Jeszcze w czwartek Iga Świątek ściskała się z Rafaelem Nadalem i opowiadała mediom o tym, jak planuje skutecznie pomagać ofiarom rosyjskiej napaści na Ukrainę (podczas turnieju w Kalifornii - symbolicznie - gra z małą wstążki w kolorach ukraińskiej flagi przypiętą na meczowym stroju).
W piątek po raz pierwszy wyszła na kort, a jej rywalką w drugiej rundzie (w pierwszej, jako rozstawiona, miała wolny los) była Anhelina Kalinina. 50. na świecie Ukrainka, która w pierwszej rundzie pokonała w dwóch setach Francuzkę Clarę Burel (6:2, 6:3), nie wydawała się bardzo trudną rywalką dla naszej najlepszej singlistce (4. WTA), która pod koniec lutego wygrała mocno obsadzony turniej WTA 1000 w Doha, tracąc we wszystkich meczach tylko jednego seta.
Tym bardziej zaskakujący mógł być dla polskich kibiców początek tego pojedynku. W pierwszym secie zobaczyli to drugie - gorsze - oblicze Świątek, o którym po jej występie w stolicy Kataru zaczynali już powoli zapominać. Fatalny serwis (aż cztery przełamania w pierwszym secie), błędy. Kalinina też nie rozgrywała wielkiego spotkania, więc przy prowadzeniu Polki 4:2 mogło się wydawać, że mimo wszystko zdoła rozstrzygnąć tę partię na swoją korzyść. Nie zdołała.
Przed drugim setem Świątek skorzystała z przerwy toaletowej i na chwilę opuściła kort, żeby ochłonąć. Pomogło, bo choć zaraz po powrocie musiała bronić dwóch break pointów, to jednak wygrała tego gema. A potem poszła za ciosem, zdobywając pięć kolejnych i wyrównując stan meczu na 1:1. Podobnie wyglądała decydująca partia, Polka grała coraz lepiej, a zdenerwowana wydarzeniami na korcie Kalinina coraz częściej się myliła. Do końca spotkania zdołała wygrać już tylko jednego gema.
O 1/8 finału Świątek zagra z Brazylijką Beatriz Haddad Maią (61. WTA), albo Dunką Clarą Tauson (40. WTA).
