- Oskarżeni będąc strażakami, niejako też sprzeniewierzyli się celom działania strażaków, do których to niewątpliwie należy niesienie pomocy, a nie niszczenie mienia - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Aneta Kamieńska z Sądu Rejonowego w Białymstoku. Dodała, że na wymiar orzeczonej kary wpłynęła wysoka społeczna szkodliwość ich czynów oraz motywacja zasługująca na szczególne potępienie. - To uzyskanie ekwiwalentu za udział w akcji gaśniczej, którego kwota była nieporównywalnie niższa od strat poniesionych przez pokrzywdzonych, a w jednym przypadku - chęć zemsty.
Prokuratura wnioskowała o kary zdecydowanie wyższe, mianowicie 3,5 roku więzienia dla 23-latka, a dla jego 10 lat starszego szwagra - 3 lat i 2 miesięcy. Sąd uznał jednak, że te (odpowiednio) 1,5 roku pozbawienia wolności oraz roku i 4 miesięcy będą wystarczające. Nie uwzględnił też tym samym wniosku obrońców, którzy chcieli uniewinnienia od części zarzutów, w pozostałym zakresie możliwie niskiej kary, w tym pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem.
Sąd orzekł też o solidarnym obowiązku naprawienia szkody w całości. W sumie ponad 57 tys. złotych (w sumie straty były większe, ale kwota została pomniejszona o wypłacone odszkodowania z firm ubezpieczeniowych). Podsądni po opuszczeniu aresztu, odpowiadają z wolnej stopy. Na ogłoszeniu wyroku nie stawili się.
To mieszkańcy gminy Michałowo i druhowie z tamtejszych jednostek OSP. Zostali zatrzymani w maju 2020 r. i aresztowani po tym, jak śledczy doszli do przekonania, że to oni odpowiadają za tajemnicze podpalenia na tym terenie. 23-latkowi ostatecznie prokuratura zarzuciła trzy: altany na terenie ogródków działkowych w miejscowości Osiedle Bondary we wrześniu 2018 r. oraz dwa z maja 2020 r.: podpalenie budynku gospodarczego we wsi Bondary oraz w Rybakach, gdzie spłonęła stodoła, przylegający do niej warsztat maszyny rolnicze, a także obora, w której znajdowało się 28 owiec. To ostatnie biegły uznał nie tyle za zniszczenie mienia, co za sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu oraz mieniu w wielkich rozmiarach (według właściciela straty sięgnęły 111 tys. zł). 23-latkowi groziło nawet 10 lat więzienia.
Drugi oskarżony odpowiadał za podpalenie wspomnianej altany w 2018 r., a w przypadku pozostałych dwóch zdarzeń, za podżeganie do podpalenia (jemu groziło 5 lat więzienia). W tym zakresie obciążają go zeznania 23-latka, który wyjaśniał, że to jego szwagier był inicjatorem i poprzez zastraszanie skłaniał go do podłożenia ognia.
Zobacz także: Podpalenie mieszkania racą na trasie Marszu Niepodległości. Jest akt oskarżenia przeciwko białostoczaninowi
- Wydzwaniał do mnie, namawiał. Nie chciałem tego zrobić, ale groził, że mnie pobije. Był wcześniej karany. Bywa agresywny. Czułem się zagrożony. W końcu się zgodziłem - wyjaśniał w procesie. Z jego relacji wynikało, że ten drugi liczył na wezwanie do akcji gaśniczej i zarobek. Prokuratura ustaliła, że ekwiwalent ten wynosił 21,50 zł z godzinę akcji.
- Dzwoniłem tylko, żeby zrobić jakąś akcję, żeby strażacy mogli gdzieś wyjechać. Takie akcje dają mi satysfakcję. Chodzi o to, żeby być na miejscu i gasić pożar - tłumaczył 33-latek. Twierdził jednak, że nie wskazywał co i gdzie ma podpalić, a już na pewno nie to, że 23-latek ma podpalić stodołę. - Bardziej chodziło mi o to, żeby on podpalił gdzieś trawę.
33-latek przyznał się tylko do próby podpalenia altanki razem z drugim oskarżonym. 23-latek do tego zarzutu się nie przyznaje, potwierdził za to zaprószenie ognia w pozostałych dwóch miejscach wskazanych w akcie oskarżenia. Na publikacji nieprawomocnego wyroku obecny był tylko adwokat starszego z mężczyzn, który po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem orzeczenia, nie wyklucza apelacji.
