Bezsilni patrzyli, jak powódź zabiera fundamenty ich domu. Prosili o pomoc i pomoc nie nadeszła

Krzysztof Strauchmann
Magdalena i Wojciech Góra na tle swojego walącego się domu
Magdalena i Wojciech Góra na tle swojego walącego się domu Krzysztof Strauchmann
Dom Magdaleny i Wojciecha Górów zawisł w połowie w powietrzu. Już pęka strop, za kilka dni ściany zwalą się do potoku. W całej dolinie Złotego Potoku w Górach Opawskich woda nikomu nie zrobiła tak wielkiej krzywdy, jak młodej rodzinie z dwójką dzieci.

Po powodzi przyjechał powiatowy inspektor nadzoru budowlanego z Nysy. Zawiesił od frontu domu taśmę i tabliczkę, że budynek grozi zawaleniem. Zakaz wchodzenia. Połowy fundamentu nie ma, budynek wisi w powietrzu. Katastrofa budowlana.
Nie mogą nawet wejść do mieszkania, żeby zabrać resztę ocalałych rzeczy. Dzieci (dwie córki w wieku 5 i 9 lat), nawet tu nie przywieźli. Niech zapamiętają szczęśliwe dzieciństwo wśród zieleni, a nie ruinę i dramat.
Inni poszkodowani już sprzątają, wyrzucają, suszą, skuwają tynki. A oni kilka razy na dzień przyjeżdżają popatrzyć, jak posuwa się dzieło zniszczenia. Koniec jest nieuchronny. Ginie ich wymarzony, wypieszczony dom.

Wszyscy się pukali w głowę

Los domu został przesądzony w niedzielę 15 września 2024, gdy 7 kilometrów dalej woda z rzeki Białej Głuchołaskiej zatapiała Głuchołazy. A wezbrana woda w Złotym Potoku zagrażał zniszczeniem tamy w Jarnołtówku. 2 kilometry poniżej tej tamy, w Pokrzywnej mieszkali Magdalena i Wojciech Góra.

- Już w środę 11 września, patrząc na prognozy pogody przewidziałem, że może być wielka woda podobna jak w 1997, ale nie spodziewałem się jeszcze większej – opowiada Wojciech Góra. - W środę był upał, nie padało od kilkunastu dni. Kiedy ostrzegałem znajomych, wszyscy się pukali w głowę: Nie będzie źle. W piątek wieczorem koryto Złotego Potoku już było pełne. Sprawdziłem prognozy. Miało jeszcze spaść ponad 200 litrów wody na każdy metr kwadratowy.

Teściowa uznała ich za przewrażliwionych oszołomów, kiedy zawieźli do niej swoje dzieci. Sami wrócili potem na nocleg. Nie spodziewali się, że to ostatnia noc w swoim łóżku. Załadowali worki piaskiem z piaskownicy i ustawili w miejscu, gdzie furtka wychodzi na potok i jest przerwa w murze.

- W nocy bardzo padało – opowiada dalej pan Wojciech. - W sobotę o godzinie 7 już woda zalała łączkę pod drugiej stronie i dochodziła do naszego ogrodzenia. Sprawdziłem prognozy, miało jeszcze mocno padać. Powiedziałem żonie, że nie jest dobrze.

Zaczęli pakować najważniejsze rzeczy, ubrania, papiery, część sprzętów wynieśli do ogrodu. Niestety, nie przetrwały powodzi.

- Po chwili zadzwonili do mnie znajomi z rady sołeckiej, że cała nasza ulica ma się ewakuować, bo może runąć tama w Jarnołtówku – opowiada dalej. – Informacje o pękającej tanie okazały się nieprawdziwe, ale ten fake news bardzo nam utrudnił działanie i walkę o dom. Wyjechaliśmy, ale w sobotę wieczorem wróciliśmy na miejsce. W brzegu potoku powstała wyrwa. Za domem nie było już 3 metrów naszego ogrodzenia, ale sporo brzegu jeszcze zostało. Taras stał nie ruszony. Potok rozlał się na drugi brzeg. Akurat przestało padać na chwilę. Myślałem, że się unormowało.
- Mąż powiedział wtedy: Może przeżyjemy? – wspomina Magdalena Góra.

