Zobacz wideo: Trzy miesiące zwolnienia chorobowego, koniec raju dla symulantów
Te reagują natychmiast, gdy potrzebny jest kozioł ofiarny. Zwłaszcza w czasach przełomu, a takim bez wątpienia jest pandemia. Wszystkich nas mocno mentalnie przeorała.
I oto widzimy, jak niemal cała Polska żyje pijackim rajdem Beaty Kozidrak. Dla wielu ikony muzyki pop, dotąd jednej z najlepiej zarabiających gwiazd w Polsce. Internauci się podzielili – jedni ją potępiają, drudzy współczują. Nie sytuacji, w jakiej się znalazła, ale braku rozumu. Więcej jest tych, którzy domagają się ukrzyżowania kochanej do wczoraj Beaty. Powinna stracić majątek, koncerty i nie pokazywać się na oczy fanom. Ech, gdyby tak radykalnie potraktować niektórych polityków, może nasze życie publiczne wyglądałoby zupełnie inaczej. Przepełnieni pokorą, z krystalicznym obliczem, świeciliby przykładem dla każdego, komu przebiega przez głowę myśl: a może by tak zrobić na złość światu i wywinąć skandalik, po którym zapamiętają mnie po wszystkie czasy?
Jesteśmy krajem, gdzie pijani kierowcy stanowią plagę. Jesteśmy już także krajem, w którym rośnie liczba przypadków depresji, zaburzeń osobowości i lęku uogólnionego. Gdy pojawia się zagrożenie czwartą falą koronawirusa, na salony plotkarskie wjeżdża temat: Beata się upiła i musi ponieść karę. A może pokazuje nam, że doszliśmy do ściany i potrzebujemy pomocy?
Cóż, zdrowy mentalnie człowiek ma w sobie odpowiedzialność za innych i nie wsiądzie za kółko pijany. Żyjemy więc w czasie, gdy najbardziej palącym problemem jest odbudowa naszego życia psychicznego. I system zdrowia publicznego musi nam w tym pomóc. Po lockdownach, po lęku o życie bliskich, w bezradnym czekaniu na lepsze jutro. Beata Kozidrak staje się tu symbolem, lampką alarmową, że jeśli nie zadbamy w porę o psychikę, może dojść do tragedii. Hejtowanie jej nie poprawi jakości naszego życia, a jej nie zmieni na lepsze. Jedynie zniszczy refleksję nad naszą kruchą kondycją psychiczną.
