Wyłączcie telewizor, ograniczcie sociale do minimum, chrońcie się. Odłączcie się choćby na te trzy tygodnie do Wielkiejnocy. Trump nie zdąży w tym czasie zająć Grenlandii ani do końca przehandlować Ukrainy. Gdzieś zginie 60 osób w huraganie, a gdzieś indziej 40 się utopi. Jeśli coś walnie naprawdę mocno, sami to zauważycie. Ale – i to jest powód główny – nic istotnego w tym czasie nie wydarzy się w coraz głupszej kampanii wyborczej.
Jaki pożytek dla zwolennika Nawrockiego ma fakt, że Trzaskowski okaże się jeszcze gorszym zdrajcą jutro, niż był wczoraj. Albo dla wyborcy KO odkrycie, że Nawrocki ma jeszcze kilka wstydliwych znajomości. Mentzen nadal nic nie powie konkretnie, bo jak spróbował w „Kanale zero” (26.03), to mu zaraz do wcześniejszych wpadek dołożono, że chce zlikwidować bezpłatne studia, a leczenie złamań oddać weterynarzom.
Niech zostaną ci, których rozterki wyborcze są bardziej sprecyzowane. Umysłowi, który nie ogarnia na dzisiaj, czy lepsza jest Biejat czy Zandberg – i tak już niewiele zaszkodzi. Cała reszta elektoratu niezdecydowanego – co najmniej potężne 10% – spokojnie może wrócić po świętach, a najlepiej dopiero na debaty kandydatów, bo decyzje w tej grupie wyborców zapadają w samej końcówce kampanii.
Inaczej jest z kluczową sprawą dla sztabów – mobilizacją własnego i demobilizacją wrogiego elektoratu. Tu też decyzje zapadną na finiszu, ale istotnym ich elementem będzie zwykłe umęczenie ludzi. I to właśnie z nami teraz robią. Tłuką nas po łbach pałkami absurdalnego jazgotu jak małe foczki na krze. Ten obraz nie ma być tylko efekciarski – podobnie jak małe foczki, wyborca jest gatunkiem zagrożonym tylko przez krótki moment, dopóki ma białe futerko, dopóki urny nie zostaną zamknięte.
No dobrze, skąd mi się ta faza na marudzenie wzięła. Zaglądam w sieć, a tam PiS wjeżdża mi ze slajdem, że Trzaskowski wprowadzi adopcję dzieci przez homo niewiadomo. Ki czort? – myślę. Po pierwsze, kandydat KO raczej unikał dotąd składania obietnic, które jawnie do kompetencji prezydenta nie należą. Po drugie, pozycjonuje się w tej kampanii zdecydowanie bardziej po prawej niż progresywnej stronie, stawiając akcent na bezpieczeństwo.
No dobrze, brrr, trzeba spojrzeć głębiej. Odpalenie nowej linii narracyjnej w całości wisi na jednym zdaniu: „Wydało się. Powrót tęczowego Rafała. Rzeczniczka Koalicji Obywatelskiej jasno zapowiada, że wszystkie ustawy o tzw. równouprawnieniu osób LGBT będą przez niego podpisane!”
OK, a dlaczego miałyby być nie podpisane? Związki partnerskie dla osób tej samej płci popiera już ponad 60% Polaków. Obietnica ich wprowadzenia była jednym z ważniejszych punktów KO w wyborach parlamentarnych. Sprawa ugrzęzła przez opór Trzeciej Drogi, hamletyzującej w kwestii przysposobienia dzieci. Ściślej – dzieci jednego ze współpartnerów.
Z prawem osób tej samej płci do zawarcia małżeństwa sprawa jest w lesie, poparcie społeczne jest tu też nadal zdecydowanie niższe (40% - minus ja). Prawo małżeństw homoseksualnych do adopcji dzieci to zaś czysty kosmos – szybciej Papież Polak zmartwychwstanie.
Znów więc zmarnowałem kilka minut na śledzenie , do jakiej pokrętnej manipulacji posunie się sztab kandydata, zwłaszcza gdy linia poparcia dla niego przypomina równię pochyłą. Największy kłopot jednak jest w tym, że choć pomysły na robienie z nas głupków bywają nowe, to grane tematy wciąż są te same. Straszenie imigrantami zażarło tylko w 2015 r. Straszenie LGBT zadziałało w przedostatnich wyborach do europarlamentu (2019). O Tusku – kamerdynerze Niemców – nie warto nawet wspominać. Nuda. Paradoksalnie więcej świeżości jest po drugiej stronie, ale to sam PiS podłożył wygodny temat pt.: Nawrocki – pies czy wydra?
Na pewno nie biała foczka. Więc zejdźcie choć na chwilę z pola widzenia zawodowych pałkarzy. Może to dobry moment, by pomyśleć o własnym Zbawieniu. Polska to przetrwa.
