To on był postacią numer jeden, a inny zostali usunięci w cień. Podobnie zresztą jak prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, którego jeszcze niedawno spora część opozycji widziała jako przywódcę nie tylko Platformy Obywatelskiej, ale całej opozycji.
Czy ta sytuacja utrzyma się do wyborów parlamentarnych - nie wiadomo, pewne jest natomiast, że Donald Tusk po raz kolejny pokazał, że łatwo się nie podda i wykorzysta nadarzające się okazje, by stanąć na czele opozycji, którą - przynajmniej 4 czerwca sprowadził do roli „przystawek”.
Z tej perspektywy można domniemywać, że układanie wspólnych list wyborczych będzie wyglądało podobnie, co zresztą zrozumieli Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz. Wprawdzie pojawili się na marszu 4 czerwca, ale zaakcentowali swoją odrębność. Zwolennicy Platformy powitali ich - najoględniej rzecz ujmując - bardzo chłodno, ale to nie w tym środowisku lider Polski 2050 i lider PSL-u szukają swoich wyborców. Sondaże, które nie są dla nich łaskawe, wprawdzie pokazują spadek poparcia dla ich formacji, ale rzeczywistość może okazać się zupełnie inna. Najciekawsze będą decyzje liderów partii lewicowych, którzy w tej chwili są w mało komfortowej sytuacji. Część z nich chce iść do wyborów razem z Donaldem Tuskiem, część chce iść oddzielnie. Już teraz widać, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej, głosząc lewicowe hasła, przyciągnął sporą grupę wyborców lewicy na stronę swojej formacji, którzy postawili na silniejszego przywódcę. Lewicowe hasła, które od dłuższego czasu pojawiają się w narracji PO, skutecznie działają na wyborców lewicy, która powoli staje się odbiciem Platformy. Marsz zorganizowany w rocznicę wyborów w 1989 roku i w rocznicę upadku rządu Jana Olszewskiego miał być potwierdzeniem przywództwa Tuska jako jedynego lidera opozycji. Teraz zapewne rozpocznie się dalsze „grillowanie” liderów innych opozycyjnych partii przez polityków PO i sprzyjające jej media, a celem jest wspólna lista opozycji.
Tyle tylko - jak już pisałam wcześniej - ta wspólna lista może być dla niektórych zabójcza, bo nie wszyscy kandydaci dostaną się do parlamentu. Listy wyborcze nie są z gumy - mają określoną liczbę miejsc, tym bardziej miejsc „biorących”, czyli pewniaków, którzy na pełno zasiądą w ławach polskiego parlamentu. Podobnie złudne mogą okazać się obietnice stanowisk w przyszłym rządzie po ewentualnej wygranej opozycji. Donald Tusk niejednokrotnie pokazał, jakim jest bezwzględnym graczem, co pokazują historie niegdyś czołowych polityków PO, którzy byli dla niego zagrożeniem i których już dawno nie ma w polityce. Ale - jak widać - wielu polityków opozycji o tym albo zapomniało, albo naiwnie liczą na to, że Donald Tusk się zmienił. A jak się „zmienił”, pokazuje historia Rafała Trzaskowskiego, któremu Donald Tusk jasno pokazał, gdzie jest jego miejsce.
