Spokojnie. Trochę śmieszy mnie ta dyskusja o zakazie handlu, a jeszcze bardziej wzmożenie, jakie dokonało się wokół wolnej niedzieli. Przede wszystkim dlatego, że stała się ona kolejnym sztandarem - przeciwnicy PiS wymachują nim jak konstytucją, swobodami i wolnościami obywatelskimi, gotowi są budować barykady na warzywniaku i mięsnym w obronie prawa do zapełnienia wózka sklepowego w niedzielę. Zwolennicy są „za”, bo to przecież zakaz wprowadzony przez ich rząd. PiS wprowadzając zakaz handlu w niedzielę kolejny raz ubiegł lewicę, pokazał socjalną „twarz”, choć zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że była to spłata politycznego zobowiązania wobec Solidarności za wyborcze poparcie.
Sam nie będę udawał świętego. Zdarzało mi się od czasu do czasu robić zakupy w niedzielę. I bez tych zakupów też przeżyje, zwłaszcza, że nie wprowadzono jeszcze godziny policyjnej i naprawdę, jeśli ktoś będzie miał palącą potrzebę, znajdzie otwarty sklep, gdzie za ladą powinien stać sam właściciel. Naprawdę, prawo do zakupów w niedzielę nie jest podstawowym prawem obywatelskim. Zatem nic strasznego w zakazie handlu w niedzielę nie widzę.
Tak naprawdę interesują mnie skutki, jakie wywołało nowe prawo. Te społeczne powinny być pozytywne. To mimo wszystko ucywilizowanie pracy w weekendy dla prawie pół miliona zatrudnionych w handlu. Naprawdę po raz drugi: nieprzypadkowo handel w niedzielę podlega ograniczeniom w wielu zachodnich gospodarkach. Nie dostrzegają tego już tylko dogmatyczni liberałowie. Socjolog dopowie również, że wolna niedziela, bez obowiązkowej wizyty w kościele konsumpcjonizmu, czyli galerii handlowej, sprawi, że być może ludzie więcej będą rozmawiać ze swoimi bliskimi. Może tak być, choć oczywiście, rozwoju duchowego i rozmowy nie da się zadekretować ustawą, nikt nie zostanie zmuszony do uprawiania sportu, hobby czy inwestowania własnego czasu w rodzinę.
Ale ważne są również ekonomiczne skutki ustawy. Z nich nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, może być tak, że okażą się one bolesne. Węgrzy musieli wycofać się podobnych przepisów, bo były za bardzo dotkliwe dla gospodarki, wycofali się z zakazu pod naciskiem właścicieli małych sklepów. Ale przekonamy się o nich za jakiś czas, bo dziś jesteśmy w miejscu w którym to praca szuka człowieka, a nie człowiek pracy. Dziś coraz częściej w sklepach słychać u sprzedawców ukraiński czy rosyjski zaśpiew. Dlatego z powodu wolnej niedzieli rynek pracy nie przeżyje tąpnięcia z powodu zwolnień, nie będzie dramatu. Pytanie, czy ten zakaz przetrwa również w czasie pogorszenia koniunktury, pozostaje jednak otwarte. Z pewnością nie ideologizowałbym nowego prawa, to nie jest żadna represja. Oby również, gdy okaże się, że jest więcej strat niż korzyści z nowego prawa, zmusza do tego rzeczywistość, potrafiono się z niego bez ideologii wycofać.
AIP/x-news
POLECAMY: