Świat z ogromnym niepokojem obserwuje rynek ropy naftowej po ataku dronów na saudyjskie rafinerie. Cena ropy poszybowała w górę, osiągając 70 dolarów za baryłkę.
To nie koniec, bo, zdaniem analityków, cena surowca może dojść do stu dolarów, co oznaczałoby kryzys na świecie i droższe paliwo na stacjach benzynowych. W Polsce musielibyśmy zapomnieć o pięciu złotych za litr paliwa, ceny byłyby znacznie wyższe.
Choć sami Saudyjczycy są ostrożni w obwinianiu za atak Iran, to amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo oskarżył Teheran o odegranie kluczowej roli w ataku, który ograniczył o połowę dzienny eksport ropy przez Arabię Saudyjską. Według Międzynarodowej Agencji Energii utrata 5,7 miliona baryłek saudyjskiej ropy jest największym zakłóceniem dostaw w historii. Eksperci sadzą, że na przywrócenie pełnej produkcji w królestwie potrzeba wielu tygodni.
Ataki pojawiły się w chwili, gdy Arabia Saudyjska szykuje się do sprzedaży akcji swojego państwowego giganta naftowego Saudi Aramco. Ma to być największa oferta publiczna w historii. Nie wyklucza się, że po tym zajściu zostanie odłożona.
Ataki dronów na rafinerię w Arabii Saudysjskiej
Źródło: STORYFUL/x-news
Tymczasem w rozmowie z dziennikarzami w Rijadzie saudyjski pułkownik Turki al-Maliki mówił, że w ataku użyto dronów z Iranu. -Tak wynika z badań, teraz pracujemy nad ustaleniem miejsca ich startu, powiedział al-Maliki. Dodał jednak, że atak nie nastąpił z Jemenu, choć przyznali się do niego rebelianci z plemienia Huti wspierani przez Iran.
Po niedzielnej ostrej reakcji na terrorystyczny atak na saudyjską rafinerię, w poniedziałek prezydenta Donald Trump spuścił z tonu i zdawał się lekceważyć potencjalny konflikt z Teheranem. „Czy chcę wojny? Nie chcę wojny z nikim” - powiedział.
Atak z minionego weekendu obnażył też możliwości zapobiegania terrorystycznym atakom przez Arabię Saudyjską. Ujawnił on podatność królestwa na ataki dronów i pokazał, w jaki sposób można złamać tradycyjną obronę powietrzną za pomocą nowych tanich technologii.
Według sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI), Arabia Saudyjska jest jednym z największych na świecie nabywców broni, wydała w ubiegłym roku na ten cel 65 miliardów dolarów, dokonując zakupów głównie w Stanach Zjednoczonych.
Obrona powietrzna królestwa to najnowsze radary, myśliwce, takie jak F-15 oraz pociski Patriot, które mają przechwytywać rakiety wystrzeliwane z terytorium wroga.
- Wykorzystanie dronów do ataku na Arabię Saudyjską wykazało ogromne luki w jej obronie przeciwlotniczej - powiedziała agencji AFP Becca Wasser z think tanku Rand Corp.
Dokładny rodzaj użytej broni nie jest jednak znany, ale według specjalistów w Soufan Center, think tanku zajmującego się bezpieczeństwem, w akcji brało udział 10 dronów.
- Tego rodzaju skoordynowany atak nie jest czymś, co każdy może zrobić, i nie każdy może się przed nim obronić – mówił AFP były szef jednej z francuskich agencji wywiadowczych, który pragnął zachować anonimowość.
Natomiast anonimowi urzędnicy administracji waszyngtońskiej twierdzą, że drony i odpalone przez nie pociski mogły pochodzić z Iranu, który popiera rebeliantów Huti w na południu Jemenu. Teheran temu zaprzecza.
Huti, szyicka grupa rebeliantów walcząca z saudyjską koalicją od 2015 r., już wielokrotnie pokazała, że buduje arsenał broni dalekiego zasięgu zdolnego do pokonania obrony Arabii Saudyjskiej.
W marcu pojawił się film wideo z drona, który przeleciał nad jednym z zakładów odsalania wody w Arabii Saudyjskiej. W maju zaś doszło do ataku drona na saudyjski rurociąg ropy naftowej na wschodzie tego kraju.
POLECAMY W SERWISIE POLSKATIMES.PL:
