FLESZ - Koronawirus w Polsce. Zachowajmy czujność i zdrowy rozsądek
W marcu, kiedy epidemia koronawirusa „ruszyła” w Polsce na dobre, niemal wszyscy dentyści zawiesili działalność. Paraliżował ich strach przed COVID-19, bo choć stomatolodzy znajdują się na czubku piramidy potencjalnych zakażeń, to niezbędnych na czas epidemii środków ochrony osobistej dla nich nie przewidziano. Nie było też jeszcze zasad funkcjonowania ich gabinetów i dentyści obawiali się, że za ewentualne błędy będą ponosić konsekwencje prawne. Równocześnie resort zdrowia zalecił, by przyjmowali tylko pacjentów w stanie zagrożenia życia lub zdrowia. Ale i oni częstokroć nie znajdowali pomocy, na co wskazują pełne rozpaczy telefony od Czytelników.
Z końcem marca pojawił się złowrogo brzmiący komunikat NFZ, w którym czytamy m.inn.: Niedopuszczalne jest bezpodstawne całkowite zamykanie miejsc udzielania świadczeń, a tym samym pozbawianie pacjentów podstawowej opieki zdrowotnej lub ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. A wiadomo, że z funduszem, nakładającym za nieprzestrzeganie umów olbrzymie kary, lepiej nie zadzierać.
Równocześnie stawało się oczywiste, że tarcza antykryzysowa zdecydowanej większości dentystów nie obejmie. W konsekwencji, licząc coraz większe straty, niektórzy przed świętami zaczęli na „ćwierć gwizdka” otwierać swe gabinety. Ich numery telefonów i adresy widnieją na stronie MOW NFZ w zakładce Aktualności, lista na bieżąco jest aktualizowana.
Jak podkreśla Aleksandra Kwiecień z MOW NFZ, pacjent najpierw powinien skontaktować się telefonicznie z gabinetem, którego pracownik zweryfikuje zgłaszane objawy. Według obowiązujących zaleceń resortu zdrowia, dziś możliwe jest przyjęcie tylko pacjentów wymagających pilnej pomocy lekarskiej.
Ale termin „pilne”, jak wykazała nasza sonda, jest w dentystyce mocno nieprecyzyjny. Ból w dolnej szyjce po wypadnięciu plomby nie został uznany jako powód wyznaczenia jakiegokolwiek terminu wizyty. W innej placówce określono go jako błahostkę, w kolejnej doradzono, by kupić sobie w aptece...tymczasową plombę. - Ten stan nie mieści się w wytycznych resortu. - Pełnimy tylko 4-godzinny dyżur i przyjmujemy 3 pacjentów dziennie z bardzo poważnymi dolegliwościami. Po każdym musimy dezynfekować pomieszczenie i zmieniać kombinezony, których zresztą jak na lekarstwo – usłyszeliśmy w następnym gabinecie. W kilku jednostkach, choć widnieją na wykazie NFZ, „na razie” nie przyjmują pacjentów w ogóle.
Samorząd lekarski winą za ten stan rzeczy obarcza wyłącznie rządzących. - Dziś praca dentysty to walka na pierwszej linii frontu, a na wojnie trzeba się czymś bronić. Za maseczkę, wycenianą wcześniej na 5 zł, teraz trzeba dać 20 zł, pudełko rękawiczek jeszcze w lutym kosztowało 12 zł, dziś 80 zł. A rządowe dostawy do dentystów nie docierają - denerwuje się dr Robert Stępień.
Muszą oni zatem kupować sprzęt ochrony osobistej według paserskich cen, co - zważywszy na bardzo niską wycenę świadczeń pilnych w stomatologii - sprawia, że ich praca stała się dziś nieopłacalna. - Koniecznym jest podniesienie wycen. Tymczasem zarządzenie prezesa NFZ w tej sprawie wciąż czeka na swą kolej. To jest absolutny skandal, to nie my, lecz prezes NFZ ogranicza dostęp do świadczeń stomatologicznych! – mówi wzburzony Stępień.
Listę otwierających się „na nowo” gabinetów prowadzi od niedawna na swej stronie Polskie Towarzystwo Stomatologiczne. - Ich liczba rośnie, obecnie mamy już 900 placówek w całym kraju - informuje Łukasz Sowa, rzecznik PTS. Podkreśla jednak, że wiele, o ile nie większość spośród nich to gabinety, świadczące tylko usługi komercyjnie.
Niestety, ich ceny mogą szokować. Dlaczego? Bo do rachunku są doliczane drastycznie zwiększone koszty zakupu kombinezonów czy maseczek.
- Co wkurza kierowców?
- Ile zarabiają pracownicy służby zdrowia? LISTA PŁAC
- Kraków. Miejskie inwestycje opóźnione przez koronawirusa?
- Tatry. Dolina Chochołowska jest pełna krokusów [ZDJĘCIA]
- Koronawirus. Policjanci kontrolują nawet na dziełach sztuki!
- Jak przeżyć domową kwarantannę, żeby nie zwariować? [MEMY]
