak pożegnał byłego bramkarza w serwisie X.
Tak, decyzja radykalna i, dodajmy od razu, nietuzinkowa.
- Większość piłkarzy gra najdłużej jak się da, chcą odłożyć pieniądze na starość. Nawet, jeśli nie są już w szczytowej formie. Szczęsny mógł jeszcze pograć kilka sezonów, ale chce się nacieszyć żoną i dziećmi. Fajna, mało popularna decyzja - mówi Robert Zieliński, dziennikarz sportowy. I dodaje, że paradoksalnie, w ostatnim czasie forma Szczęsnego się ustylizowała. Wcześniej, to była sinusoida: potrafił grać wybitne mecze, ale miewał także słabe występy. Chociaż możliwości zawsze miał ogromne.
- Oceniam go bardzo wysoko, również ze względu na to, o czym już wspomniałem - z powodzeniem „wszedł w buty” Buffona. Dla mnie to obecnie TOP3 bramkarzy na świecie. Jeśli chodzi o polski futbol, to jest to drugi najlepszy bramkarz w historii po Józefie Młynarczyku - stwierdził w rozmowie z TVP Sport były golkiper Arkadiusz Onyszko.
Marzył o karierze napastnika
Szczęsny urodził się 18 kwietnia 1990 r. w Warszawie. Jego ojcem jest były bramkarz reprezentacji Polski Maciej Szczęsny, więc właściwie od początku wiadomo było, że i on prędzej czy później stanie między słupkami, chociaż na początku marzył o karierze napastnika.
- Tak naprawdę to nie do końca był mój wybór. Więcej, ja nie chciałem nim być, choć pozwalały mi warunki fizyczne. Trener Agrykoli Jacek Rutkowski powiedział któregoś dnia, żebym spróbował, bo przecież tata był bramkarzem i grał w reprezentacji Polski, a ja byłem najwyższy z rówieśników i, jak na wysokiego chłopaka, miałem dobrą koordynację. Potem, kiedy zobaczyłem, że jest szansa, by w ten sposób zarabiać na chleb, to spróbowałem się przekonać, że lubię tę robotę i wykonuję ją najlepiej, jak potrafię - powiedział w rozmowie z Robertem Błońskim dla „Przeglądu Sportowego”.
Zanim stanął w bramce, razem ze starszym bratem Janem trenował akrobatykę i tenisa ziemnego, chodził też na taniec towarzyski. Dzisiaj niewiele o tym mówi.
- Nie wiem, skąd wzięły się zajęcia taneczne w moim życiu. Totalne nieporozumienie. I o dziwo, chyba była to inicjatywa ojca. (...) Chodziłem na te zajęcia chyba dwa lata, a brat aż trzy. Wygrał nawet jakieś mistrzostwa Mazowsza. Przy nim jestem nikim. Dziś pozostała mi tylko klasyka - podpieram ścianę i jedynie nóżka chodzi - wspominał w wywiadzie dla „Playboya” w 2012 r.
Postawił na piłkę nożną. Z Agrykoli Warszawa trafił do Akademii Legii Warszawa. W 2006 podpisał kontrakt z Arsenalem, w sezonie 2009/2010, został pierwszym bramkarzem tego klubu. Dwukrotnie zdobył z Arsenalem Puchar Anglii, sięgnął po Tarczę Wspólnoty, a wraz z Petrem Čechem zdobył Złotą Rękawicę Premier League 2013/2014. W 2015 roku został wypożyczony do włoskiego klubu AS Roma. W rozgrywkach Serie A w dwóch kolejnych sezonach zdobył odpowiednio brązowy i srebrny medal, a w kampanii 2016/2017 zachował najwięcej czystych kont w lidze. Trafił do mistrza Włoch Juventusu Turyn. W pierwszym sezonie był zmiennikiem Gianluigiego Buffona, rok później, kiedy Buffon odszedł z klubu, został pierwszym bramkarzem zespołu i przejął po Buffonie koszulkę z numerem „1”. Z Juventusem trzykrotnie zdobył mistrzostwo Włoch, dwukrotnie Puchar Włoch i Superpuchar Włoch. W 2017 uzyskał nominację do nagrody Lwa Jaszyna dla najlepszego bramkarza na świecie. W sezonie 2019/2020 otrzymał nagrodę dla najlepszego bramkarza Serie A. W 2019 r., kiedy do klubu powrócił Buffon, Wojciech Szczęsny zaproponował mu oddanie numeru „1” . Włoch podziękował, nie przyjął koszulki twierdząc, że „jedyną słuszną rzeczą jest, by podstawowy bramkarz Szczęsny grał z numerem 1”.
14 sierpnia 2024 r. Juventus poinformował o rozwiązaniu kontraktu ze Szczęsnym za porozumieniem stron, klub nie brał go pod uwagę w kontekście przyszłego sezonu.
- Generalnie uważam, że to nie jest mądra decyzja ze strony klubu, jednak absolutnie żalu nie mam. Uważam, że ta decyzja nie obroni się z punktu widzenia sportowego, ale mam nadzieję, że jestem w błędzie - stwierdził Szczęsny w wywiadzie z Mateuszem Święcickim. W podobnym tonie o sprawie pisały włoskie media.
Szczęsny miał jednak propozycje gry, nie musiał żegnać się z boiskiem.
Uchodzi za pewnego siebie fightera
W reprezentacji Polski zadebiutował już w 2009 r. w meczu z Kanadą, zastępując w drugiej połowie Tomasza Kuszczaka. W kadrze jednym z najbliższych przyjaciół Wojciecha Szczęsnego był Grzegorz Krychowiak - znają się od lat, razem występowali w młodzieżowych reprezentacjach Polski.
„Razem przegrywaliśmy i się podnosiliśmy, razem wygrywaliśmy i się cieszyliśmy. Razem dorastaliśmy, a (...) niedługo razem będziemy się starzeć. Zmieniały się kategorie wiekowe reprezentacji, od U-15 do pierwszej, zmieniali się trenerzy, twoje ubrania i fryzury. Nie zmienia się tylko to, że wciąż jesteś tak dziwny, jak 14 lat temu i takiego cię uwielbiam. Najlepszego, przyjacielu” - napisał Szczęsny w 2018 r., składając urodzinowe życzenia Krychowiakowi.
Szczęsny razem z Krychowiakiem i Robertem Lewandowskim mieli bardzo duży wpływ na to, co działo się w szatni Polaków, stanowili taką „grupę trzymającą władzę”.
- Cała trójka cieszyła się bardzo mocną pozycją także poza boiskiem - zauważa Robert Zieliński.
Przez całą reprezentacyjną karierę Szczęsny rywalizował z Łukaszem Fabiańskim. Jeden i drugi miał swoich zwolenników i przeciwników. Kiedy we wrześniu 2021 r. reprezentacja Polski grała mecz przeciwko Albanii, w bramce Polaków stał Szczęsny, ale też kilka tygodni wcześniej Fabiański przeszedł na reprezentacyjną emeryturę.
- Rywalizacji z Łukaszem już nie będzie i przyznam, że jest inaczej na treningach. Są ludzie, którzy wolą Fabiańskiego. Są ludzie, którzy wolą Szczęsnego. Każda ze stron ma rację, ale jeśli ktoś szuka wzoru do naśladowania, niech naśladuje Fabiańskiego, a nie Szczęsnego - stwierdził Szczęsny na konferencji prasowej po tym meczu.
Słynie z ciętego języka, dowcipu, uchodzi za pewnego siebie fightera. Kiedy podczas mundialu w Katarze reprezentacja Polski była krytykowana za grę „lagą na Robercika” (czyli za posyłanie długich i niedokładnych podań do Roberta Lewandowskiego), Szczęsny lapidarnie i ironicznie stwierdził: „moje lagi są precyzyjne”.
