Morderstwo w Zielonej Górze. Rodziny dramat
Do morderstwa doszło w jednym z mieszkań kamienicy przy ul. Drzewnej w Zielonej Górze w nocy. Syn miał rzucić się na ojca. Zadawać około 60-letniemu mężczyźnie ciosy nożem w brzuch i okolice klatki piersiowej. Uderzać ojca również tłuczkiem. Nie wiadomo jeszcze, jaki był powód brutalnego ataku. I co dokładnie wydarzyło się w mieszkaniu.
Czytaj również: Bułgarzy podejrzani o zamordowanie 32-latka już w gorzowskim areszcie. Chcieli uciec do Wielkiej Brytanii
Sprawą zajmuje się policja i prokuratura
Na miejsce została wezwana policja. Informacje potwierdza, podinsp. Małgorzat Stanisławka, rzeczniczka zielonogórskiej policji.
– Zostało znalezione ciało mężczyzny z widocznymi ranami kłutymi i tłuczonymi – mówi podinsp. Stanisławska.
Brutalne morderstwo w Zielonej Górze. Syn miał zmasakrować o...
Policja wyjaśnia, jak doszło do zdarzenia
Policja zatrzymała już 25-letnigo syna ofiary i jeszcze jedną osobę. – Do sprawy zostały zatrzymane dwie osoby, to syn i żona ofiary – mówi podinsp. Stanisławska. Policja zabezpieczyła także ślady w mieszkaniu. – Trwa wyjaśnianie okoliczności, w jakich doszło do zdarzenia – informuje podinsp. Małgorzata Stanisławska.
– Mamy do czynienia z zabójstwem, które ma podłoże rodzinne – mówi prokurator Zbigniew Fąfera, rzecznik zielonogórskiej prokuratury okręgowej.
Na miejscu pracują cały czas policjanci. Sąsiedzi są przerażeni. - Do tej pory nogi mi się trzęsą. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Tak blisko nas, tuż obok. Tragedia. Okropna tragedia - przyznała nam jedna z sąsiadek rodziny.
Sąsiedzi nic nie słyszeli
Jak relacjonowali nam mieszkańcy kamienic przy ul. Drzewnej, około godziny 8.00 (w sobotę, 22 czerwca) pod kamienicę przyjechała karetka i policja. - Gdy usłyszałam, jak ktoś krzyczy przez balkon, że trzeba wezwać techników, zamarłam. Wiedziałam już, że stało się coś złego - opowiada poruszona całą sytuacją kobieta, sąsiadka rodziny. - Wróciliśmy do mieszkania ok. 23.00. Było cicho. Nic nie słyszeliśmy. W nocy także. Żadnych okrzyków, trzasków, huków. A wiadomo, jak to w starych kamienicach, wszystko się niesie. Nieraz słyszeliśmy, jak syn dobijał się do domu. Krzyczał "otwórzcie" i walił w drzwi. Rodzicie jego byli głuchoniemi...- dodaje drżącym głosem.
Jedną z pań spotykaliśmy na klatce schodowej. - Przepraszam, ale nie wiem, czy będę w stanie coś powiedzieć. Naprawdę nic nie słyszeliśmy. Nie wiemy, nawet kiedy mogłoby się do zadziać. Było cicho. Rano zobaczyliśmy już tylko karetkę i policję. Wtedy od sąsiadów dowiedzieliśmy się, że doszło do tragedii. Przerażające... - mówi. - Była to spokojna rodzina? - dopytujemy. - Większych problemów nie sprawiała. Czasami było słychać krzyki, ale myśleliśmy, że tak ze sobą po prostu rozmawiają, bo są głuchoniemi. Nie zauważyliśmy nic, co mogłoby niepokoić i zwiastować taki dramat - dodała.
Po drugiej stronie ulicy niedaleko kamienicy, w której mieszkała rodzina, znajdują się sklepy. Jeden z nich od kilkunastu lat prowadzi zielonogórzanin. - To raczej spokojna dzielnica. Oczywiście nie jest jakaś reprezentacyjna, ale o większych awanturach czy tego typu zdarzeniach nie słyszałem - przyznaje mężczyzna. - Dowiedziałem się dzisiaj od sąsiadek, że syn prawdopodobnie zabił ojca. Znałem tę rodzinę. Przychodzili do mnie. No miodu się tam nie piło. Był alkohol, ale żeby do takiej tragedii doszło. Jestem w szoku...
Były problemy z alkoholem
Sąsiedzi przyznają, że alkoholu w rodzinie nie brakowało. - Piła matka, pił ojciec. Syn też czasami. Ale mówił mi, że rodzice go wykończą psychicznie, że nie daje rady, bo w domu tylko alkohol i awantury. Szkoda chłopaka było. Jeszcze wczoraj do ok. 22 siedział sobie tutaj na podwórku. Nawet z nim rozmawiałam. Znam go od malutkiego. To taki młody chłopak, 25-lat... Pracował gdzieś. Spokojny raczej. Podejrzewam, że gdyby miał gdzie uciec, zamieszkać, na pewno by to zrobił. To nie była spokojna rodzina. Często dochodziło do jakiś rodzinnych zamieszek u nich w domu, ale trudno mi uwierzyć, że chłopak posunąłby się do zabicia własnego ojca. Podobno był zaskoczony, gdy policjanci weszli mu do pokoju. Nie wiedział dlaczego. Spał. Matka też była w mieszkaniu. Wieczorem widziałam, jak szła pijana tutaj po chodniku, a rano do sklepu wychodziła. Jeszcze przed przyjazdem policji. Sąsiedzi opowiadają też, że ciało jej męża było umyte, a ona pod śmietnik miała wystawić zakrwawiony taboret. Ją też wyprowadzono skutą w kajdanki. Dziwne to wszystko, naprawdę dziwne...Przerażające i dziwne...
Do większych awantur nie dochodziło
Z kamienicy po przeciwnej stronie wychodził mężczyzna. - Słyszał pan, co się stało? - pytamy. - No morderstwo jakieś, ale ja nic nie słyszałem. Mam okna z drugiej strony. Widziałem tylko, jak podjechała rano policja i wyprowadzali takiego drobnego, małego mężczyznę. Miał na głowie kaptur. Nie znałem dobrze tej rodziny, z widzenia tylko. Mieszkam tutaj od 8 lat i powiem szczerze, że pomimo tego, że dzielnica do najpiękniejszych nie należy, do większych awantur tutaj nie dochodziło. Wiadomo jakieś wrzaski, kłótnie po Winobraniu czy większej imprezie. Jesteśmy blisko centrum. Raz wiem, że ktoś wybił szybkę w mieszkaniu właśnie tej rodziny i tyle - dodał.
Sąsiedzi są przerażeni. Nigdy wcześniej do podobnego zdarzenia nie doszło. - To się przeżywa i to bardzo. Ktoś kogoś zabił. W naszej klatce, w mieszkaniu. Sąsiad, który mówił nam dzień dobry. Długo się o takim zdarzeniu nie zapomni. Ale jak do niego doszło, co się musiało stać w tym mieszkaniu - zastanawia się kobieta, która mieszka w tej samej klatce, co zatrzymani.
Sprawdź też: 29-latek chwalił się koledze, że zabił ojca. Dostał 11 lat więzienia
WIDEO: Status niebezpiecznego więźnia dla podejrzanego o zabójstwo 10-letniej Kristiny. "Są dodatkowe kontrole takiego osadzonego, funkcjonariusze mają dodatkowe środki ochrony"
źródło: TVN24/x-news
