Pisarz Wojciech Albiński wyłożył kilka dni temu w Kulturze Liberalnej nową, bardzo ciekawą stawkę wyborów prezydenta stolicy: choć mowa o wyborach na prezydenta Warszawy, to chodzi też o koronację na króla rosnącej w siłę klasy średniej w Polsce. Bardzo to ciekawe, bardzo świeże, i zgadzam się z Albińskim, że wybór pomiędzy tymi dwoma kandydatami, Patrykiem Jakim a Rafałem Trzaskowskim, to po raz kolejny wybór snu, mirażu, wyobrażenia, wizji samozadowolenia, ale nie tylko wybór prezydenta Warszawy.
CZYTAJ TAKŻE: [WYBORY SAMORZĄDOWE 2018] Wybory do sejmików. PiS wygrywa w większości województw, ale...
CZYTAJ TAKŻE: Patryk Jaki i jego wpadki w sieci. Pierwszą zaliczył jako radny Opola. Napisał anonimowego maila, w którym chwalił sam siebie
Dodam jeszcze od siebie, że te wybory będą też mieć dodatkową stawkę, wręcz symboliczną. Nie chodzi tylko o to, że zwycięstwo w Warszawie jest trampoliną do sukcesu ogólnopolskiego dla zwycięzcy, że później ktoś, kto zdobywa prezydenturę stolicy, niejako z automatu wchodzi do ekstraklasy politycznej i liczy się jako kandydat w wyborach na prezydenta Polski czy może zgłaszać swoje aspiracje jako lider siły politycznej. To bajka przyszłości. Pożyjemy, zobaczymy. Ale w wypadku tych wyborów to będzie swego rodzaju etykieta. Nawet jeśli opozycja przegrała wybory do większości sejmików, na co bardzo wyraźnie zanosi się, ale wygra wybory w Warszawie, będzie to sygnał, że odwraca się dobra passa PiS-u. Nie powinno być to trudne, zważywszy, że sympatie polityczne Warszawiaków ciążą ku Platformie Obywatelskiej. A jednak będzie to bardzo trudne, co widać po kilku tygodniach korespondencyjnej kampanii między Patrykiem Jakim a Rafałem Trzaskowskim. Patrząc na to, jakie obaj czynią starania, zabiegi, mam nieodparte wrażenie, że Jaki bardzo chce wygrać te wybory, a Trzaskowski bardzo mocno tkwi w swoim samozadowoleniu. Przywoływanie porównania do kampanii Bronisława Komorowskiego już nie będzie oryginalne, bo padało ono kilkakrotnie, ale pozostaje bardzo trafione. Nawet jeśli dać mu już spokój i nie czynić wyrzutów z faktu, że był bliskim współpracownikiem Hanny Gronkiewicz-Waltz i tym samym spada na niego część rachunku za patologię stołecznej reprywatyzacji, które wynikają z zaniedbań pani prezydent, panującego w mieście rządzonym przez Platformę Obywatelską niewyobrażalnego bałaganu wokół tych spraw, to fundamentalne pozostaje inne pytanie. Pytanie o wizję.
CZYTAJ TAKŻE: Rafał Trzaskowski o rządach Hanny Gronkiewicz-Waltz: Była olbrzymia wpadka i skandal związany z reprywatyzacją
W wypadku Patryka Jakiego, wiem, jaką on ma wizję. Szeryfa, któremu marzy się kilka spektakularnych pojedynków na głównej ulicy. Faceta, który będzie gonił urzędasów do roboty. A Trzaskowski w tym czasie przysypia nad sojowym latte. Tak, tak, zaraz ktoś powie, że kupuję naiwnie przekaz wymyślony przez specjalistów od wciskania kitu. Nie. Umówmy się, że ta kampania, niebędąca przecież jeszcze kampanią wyborczą, przybiera formę licytacji na to, kto zbuduje więcej linii tramwajowych czy da więcej prezentów Warszawiakom. Ale ja piszę o czymś innym. O tym, że Jakiemu się chce, że zaledwie po dwóch tygodniach odkąd został kandydatem na prezydenta, zrobił więcej by nim zostać, niż Rafał Trzaskowski przez ostatnie pół roku.
AIP/x-news
POLECAMY: