Cała prawda o generale Petelickim - część druga. Brat: Byliśmy bardzo od siebie różni

Rozmawiały Anita Czupryn i Dorota Kowalska
Fot. archiwum prywatne / wydawnictwo Czarna Owca
- Irytowało go to, że w ogóle nie był dla mnie generałem. Bardzo go kochałem, ale nie chciałem słuchać - mówi w książce "Ostatni samuraj. Rozmowy o gen. Sławomirze Petelickim" jego brat Janusz Petelicki.

***
Rozmowa z Januszem Petelickim to drugi z cyklu artykułów "Cała prawda o generale Petelickim". Trzecia część zostanie opublikowana w serwisie PolskaTimes.pl w niedzielę (19 maja)
***

Pański brat, generał Petelicki, często bywał w tym dworku?
Odwiedzał nas. Z tym że dwór nie robił na nim specjalnego wrażenia. Sławek brał to za pewien rodzaj mojego dziwactwa. Byliśmy bardzo od siebie różni.

Pod jakim względem?
Mieliśmy inne zainteresowania. Tak się nawet niedawno nad tym zastanawiałem i pomyślałem sobie, że wzięliśmy zupełnie
różne rzeczy z naszego taty. Bo nasz tato bardzo kochał przyrodę, las, zwierzęta - wszystko, co jest związane z naturą. A jednocześnie był wojownikiem. No tak, wojownikiem...

Wojskowym, myśliwym...
Ale to myślistwo i ten las, wszystko to, co jest związane z przyrodą, odziedziczyłem ja. Natomiast tę wojaczkę, wojowniczość
i wszystko inne, co się z tym wiąże, wziął Sławek. No, tak śmiesznie się złożyło.

A co dostaliście w spadku po mamie?
Myślę, że dużo. Mama jest osobą szalenie ciepłą, dobrą, tworzącą dom. Dom to mama czy też mama - to dom. Nasz był wielopokoleniowy. Mieszkaliśmy z dziadkami - rodzicami mamy. Urodziliśmy się w domu przy ulicy Olszewskiej, obok Puławskiej, na Górnym Mokotowie. Rodzice mieszkali u dziadków, później dziadkowie oddali to mieszkanie wojsku i w ramach
tego rodzice dostali większe, jako służbowe, wojskowe. Przeprowadziliśmy się wszyscy na Dolny Mokotów, prawie na Czerniaków. To był tak zwany Dołek. Tak się na to miejsce mówiło w Warszawie. Miałem wtedy chyba pięć lat, w każdym razie nie chodziłem jeszcze do szkoły.

Mnie wystarczyło, że dobrze strzelam, że umiem rzucić nożem. A Sławek musiał się sprawdzać. Musiał być najlepszy w tym, co robił

Mieliście z bratem wspólny pokój?
Nie. Między nami było siedem lat różnicy. To dużo. Kiedy ja miałem 10 lat, to Sławek miał już 17.

Pan był jeszcze kajtek, a on należał już do kawalerki.
Właśnie, to była taka sytuacja. Trudno więc było mieć wspólne zainteresowania. Zwłaszcza gdy się ich nie miało.

Pierwszy obraz zapamiętany z dzieciństwa, jaki się Panu kojarzy z bratem?
Sławek bardzo ładnie rysował. Pamiętam jego rysunki w zeszytach. To były zawsze militaria. Pistolety, noże, łuki, wszystko
jedno co, ale związane z walką i kultem ciała. Odkąd pamiętam, trenował. Wtedy nie można było kupić sprzętu treningowego, więc do różnych ćwiczeń używał na przykład mamy drewnianej deski do prasowania. Świetnie rzucał nożem. Musiał się tego oczywiście nauczyć, łamiąc kolejne noże myśliwskie ojca. Pamiętam tę podziobaną, podziurawioną z drugiej strony deskę do prasowania, w którą rzucał. Ale nie tylko w nią. W mieszkaniu na Parkowej mieliśmy podwójne drzwi, przeszklone. Listwa
przedzielająca szyby była wąska. Sławek przez całą długość pokoju umiał tak trafić nożem w tę listwę, że nie wybił szyby. Ja
wybiłem. (śmiech)
Starszy brat był opiekuńczy czy raczej Pana tyranizował?
Nie lał mnie. Specjalnie mną nie pomiatał. Ja natomiast byłem w niego absolutnie wpatrzony. Był moim starszym bratem, cały
czas szukałem z nim kontaktu. Prosiłem, żeby mnie wpuścił do swojego pokoju, żebym mógł sobie u niego posiedzieć. A on
mnie nie wpuszczał. Albo wpuszczał w nagrodę, jeśli wykonałem jakieś polecenia, których normalnie bym nie wykonał. (śmiech)

Co takiego strasznego musiał Pan robić?
Wynosiłem śmieci, byłem grzeczny albo pożyczałem mu forsę. Na wieczne nieoddanie, jak to wśród braci bywa. (śmiech)
I wtedy dopuszczał mnie do swojego świata. Myślę, że relacje między nami były absolutnie standardowe. Typowe.

Pan był grzecznym chłopcem i nigdy się nie bił?
Jak już się pewnie panie zorientowały, Sławek był malowniczą postacią i dowódcą od zawsze. W każdym wieku miał kilku
kolegów, którymi zarządzał, i to było oczywiste. Miał szalony talent organizacyjny. Ponieważ był wojownikiem, to te jego
najpierw dziecięce, a potem młodzieńcze rządy i konflikty były dosyć spektakularne. Co, oczywiście, przyprawiało o zmartwienia mamę - osobę miłą, spokojną, kochaną. Posiadanie takiego energicznego synka jak Sławek czasem bywało dla niej kłopotliwe.

Dlatego mama bardzo dbała o to, aby drugi synek był grzeczny, dobry, spokojny. Niespecjalnie chyba jej zależało na tym, aby nasze światy się stykały. Mama przekonywała mnie, że mam taką siłę, że jeśli kogoś walnę, to najpewniej wyrządzę mu krzywdę. Lepiej więc, żebym tego nie robił. I ja przez jakiś czas w to wierzyłem. Dawałem się lać mniejszym ode mnie, bo myślałem: "Ojej, mama powiedziała, że jak walnę, to zrobię krzywdę, więc lepiej niech mnie leją". Na szczęście nasz kochany dziadek, widząc mnie często poobijanego, powiedział mi: "Nie zaczepiaj, ale jak ciebie ktoś zaczepi, to lej, ile wlezie" - i tak zostało. Tę mądrość przekazałem swoim synom.

(...) Pan generał opowiadał nam, że to dziadek mu wytłumaczył, aby nie szedł w łobuzerkę.
Nasz dziadek był chyba najlepszym człowiekiem, jakiego poznałem. Pracowity, mądry, dobry, ciepły, mający same zalety. Był osobą, na którą się czekało. Pracował na dwóch etatach, w Polskiej Agencji Prasowej i w Telekomie, bardzo późno wracał do domu. Był inżynierem, konserwował, obsługiwał i wymyślał urządzenia telegraficzne. A kiedy wracał, to reperował zegarki. Nauczył się tego w czasie okupacji, a że miał zdolności techniczne, to żeby przeżyć, reperował je sąsiadom, i tak mu zostało. Czekaliśmy więc na niego, żeby się z nim spotkać, a on zawsze miał dla nas czas. Zawsze mogliśmy z nim pogadać. To było dla nas bardzo ważne. A że kiedyś jeszcze uprawiał zapasy, a w czasie okupacji produkował również broń, to Sławkowi dodatkowo imponował. Bo mu imponowało wszystko, co było związane z kultem ciała, walką.
Z rywalizacją też?
Zastanawiałem się nad różnymi umiejętnościami, które mieliśmy z bratem, i doszedłem do wniosku, że wiele rzeczy potrafiliśmy robić niemal równie dobrze. Strzelaliśmy, bo broń była w naszym domu czymś normalnym. Ojciec uprawiał strzelectwo, jeździliśmy więc ze Sławkiem na strzelnicę i obaj opanowaliśmy tę sztukę wyśmienicie. Ale ja nigdy nie miałem w sobie czegoś takiego jak chęć rywalizacji. Mnie wystarczyło, że dobrze strzelam, że umiem rzucić nożem. A Sławek musiał się sprawdzać. Musiał być najlepszy w tym, co robił. To, myślę, też nas różniło.

Już w młodości Pański brat prowadził tryb życia prawdziwego twardziela: wstawał o świcie, brał zimny prysznic, hartował się?
Żadnego rannego wstawania! Sławek spał tak, że było to aż zadziwiające.

Zresztą to nasza wspólna cecha. Ostatnio się zastanawiałem, czego tak naprawdę nie lubię w życiu robić. Otóż nie lubię wstawać rano. Nie cierpię. I Sławek też tego nie cierpiał. Jak tylko mógł, spał do oporu. Pamiętam, jak byliśmy raz na wakacjach, może to było w Juracie, w ośrodku Wojskowego Domu Wypoczynkowego. Rano chodziliśmy z mamą na śniadanie, a Sławek spał. Jemu śniadanie przynosiło się do domku.

Dla niego nie było ważne, co jest do jedzenia, byle tylko mógł się wyspać. Kiedyś wracamy ze stołówki do naszego domku
i z daleka widzimy, że wokół niego stoi tłum ludzi. Meble powystawiane. Okazało się, że pękła rura i domek zalało. Wszystko z niego wynieśli, ze Sławkiem w łóżku włącznie. Ustawili je pod sosną. (śmiech)

Nie obudził się?
Nawet nie drgnął. Później, jak już sytuacja została opanowana, mama poprosiła, żeby go śpiącego wnieśli z powrotem. Tak
więc w tym okresie Sławek nie był czujny. (śmiech)

Co roku jeździliście na wakacje?
Dopóki Sławek nie osiągnął odpowiedniego wieku, żeby jeździć samemu. Jako dzieci bywaliśmy najczęściej nad morzem,
w Augustowie nad jeziorem, a raz pojechaliśmy do Bułgarii na wczasy wymienne. Polegało to na tym, że 10 rodzin oficerskich z Bułgarii przyjeżdżało na dwa tygodnie do Polski, a w zamian za to 10 rodzin polskich oficerów jechało do Bułgarii. Dla Bułgarów to było bardzo atrakcyjne, bo oni nigdzie indziej nie mogli wyjechać. Tak jak i my, zresztą.

(...) A kiedy się Pan już kłócił z bratem, to o co?
To zależy, na którym etapie naszego wspólnego życia. W dzieciństwie byłem wpatrzony w niego absolutnie i cały czas liczyłem,
że mnie do siebie dopuści. Nie mogłem się więc kłócić. Starałem się być grzeczny. Później denerwowało mnie i drażniło, że za długo różne rzeczy mi się nie udają. Że on już tyle może, a ja ciągle nie. Ale na tamtym etapie nie było właściwie konfliktów.
Może o to, że coś pożyczył, a nie oddał, może coś obiecał, a nie zrobił. Później, jak byliśmy starsi, to kłóciliśmy się głównie
o to, że Sławek ma zawsze rację, a ja jestem ten młodszy. To było coś prześmiesznego. Tak dzisiaj to widzę. Ale wtedy mnie
to drażniło, doprowadzało do białej gorączki. Śmieszyć mnie zaczęło, jak skończyłem pięćdziesiątkę. No, bo argument, że ja jestem ten młodszy, w tym momencie padał. Sławek zwracał się na przykład do mamy, mówiąc: "Dlaczego Januszek do mnie nie zadzwonił? Przecież powinien był zadzwonić, bo ja jestem starszy". Mama więc napominała: "Zadzwoń do Sławeczka". A ja się burzyłem. "Czy telefony działają tylko w jedną stronę? Dlaczego miałbym do niego dzwonić?". Mama ugodowo: "On tak bardzo by chciał, żebyś do niego zadzwonił". A ja: "Przecież wystarczy, że powie sekretarce, aby go ze mną połączyła, albo sam może zadzwonić".

A mama: "Ale wiesz...". Wiedziałem. Mam zadzwonić, bo jestem młodszy. Główne konflikty wynikały chyba też z tego, że wszyscy go słuchali, a ja nie. Irytowało go to, że w ogóle nie był dla mnie generałem. (śmiech) Bardzo go kochałem, ale nie chciałem słuchać.

Był Pan wtedy dumny, że ma takiego brata?
Zawsze byłem dumny z tego, że w ogóle mam brata. Jak się kogoś kocha, to tak naprawdę nie jest ważne, czy on jest najwspanialszy i najsilniejszy, tylko się kocha. Niedawno się zastanawiałem, co by było, gdyby generał Petelicki nagle przyszedł do mnie i powiedział: "Wiesz co, rzuciłem to wszystko i teraz zostanę stolarzem". Odpowiedziałbym mu: "Super, ale fajnie wymyśliłeś". A w duchu bym pomyślał: "No, może będę się mniej denerwował, wiedząc, że jest stolarzem". Dla mnie nie miało znaczenia, czy on jest generałem, czy kimś innym. I myślę, że dla ludzi, dla których ktoś jest ważny, też nie ma znaczenia, kim on jest.

Kiedy był Pan chłopcem, chciał go Pan naśladować. Co Panu w nim imponowało?
Wszystko mi imponowało w starszym bracie. Był atrakcyjny, miał wielu znajomych, wszyscy mówili o nim: "O, to ten, ktoś ważny". Przychodziły do niego koleżanki, bardzo ładne, i wszystkie powtarzały, że jest taki śliczny. A mnie też czasem mówiły, że jestem fajny. (śmiech) W dzieciństwie nie byliśmy do siebie tak bardzo podobni zewnętrznie, ja byłem bardziej kudłaty. Ale z wiekiem, zwłaszcza jak już zaczęliśmy siwieć, podobieństwo stawało się uderzające.

Rozmawiały Anita Czupryn i Dorota Kowalska

***
Rozmowa z Januszem Petelickim to drugi z cyklu artykułów "Cała prawda o generale Petelickim". Trzecia część zostanie opublikowana w serwisie PolskaTimes.pl w niedzielę (19 maja)
***

"Ostatni samuraj. Rozmowy o gen. Sławomirze Petelickim", wyd. Czarna Owca. Premiera 22 maja 2013 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl