Zorganizowali ją studenci, zatroskani tym, że nasze statki pływają pod tzw. wygodnymi banderami. Zaledwie kilkanaście procent naszych morskich jednostek handlowych podnosi banderę biało-czerwoną. Te największe, tzw. panamaksy, zarejestrowane są pod tzw. żółtymi banderami. Legiony Polskie - pod flagą Vanuatu. Wawel zaś oznaczony jest banderą Wysp Bahama.
Tytuł konferencji brzmiał: "Powrót statków pod polską banderę". Zorganizowało ją Europejskie Stowarzyszenie Studentów Prawa ELSA Gdańsk.
- Polskich statków pływających pod polską banderą jest coraz mniej - mówi Jakub Puszkarski, pomysłodawca, reprezentant komitetu organizacyjnego ELSA. - To problem, który bardzo nas nurtuje. Pragniemy zwrócić na niego uwagę nie tylko prawników, ale też studentów innych uczelni, na przykład Akademii Morskiej i Akademii Marynarki Wojennej. Chcemy tendencję zmniejszania się liczby statków pod polską banderą odwrócić.
Wiceminister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej kpt. ż.w. Anna Wypych-Namiotko powiedziała, że w celu wzmacniania konkurencyjności polskiej bandery resort transportu zamierza m.in. stosować pomoc publiczną. W tym celu trwają rozmowy między ministrami transportu i pracy.
Pytanie tylko - czy pomoc publiczna nie zakłócałaby zasad konkurencji i czy nie zostałaby uznana za niedozwoloną?
Obecnie Polska posiada (nie licząc okrętów Marynarki Wojennej) ponad 170 statków pasażerskich i handlowych (uwzględniono w tym holowniki, motorówki) - wynika z informacji, które przekazał kpt. ż.w. dr Cezary Łuczywek, radca ministra transportu. Pod obcymi banderami pływa ich około 120. Nowa ustawa może sprawić, że aż 250 statków przejdzie pod polską banderę. Chodzi też o przyciągnięcie zagranicznych, pływających pod tanimi banderami.
Zdaniem prof. Andrzeja Makowskiego z Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, pod obcymi flagami jest aż ponad 86 proc. polskiej floty. Wprowadzenie nowych przepisów nie jest łatwe, bo trzeba uzgadniać je z wieloma resortami. Tymczasem Grecy, mimo że są w o wiele gorszej sytuacji gospodarczej niż Polska, nie przestają dbać o swoje statki. Stosują preferencyjne podatki, by grecka bandera była konkurencyjna na świecie.
Polska nie może się dopracować warunków sprzyjających rozwojowi floty. Prace nad utworzeniem tzw. drugiego rejestru statków trwają już 18 lat - stwierdził prof. Mirosław H. Koziński z Akademii Morskiej w Gdyni.
Co więc powinno się zdarzyć, żeby nasze jednostki wróciły pod nasze barwy narodowe? Odpowiedź jest prosta - pod polską banderą musiałoby się zacząć opłacać pływać.
- Musimy być atrakcyjniejsi od innych tanich bander - mówił Sławomir Bałazy, prezes zarządu Żeglugi Polskiej SA. - Gdyby teraz Polska Żegluga Morska zechciała przeflagować swoje jednostki, rocznie kosztowałoby to ją kilkanaście milionów dolarów. Za tyle można sobie kupić używany statek. Polska tania bandera musi się stać atrakcyjniejsza od innych, bo armatorzy nie zechcą przerejestrowywać swoich jednostek. Jeśli jednak nie może być lepiej, to niech pozostanie tak, jak jest obecnie - stwierdził prezes Sławomir Bałazy.
Tanie bandery
Obecnie na świecie jest około 30 tzw. tanich bander, oferujących armatorom różne ulgi. Proceder ten zaczął się już w XVI w. Właściciele statków rejestrowali je w innych państwach niż ich macierzyste kraje, ze względu np. na różnice w prawie podatkowym, ale też by unikać różnych kłopotów.
Po II wojnie światowej Liberia jako jeden z pierwszych krajów stworzyła tzw. tanią banderę. Chronili się pod nią przemytnicy alkoholu. Dogodne bandery proponują także kraje, które nie mają dostępu do morza, np. Mongolia.