Dlaczego więc wrócił do Polski i do polskiego Sejmu? Odpowiedź na to pytanie nie jest trudna - chodziło o odsunięcie od władzy Prawa i Sprawiedliwości. Tuskowi nie udało się zbudowanie jednej listy, nie wygrał w wyborach parlamentarnych, ale udało mu się sformować koalicję opartą na nienawiści. Konserwatywny rząd ma przestać być problemem dla Berlina, z czym nie kryją się niemieckie media. Wybory w Polsce były na czołówkach niemal wszystkich głównych mediów w Niemczech. Powyborcze komentarze skupiły się na Donaldzie Tusku, padały nawet stwierdzenia, że trzeba mu wynagrodzić odsunięcie PiS od władzy.
Według nieoficjalnych informacji zupełnie niedawno miał powiedzieć, że umawia się z ministrami tylko na rok, ponieważ zamierza wrócić do Brukseli, by powalczyć o stanowisko szefa Komisji Europejskiej.
Na razie Donald Tusk milczy i nie zdradza swoich planów na przyszłość, ale nie ma to żadnego znaczenia - nawet, gdyby przysięgał, że nie będzie rotacyjnym premierem.
Przecież w lipcu 2014 roku, pytany przez dziennikarzy o ewentualne objęcie stanowiska szefa Rady Europejskiej stanowczo zaprzeczył. - Nie wybieram się do Brukseli. Myślę, że w Polsce będę skuteczniejszy - mówił, a cztery miesiące później już mościł się w brukselskim fotelu.
Teraz wykorzysta najbliższe dziesięć miesięcy, by zasłużyć na nową funkcję, tym bardziej że coraz bardziej się starzeje i nie bardzo lubi ciężko pracować, czemu dał wyraz w latach 2007-2014 - nawet życzliwi mu dziennikarze kpili, że wprowadził 4-dniowy tydzień pracy (dla siebie), ponieważ już w czwartek wracał samolotem do domu. Teraz wykorzysta najbliższe miesiące, by jak najwięcej skonsumować politycznych przystawek i by dopiec swojemu największemu politycznemu wrogowi. Bo Donald Tusk zawsze miał jakichś wrogów i zawsze z kimś walczył. Najpierw z Janem Olszewskim, co świetnie pokazuje film „Nocna zmiana” Jacka Kurskiego i Piotra Semki. Później jego największym wrogiem został Bronisław Geremek - niektórzy dziennikarze zapewne pamiętają, jak Tusk snuł się po Senacie (był z ramienia Unii Wolności wicemarszałkiem) i wyzłośliwiał się pod adresem Geremka, by w końcu odejść z UW i założyć Platformę Obywatelską. A później przyszedł czas na wycinanie wrogów wewnątrz PO, a po przegranych przez niego wyborach - najpierw parlamentarnych, a później prezydenckich - obiektem nienawiści stali się Lech i Jarosław Kaczyńscy. To był ten moment, kiedy Platforma Obywatelska zaczęła demolować język debaty publicznej, który w ostatnich latach stoczył się całkowicie do poziomu rynsztoka.