W wyniku eksplozji prochu strzelniczego zginęły tam dwie osoby, a sześć zostało rannych. Czterech pracowników przewieziono do szpitala w Ząbkowicach Śląskich. Feralnego dnia na terenie fabryki pracowało 17 osób.
Ponad cztery godziny szukano dwóch mężczyzn, którzy jako jedyni znajdowali się w budynku fabryki w momencie wybuchu. Ofiary to 34-latek, który w fabryce w Mąkolnie pracował od roku i jego o 12 lat starszy kolega, który pracował w niej od stycznia.
- Najprawdopodobniej doszło do dwóch wybuchów. Pierwszy był mniejszy, drugi silny - nieoficjalnie powiedział nam pracownik fabryki, który nie odniósł większych obrażeń. Gdy doszło do eksplozji był na przerwie śniadaniowej.
Na obecnym etapie śledztwa Mariusz Pindera, naczelnik wydziału Prokuratury Okręgowej w Świdnicy przyjmuje dwie wersje przyczyn katastrofy.
Mogło dojść do wybuchu prochu w miejscu, gdzie był on produkowany. Prokurator zakłada, że wybuch mógł nastąpić wskutek nieumyślnego działania człowieka. Pindera nie wyklucza także, że mogła to być samoistna eksplozja. W przyszłym tygodniu odbędzie się sekcja zwłok ofiar, która może pomóc w ocenie sytuacji.
Na miejscu katastrofy pracowały 22 zastępy straży pożarnej, w tym grupa ratownictwa chemicznego i grupa ratowniczo-poszukiwawcza. Rodziny ofiar objęto opieką psychologa.
Zakład w Mąkolnie jest najstarszą tego typu fabryką na świecie, w której produkowany był proch.
TVN24/x-news