Jeden dom? Są ważniejsze sprawy

Na noc z soboty na niedzielę bali się zostać, wrócili do teściów. W niedzielę rano znów byli na miejscu.

- W nocy dzwoniłem do sąsiada, który przychodził tu sprawdzać, co się dzieje – opowiada Wojciech Góra. - Uspokajał, że podbiera brzeg, ale jest zapas terenu. Sąsiad dzwonił do strażaków z prośbą, że skoro wożą kamień, żeby zabezpieczać wyrwy w Jarnołtówku, to niech tu też posypią brzeg. Nie posypali. Kiedy przyjechaliśmy, woda już płynęła już pod garażem. Od frontu stała woda, ale była spokojna jak kałuża. W garażu stało kilka centymetrów, do mieszkania woda nie wyszła wcale. Był sucho. Tylko fundament stale podmywało.

Zapora w Jarnołtówku zbiera nadwyżki wody Złotego Potoku i piętrzy je do wysokości 12,3 metra. W niedzielę rano w zbiorniku było już prawie 11 metrów wody. Zaczęła się przelewać przez górny otwór w tamie. Po południu cały zbiornik się wypełnił i zaczął się przelewać przez kamienny przelew. Takiej wody poniżej zbiornika nigdy wcześniej nie było.

- Mąż z moim bratem i sąsiadem robili co się dało, żeby zabezpieczyć dom – opowiada Magdalena Góra. – Wyrywali płyty chodnikowe, kamienie, betony i wrzucali do wyrwy. Najcięższe rzeczy po chwili porywał nurt. Fale były tak wysokie, że widać je było nad domem.

- Trzy razy dzwoniliśmy po pomoc na numer 112. Nic – mówi Wojciech Góra. - Dzwoniliśmy po znajomych. Pisaliśmy rozpaczliwe apele na Facebooku, żeby ktoś z ciężkim sprzętem przywiózł nam jakieś głazy, żeby dom uratować. Trudno, niech już się zawali garaż, ale dom jest najważniejszy. Chodziliśmy po sąsiednich domach, nikogo nie było, wszyscy ewakuowani. Kopalnia zamknięta. Nie ma kamienia. Rodzina wydzwaniała gdzie się da, błagaliśmy i prosiliśmy o pomoc. Wszyscy byli zajęci. Wszyscy mówili nam, żeby uciekać, bo nasze życie jest ważniejsze. A w tym czasie ludzie chodzili po wałach zbiornika w Jarnołtówu i robili zdjęcia, że jest w dobrym stanie.

- Wreszcie znaleźliśmy operatora koparki, pracownika naszego sąsiada – opowiada Magdalena Góra. - Trzy razy próbował tu dojechać z Prudnika i nie był w stanie. Policja go nie przepuściła, bo jest ogłoszona ewakuacja. Odcięli Pokrzywną od świata. Znalazł się na miejscu operator innej koparki, ale nie mógł odpalić tej, która była w pobliżu. Zatrzymywaliśmy radiowozy, prosząc, aby gdzieś zadzwonili po pomoc. Wiemy, że wtedy ratowano Głuchołazy, ale w Jarnołtówku wysypano w wyrwy dużo kamienia, żeby zabezpieczyć budynki. Byliśmy jednym zagrożonym domem w Pokrzywnej i nikogo to nie interesowało.

Sami nie dali rady. Już w niedzielę połowa garażu wisiała w powietrzu, a woda zaczęła podbierać fundamenty domu.

Dzień po powodzi

Tama w Jarnołtówku wytrzymała niedzielę i kolejną noc. Po południu w niedzielę dopływ zaczął się zmniejszać, a zebrana woda powoli opadała. W poniedziałek po południu odwołano ewakuację.

- W poniedziałek rano nagle zaczęła się pomoc. Rozdzwoniły się telefony – opowiada Wojciech Góra. - Cały dzień zwożono do nas kamień, przyjechało 30 wywrotek, pomagali przedsiębiorcy. Przyjechał starosta z Prudnika, też chciał się zaangażować. Tylko, że było już o jeden dzień za późno. Już wyrwa zabrała połowę podwórka.

Górski potok zmienił koryto. Kiedyś brzeg był 11 metrów od ich domu, teraz płynie pod ich oknami. Dosłownie. A okna powoli wypadają z otworów w ścianie.

- Tu był potrzebny sprzęt, betonowe bloczki, kamień – powtarza Wojciech Góra. - Jak to możliwe, żeby wobec zagrożenia powodzią niezbędni fachowcy odpoczywali? Trzeba było zmobilizować siły pomimo niedzieli! Ja przewidziałem wielką wodę, a gdzie inni?

Żal pozostanie

Wojciech Góra wymienia zaniedbania, które zrujnowały mu dorobek życia. Sfuszerowany remont koryta Złotego Potoku, po powodzi w 1997 roku. Zamiast solidnych głazów brzeg umocniono żwirem z dna rzeczki i posadzono trawę. Nie przewidziano skali nieszczęścia, nie ostrzeżono ludzi, nie zmobilizowano wszystkich możliwych sił do pomocy. Szerzyły się nieprawdziwe wiadomości, które utrudniały pomoc.

- To jedyny dom w Jarnołtówku, Pokrzywnej, Moszczance i Łące Prudnickiej, Prudniku zniszczony przez wodę. A można go było uratować – mówią z wyrzutem.

Pokrzywna nie ma sporządzonych map terenów zalewowych, nie można stwierdzić, dokąd dotrze woda stuletnia czy tysiącletnia. Złoty Potok jest za mały na takie mapy. Kupili dom 12 lat temu. Cała działka jest w obszarze zabudowy mieszkalnej. Przed wojną stał w tym miejscu stary dom z częścią gospodarczą. Jeszcze poprzedni właściciel przerobił część gospodarczą na mieszkanie, rozbudował domu, postawi garaż. Oni dokończyli prace, a cztery lata temu przeprowadzili gruntowy remont mieszkania.
Nieszczęście trafiło na nich. Niżej są jeszcze trzy domy mieszkalne i dom sąsiadki. U niej także podmyło fundament, zabrało część działki. Nadzór budowlany przygotowuje ekspertyzę o stanie budynku. Kolejnych domów woda nie dosięgła.

- Kupiliśmy ten dom po długim zastanowieniu, rozważnie – opowiada Wojciech Góra. - Najpierw rozmawialiśmy z sąsiadami, czy w 1997 roku budynku nie podlało. Wody nie było w mieszkaniu. Koryto było głębsze, wyższa woda wylewała się najpierw na łąkę po drugiej stronie. Sam zbudowałem w ogrodzie murki, które miały dodatkowo powstrzymywać wodę.

Nie poddamy się

Magda i Wojciech Góra nie uciekną z Pokrzywnej i ze swojej działki. Chcą odbudować dom, w innym miejscu na swojej działce. Trochę wyżej, na podniesionym terenie, z solidnymi fundamentami. Teraz mieszkają kątem u rodziców. Rzeczy trzymają w workach, ale już marzą, że za rok wejdą do nowego mieszkania.

- Musimy tylko dopilnować, żeby teraz dobrze zabezpieczyli brzeg, bo wielka woda znów wróci. Prędzej czy późnij, ale wróci – mówi pan Wojciech. - Chcemy odzyskać to, co straciliśmy. Przecież to nie nasza wina.

- Mamy małe dzieci. To dla nich musimy jak najszybciej wrócić do siebie - dodaje pani Magda.

Na portalu internetowym pomagam.pl sołectwo Pokrzywna założyło zbiórkę na dom dla rodziny Magdaleny i Wojciecha Górów. Tytuł zbiórki to „Pokrzywna – powódź zabrała dom”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ostatnia droga Franciszka. Papież spoczął w ukochanej bazylice

Komentarze 8

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
23 września, 12:23, antyPiS:

"Nie będzie źle!". Budować choć rozsądek i tzw zdrowy rozum mówi, że nie tu! Ludzie mówią - nie buduj! Ale co oni wiedzą? Klasyczny syndrom Kasandry. Aż przyszło zapowiadane. I teraz pretensje! Teraz?

23 września, 13:12, Pol:

" prognozy nie są zbyt alarmujące:-)

23 września, 14:52, antyPiS:

Podałem ci definicję słowa "prognoza". Nie zapamiętałeś? Trudno - ale skoro pan płaci, sługa musi. Nawet jeżeli wie, że się zgnoił.

Chłop, który pisze ''sęs'' i ''bęzyna'' niestety po słownik już nie sięgnie. On jest o prostej roboty a nie myślenia.

a
antyPiS
23 września, 13:22, Iks:

Niektóre tereny nie nadają się pod zabudowę. Każdy chciałby mieć domek w atrakcyjnym miejscu, hotel w atrakcyjnym miejscu to wyższe ceny, deweloper sprzeda na terenach zalewowych, a "ludzie" kupią bo cena jest atrakcyjna.

23 września, 14:24, Pol:

A co z blokami??? Zalało ich wiele....

To te niesłuszne, zbudowane w PRL. Powódź je zniszczyła w ramach odkomuszania przestrzeni publicznej. Z Nowogrodzkiej nie było wytycznych? Zapewne były ale nie przeczytałeś.

a
antyPiS
23 września, 12:23, antyPiS:

"Nie będzie źle!". Budować choć rozsądek i tzw zdrowy rozum mówi, że nie tu! Ludzie mówią - nie buduj! Ale co oni wiedzą? Klasyczny syndrom Kasandry. Aż przyszło zapowiadane. I teraz pretensje! Teraz?

23 września, 13:12, Pol:

" prognozy nie są zbyt alarmujące:-)

Podałem ci definicję słowa "prognoza". Nie zapamiętałeś? Trudno - ale skoro pan płaci, sługa musi. Nawet jeżeli wie, że się zgnoił.

P
Pol
23 września, 13:22, Iks:

Niektóre tereny nie nadają się pod zabudowę. Każdy chciałby mieć domek w atrakcyjnym miejscu, hotel w atrakcyjnym miejscu to wyższe ceny, deweloper sprzeda na terenach zalewowych, a "ludzie" kupią bo cena jest atrakcyjna.

A co z blokami??? Zalało ich wiele....

I
Iks
Niektóre tereny nie nadają się pod zabudowę. Każdy chciałby mieć domek w atrakcyjnym miejscu, hotel w atrakcyjnym miejscu to wyższe ceny, deweloper sprzeda na terenach zalewowych, a "ludzie" kupią bo cena jest atrakcyjna.
P
Pol
Prognozy nie są zbyt alarmujące:-)
P
Pol
23 września, 12:23, antyPiS:

"Nie będzie źle!". Budować choć rozsądek i tzw zdrowy rozum mówi, że nie tu! Ludzie mówią - nie buduj! Ale co oni wiedzą? Klasyczny syndrom Kasandry. Aż przyszło zapowiadane. I teraz pretensje! Teraz?

" prognozy nie są zbyt alarmujące:-)

a
antyPiS
"Nie będzie źle!". Budować choć rozsądek i tzw zdrowy rozum mówi, że nie tu! Ludzie mówią - nie buduj! Ale co oni wiedzą? Klasyczny syndrom Kasandry. Aż przyszło zapowiadane. I teraz pretensje! Teraz?
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl