Nie zostałam odizolowana od innych osób przebywających wtedy na SOR-rze, mimo że miałam wszystkie objawy charakterystyczne dla odry czy innej podobnej choroby zakaźnej - mówi Justyna Łotowska z Narwi (pow. hajnowski). - Mogłam zarazić każdego - martwi się pacjentka.
By otrzymać pomoc, kobieta musiała przejść drogę przez mękę. Z niemal 40-stopniową gorączką udała się do lekarza rodzinnego, który stwierdził, że najprawdopodobniej ma odrę.
SOR USK w Białymstoku nadal bez chirurgów. Nikt nie zgłosił się na konkurs ogłoszony przez dyrekcję
Stamtąd pojechała do szpitala zakaźnego przy Żurawiej w Białymstoku. Ale odesłano ją na SOR. Dlaczego? W skierowaniu od lekarza pierwszego kontaktu było napisane „gorączka z nieznanych przyczyn”. - W takiej sytuacji nie było podstaw do przyjęcia pacjentki na oddział. Dodatkowo z wywiadu lekarskiego wynikało, że może być to gorączka spowodowana alergią - tłumaczy Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK.
Poza tym przy Żurawiej nie ma już izby przyjęć, jest tylko punkt konsultacyjny.
Kobieta pojechała więc na SOR do szpitala przy Skłodowskiej. Tu trzeba było czekać w kolejce. Potencjalnych osób, na które mogła przenieść chorobę jest około 30.
Sprawą zajęła się powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Białymstoku.
Więcej na ten temat przeczytasz tutaj: Odra w województwie podlaskim atakuje coraz częściej. Lepiej nie będzie
Zobacz też:
SOR w Białymstoku. Tak wyglądają białostockie Szpitalne Oddz...
