Mężczyzna usłyszał już zarzut kradzieży szczególnie zuchwałej co zagrożone jest karą do 8 lat pozbawienia wolności. Śledczy ze śródmiejskiego komisariatu prowadzą czynności w celu zatrzymania dwóch pozostałych wspólników.
Przypominamy, że około godz. 11 do kantoru przy ul. Wigury, w którym przebywał jego właściciel, wszedł dziwnie zachowujący się mężczyzna. "Klient" nie wydusił z siebie ani jednego słowa, podszedł do wiszącego na ścianie wyświetlacza z kursem walut, niespodziewanie po niego sięgnął i wybiegł. W pogoń za złodziejem ruszył właściciel. Mężczyzna nie zamknął sejfu i drzwi do kantoru. Udało mu się dogonić rabusia kilkadziesiąt metrów dalej. Doszło do szarpaniny, w której właściciel odzyskał skradziony wyświetlacz. Gdy wrócił do kantoru, zobaczył, że został obrabowany. Bandyci wynieśli z sejfu całą jego zawartość - co najmniej 100 tys. zł .
Policjanci ustalili, że mężczyźni pojechali na "robotę" volkswagenem.
- Kantor istnieje od lat 90-tych i nigdy nie doszło do takiej sytuacji - mówi ze zdenerwowaniem pani Grażyna, właścicielka obrabowanego punktu wymiany walut. - Przerażająca jest znieczulica. Gdy maż szarpał się z tym mężczyzną, krzyczał do przechodniów, że to jest złodziej, że to jest bandyta. Nikt nie zareagował, nikt nie pomógł. A przecież to ścisłe centrum naszego miasta.
Niebawem na miejsce przyjechały patrole policji z psem tropiącym. Śledztwo w tej sprawie prowadzi środmiejska prokuratura.
Nieoficjalnie wiadomo, że zatrzymany 46-latek nie jest mężczyzną, który sprowokował właściciela do opuszczenia kantoru, tylko jednym z jego dwóch wspólników.
Zuchwały napad na kantor w centrum Łodzi. Bandyci podstępem ...
