Podczas sobotniego treningu zderzył się z samochodem. - Jest już w miarę dobrze – powiedział nam w niedzielę Tomasz Marczyński. - Najważniejsze, że nie mam żadnych złamań, jestem mocno poobijany, mam trochę szwów na ciele. Po wypadku trafiłem do szpitala, ale już jestem w domu w Grenadzie. Do nieszczęśliwego zdarzenia doszło w chwili, gdy zjeżdżałem w dół przez małe miasteczko w Hiszpanii gdzie trenuję. Z podporządkowanej uliczki wyjechał pick-up i uderzyłem w niego głową. Nie przeleciałem przez maskę, tylko wgniotłem bok auta. Jestem mocno pokiereszowany. Myślę, że miałem jakieś 45 km/h na liczniku. Przyjechała karetka, policja, a ja zostałem odwieziony do szpitala.
Marczyński, który miał tak udany zeszły sezon (m.in. dwa wygrane etapy Vuelta a Espana) ten zaczął bardzo źle. Podczas Trofeo Serra de Tramuntana w styczniu na Majorce miał kraksę, która nie spowodowała żadnych urazów. Miał wystartować w wyścigu Vuelta Andalucia, który zaczyna się 14 lutego, ale będzie to niemożliwe.
- Czasami tak jest, wypadki się zdarzają – mówi Marczyński. - Muszę się z tym pogodzić. Czekają mnie jeszcze dokładne badania, m.in. RTG, ale mam nadzieję, że za parę dni zacznę już „kręcić”. Na pewno nie wystartuję w Andaluzji, ale są inne wyścigi.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska#TOPSportowy24
- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU