Do tragedii doszło w nocy z 19 na 20 marca tego roku na przystanku MPK w rejonie osiedla studenckiego Lumumbowo. Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Rejonowa Łódź – Śródmieście, która sporządziła akt oskarżenia i skierowała do Sądu Okręgowego w Łodzi. Według śledczych, kilka minut po północy oskarżony podszedł do siedzącego na ławce mężczyzny, uderzył go w głowę i zdjął mu czapkę, którą rzucił na ziemię, po czym oddalił się, ale tylko na chwilę.
Morderstwo w Łodzi: podpalał zapalniczkami
- W ciągu kolejnych ponad 20 minut oskarżony kilkukrotnie odchodził i powracał do pokrzywdzonego szturchając go i popychając. Blisko 30-krotnie używał posiadanych zapalniczek po to, aby skutecznie go podpalić: początkowo tułów, a następnie włosy. Zapisy monitoringu wskazują niezbicie, że podpalony mężczyzna dawał oznaki życia. Gdy zaczęło się palić całe jego ciało, napastnik w dalszym ciągu z bliskiej odległości to obserwował, w szczególności zaś nie podjął żadnych działań, które mogłyby uratować życie płonącemu. Przyglądał się także akcji gaśniczej prowadzonej przez straż pożarną – informuje Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Morderstwo w Łodzi: był pijany i agresywny
Oskarżony został zatrzymany przez policjantów 20 marca przed godz. 21 w rejonie al. Wyszyńskiego w Łodzi na Retkini. Zachowywał się agresywnie, ale został szybko obezwładniony. Był pijany. Miał 1,7 promila alkoholu w organizmie.
Podczas przesłuchania 33-latek nie przyznawał się do winy. Wiele razy zmieniał wersję wydarzeń, przez co są one niespójne i pozostają w sprzeczności z zebranymi dowodami. Śledczy zaznaczają, że na niedopałku znalezionym w pobliżu miejsca zdarzenia znajdowały się ślady DNA należące do oskarżonego. Zabezpieczono też trzy jego zapalniczki. Wszystkie były sprawne.