- (Zakładałem maskę - przyp. red.), gdy miałem 19 lat i grałem w Brentford z prawdziwymi bykami. Czułem się wtedy malutki, młodziutki, ale byłem bramkarzem, więc nie chciałem sobie pozwolić na to, by być odbieranym jako niepewny siebie chłopiec między słupkami. Dlatego wychodziłem na boisko z klatą do przodu i głową do góry, udając, że oto nadchodzi pan Wojtek. A potem tak mi już zostało, na zasadzie powiedzenia „fake it till you make it” („udawaj, aż stanie się to prawdą”- red.). Podobnie zadziałałem przed randką ze swoją żoną. Normalnie nie stresowałem się takimi spotkaniami, wiedziałem, że zawsze coś zagadam i będzie dobrze. Tu było inaczej, w życiu nie czułem takich nerwów. Czekając na nią, odkręciłem więc okno, wystawiłem łokieć i podgłośniłem muzykę na maksa. Wydawało się, że jestem kozak, podczas gdy druga ręka, schowana w aucie, drżała. Zabawne, że Marina po jakimś czasie powiedziała mi, że na pierwszej randce najbardziej zaimponowała jej moja pewność siebie - wyznał w rozmowie z Tomaszem Smokowskim, która ukazała się w „Kwartalniku Sportowym”.
Może i tak, ale potrafi przyłożyć. I często nie przebiera w słowach.
- Bardzo chętnie przyjmuję krytykę, ale Radosław Majdan mówiący, że coś mu jedzie wiochą? To tak, jakby Donald Tusk uczył ludzi, jak wymawiać „R” - stwierdził w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. Przed meczem ze Szwecją, którego stawką był wyjazd na katarski mundial, krzyknął do kolegów: „Panowie, dla mnie, dla Lewego, dla Krychy, dla Glika, to jest ostatnia szansa, żebyśmy zagrali na mistrzostwach świata. Nie spierd**my tego!”.
W Juventusie palił legalnie Pali. To jego sposób na odreagowanie. Po meczu z Walią w Lidze Narodów, który Polska wygrała 1:0, a jednym z bohaterów w polskiej ekipie był właśnie on, po meczu zapalił papierosa.
- Wszedłem po meczu do szatni i myślałem, że toaleta się pali. Słyszę, że Wojtek tam jest. Pytam: Wojtek, co się dzieje? Odpowiedział, że woda się spłukuje i dym leci - opowiadał potem selekcjoner Czesław Michniewicz.
Rok wcześniej paparazzi przyłapali go, gdy palił papierosa przed meczem z Hiszpanią podczas Mistrzostw Europy. Kiedy grał w Arsenalu Londyn, jego ówczesny trener Arsene Wenger za palenie ukarał go grzywną.
- W tamtym czasie paliłem regularnie i trener bardzo dobrze o tym wiedział. Nie chciał tylko, żeby ktokolwiek palił w szatni i o tym również wiedziałem. Wszystko przez emocje. Poszedłem w kąt pryszniców, na samym końcu szatni, gdzie nikt nie mógł mnie zobaczyć i zapaliłem jednego papierosa - wspominał Szczęsny.
W Juventusie palił legalnie, miał pozwolenie od klubu i psychologa. Jak zdradził jednemu z dziennikarzy, skoro jeden czy dwa papierosy pozwalają mu się rozluźnić, to może palić gdzie chce, bo ukrywanie się z paleniem może mu „popsuć komfort psychiczny”.
Nie zgrywa świętoszka. W rozmowie z Tomaszem Smokowskim przyznał, że na jednym meczu nie był w najlepszej formie i miał tego świadomość.
- Zagrałem jeden mecz w życiu na kacu, na szczęście towarzyski. W sumie zaprezentowałem się z fajnej strony, ale miałem poczucie samoobrzydzenia związanego z tym, w jakim jestem stanie. To był turniej Emirates Cup, za czasów występów w Arsenalu. Graliśmy dwa mecze, dzień po dniu. Popiłem przed pierwszym. Dzień później czułem się świetnie, ale też znam swój organizm i wiedziałem, że kiepsko będzie dopiero jutro. No i faktycznie. Przegraliśmy tamto spotkanie, z Galatasaray, bodaj po rzucie karnym - opowiadał.
Trudne relacje z ojcem Szczęsny od lat jest mężem piosenkarki Mariny Łuczenko, wcześniej był związany z Sandrą Dziwiszek. Sam lubi śpiewać, gra nawet na pianinie.
- W szatni nie cierpią, jak nucę coś pod nosem. A to Bruno Marsa, a to „List do M.”, „W życiu piękne są tylko chwile” czy „Do kołyski” Dżemu. Kiedyś miałem na nich niesamowitą zajawkę. (...) Zawsze przed meczem słucham „Samba pa Ti” Carlosa Santany. Same instrumenty, zero wokalu. Mam nadzieję, że Carlos przed swoimi koncertami ogląda moje interwencje… - opowiadał w „Playboyu”.
Małżonkowie mocno się wspierają. Szczęsny pracował z żoną przy jej mundialowej piosence „This Is the Moment”. Marina Łuczenko kibicuje mężowi na każdym meczu, jeśli nie na stadionie, to przed telewizorem, to do niej dzwoni Szczęsny przed każdym spotkaniem.
- Przed każdym meczem do mnie dzwoni i zawsze siedzi w autobusie, bo przemieszczają się z hotelu na mecz. Dzwoni i mówi: »Kochanie, jadę już na mecz«. Ja go ściskam, całuję, wysyłam mu pozdrowienia, powodzonka, takie nasze pierdółki, ale zawsze musi ze mną porozmawiać. Raz chyba było, że nie udało mu się do mnie dodzwonić, bo miałam jakąś pracę, ale i tak wygrał mecz. Bardzo się wspieramy - mówiła piosenkarka w rozmowie z Plejadą.
Sześć lat temu na świat przyszedł syn pary - Liam. 3 lipca 2024 urodziła się ich córka, Noelia.
Z ojcem, Maciejem, nie ma najlepszych kontaktów. W każdym razie w 2013 r. ich relacje mocno się ochłodziły. Sześć lat temu w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Maciej Szczęsny tak relacjonował ich ostatnią rozmowę.
- Była środa wieczór, jak zadzwonił do mnie i zaprosił do Londynu na sobotnie spotkanie w Premier League i wtorkowe w Lidze Mistrzów. Przed tą rozmową przeżyłem dwa tygodnie wielkiego, absurdalnego stresu. Zaproponowałem mu, że wrócę dopiero w czwartek, żebyśmy w środę mieli czas pogadać. Potrzebowałem tego. „Jasne tato, nie ma problemu. Jutro wyślę ci wszystkie szczegóły, numer lotu, napiszę, kto po ciebie przyjedzie na lotnisko - relacjonował Maciej Szczęsny. I dalej: - Rozmawialiśmy przez godzinę. W końcu Wojtek zakończył słowami: „Przepraszam cię tato, ale dwa dni temu wprowadziła się do mnie Marina, ona wcześnie chodzi spać i cały czas mnie woła, żebym przyszedł. Pogadamy, jak się zobaczymy”. Czekałem na kontakty, ale już ich nie dostałem. Kamień w wodę - podsumował.
Z kolei Wojciech Szczęsny w rozmowie z „Kwartalnikiem Sportowym” opowiedział o braku więzi z ojcem.
- Relacji w ogóle nie ma, więc ciężko mi ją nazwać trudną. Wbrew pozorom, w tej sytuacji jest prosta. Nie bawię się w publiczne tłumaczenie, dlaczego tak jest, bo czuję, że nie mam się z czego tłumaczyć. Są takie rzeczy, które zostają w rodzinie, nawet jeśli tej relacji nie ma - podsumował bramkarz.
Ostatni mundial w Katarze
Poza sportem interesuje się projektowaniem wnętrz, o czym opowiedział kilka lat temu w jednym z wywiadów dla włoskich mediów.
- Moim marzeniem jest zostać architektem i projektantem wnętrz, bo bardzo lubię urządzać. Od zawsze projektowałem i wybierałem meble do swoich mieszkań. Kiedy zamieszkałem sam w Londynie, byłem bardzo młody i nie miałem pieniędzy na architekta, sam umeblowałem dom i byłem zachwycony. Myślę, że to moja przyszłość - mówił w rozmowie z portalem gazzetta.it.
Niedawno wyznał, że chciałby pójść na studia, że interesuje go architektura, branża deweloperska.
Ostatnie wielkie piłkarskie imprezy nie były dla niego udane, ale na mundialu w Katarze Szczęsny pokazał, że jest jednym z najlepszych bramkarzy na świecie. To był jego turniej. Obronił dwa rzuty karne, w tym strzelanego przez Leo Messiego, jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego piłkarza świata. Kiedy stał naprzeciwko Messiego uspokajał jeszcze ręką kolegów, jakby mówił: „Panowie, luz, dam radę!”. Dał radę. Szczęsny był gwiazdą naszej drużyny. Świetnie bronił polskiej bramki, to dzięki niemu Polska po 36 latach znalazła się w jednej ósmej mundialu, w której przegrała spotkanie z Francją.
Po porażce polski bramkarz nie miał czasu pożegnać się z kibicami, musiał biec i pocieszać syna.
Nagranie Wojtka Szczęsnego tulącego zapłakanego Liama obiegło zachodnie media. Redaktorzy oficjalnego portalu FIFA przyznali, że był to jeden z najbardziej wzruszających momentów turnieju. Ale o Szczęsnym światowe media pisały nie tylko z powodu Liama, on po prostu dobrze grał. Ten mundial był dla niego ważny, do tej pory na większych imprezach nie miał szczęścia. Zszedł z meczu otwarcia Euro 2012 po czerwonej kartce, podczas Euro 2016 doznał kontuzji, grał słabo podczas mundialu w 2018 r., na Euro 2020 zaliczył bramkę samobójczą i choć ma w swoim CV świetne spotkanie na Stadionie Narodowym, kiedy po raz pierwszy wygraliśmy z Niemcami, to dopiero w Katarze pokazał, co potrafi. Znalazł się w wytypowanej przez dziennikarzy francuskiego „L’Équipe” jedenastce najlepszych zawodników fazy grupowej mistrzostw świata w Katarze.
„Bez Wojciecha Szczęsnego Polska, która zakwalifikowała się z lepszym bilansem bramek (w rywalizacji z Meksykiem - red.), z pewnością nie byłaby w 1/8 finału” - można było przeczytać we francuskim dzienniku sportowym. „L’Équipe” przypominał, że Szczęsny zabłysnął już w pierwszym starciu z Meksykiem, a później „utrzymał swoich kolegów z reprezentacji przy życiu”, broniąc rzut karny w meczu z Arabią Saudyjską.
„Swoją perfekcyjną fazę grupową zakończył, broniąc kolejny rzut karny, wykonany przez Lionela Messiego, w ostatnim spotkaniu” - dodał dziennik.
O Euro 2024 roku mówiło się, że to będzie jego pożegnanie z reprezentacją. Szczęsny wystąpił w czterech meczach, biało-czerwoni odpadli po porażce z Francją w jednej ósmej finału. To nie była udana impreza Polaków.
Dwa miesiące po niej Szczęsny postanowił zakończyć piłkarską karierę. Chce więcej czasu spędzać z rodziną, aktywniej włączyć w wychowanie dzieci. Chociaż to pewnie nie wszystko. Ma już plan.
Swój wpis na Instagramie zakończył tak: „Teraz każda historia ma swój koniec, ale w życiu każde zakończenie jest nowym początkiem. Co przyniesie mi ta nowa droga - czas pokaże. Ale jeśli ostatnie 18 lat nauczyło mnie czegokolwiek, to tego, że nie ma rzeczy niemożliwych, i uwierz mi, będę marzyć o CZYMŚ WIELKIM!”.
