Zabiła synka nożem, a potem wjechała pod tira. Proces Pauliny M. dobiega końca

Mariusz Parkitny
Za zamkniętymi drzwiami psychiatrzy przedstawili sądowi swoją ocenę zachowania matki oskarżonej o zabicie 
14-miesięcznego synka.

Proces Pauliny M., która po zabójstwie dziecka próbowała popełnić samobójstwo, wjeżdżając pod tira, powoli zbliża się do końca. Wczoraj sąd przesłuchał m.in. biegłych oraz starszą siostrę oskarżonej.

Opinia biegłych psychiatrów i psychologa została objęta tajnością. Nie wiemy, czy różni się od tej, którą prokuratura uzyskała w śledztwie. Wtedy biegli uznali, że Paulina M. była poczytalna i zdawała sobie sprawę z tego, co zrobiła.

CZYTAJ WIĘCEJ O SPRAWIE:

W lipcu 2016 r. w lesie przy ul. Krygiera w Szczecinie zabiła nożem kilkunastomiesięcznego syna. Ciało włożyła do fotelika w aucie i ruszyła w Polskę. Pod Sierpcem skręciła na sąsiedni pas ruchu, prosto pod tira. Miała szczęście: jej rany po zderzeniu nie okazały się poważne. Podczas akcji ratunkowej podejrzewano, że śmierć chłopca była wynikiem wypadku. Ale lekarze zauważyli dwa ślady po nożu na ciele małego Olafa. Dlatego matkę oskarżono o zabójstwo.

Paulina M. przyznała się do winy. Twierdzi, że cierpiała na depresję. 
O swój stan oskarża też męża. Nie chciała, aby wychowywał młodszego syna, bo uważała go za tyrana i szowinistę. Zarzucała mężowi, że nie poświęcał jej czasu, bo był zajęty pracą.

W poniedziałek sąd przesłuchał starszą siostrę oskarżonej. Były ze sobą bardzo zżyte. To do niej dzwoniła oskarżona, gdy po zabiciu syna ruszyła w trasę po Polsce.

– Nie potrafiła powiedzieć, w którym miejscu dokładnie jest. Kategorycznie powiedziała, że mam ją pochować w rodzinnym grobie – opowiadała 34-letnia siostra Pauliny M.

Potwierdziła, że kobieta skarżyła się na męża, że nie poświęca jej uwagi i dużo pracuje. – Nie chciała jednak mówić o szczegółach.

Według męża oskarżonej Paulina M. znęcała się psychicznie nad rodzina, groziła, że się zabije.

16 - miesięcy tyle czasu spędziła w areszcie Paulina M. Oprócz zabójstwa odpowiada też za spowodowanie wypadku.

W październiku tak Paulina M. tłumaczyła się przed sądem:

- Mieliśmy dwoje małych dzieci. Ja ciągle byłam z nimi. Potrzebowałam czasu dla siebie, odpocząć od dzieci. Ale on wychodził rano, wracał późno wieczorem. Nie zajmował się dziećmi, nie pozwalał mi na nic. Kupił drogi sprzęt rtv i myślał, że mi to wystarczy. A ja potrzebowałam trochę czułości - mówiła.

Przyznaje, że sama ma problem z emocjami. Kilka razy była w szpitalu na obserwacji. Lekarze nie stwierdzili u niej żadnych niepokojących objawów, choć zalecili terapię.

- Miałam kontynuować terapię u psychologa, ale mąż nie pozwolił mi jechać do Polski. Zawsze jego sprawy były na pierwszym miejscu - mówiła.

- Ale dlaczego zabiła pani syna, skoro problem dotyczył pani relacji z mężem? - dopytywał sędzia Józef Grocholski.

- Nie potrafiłam znaleźć innego rozwiązania problemu. Chciałam się zabić i syna zabrać z sobą, by ojciec go nie wychowywał - odpowiedziała.

Wróć na i.pl Portal i.pl