O takim rozwiązaniu mówi się nie od dzisiaj. Jeden z naszych informatorów, liberalny polityk, już dobrych kilka tygodni temu przyznawał w nieoficjalnej rozmowie: – Donald może to rozważać – szukać kogoś, kto poprowadzi Koalicję do zwycięstwa, a jego nie będzie na froncie.
Nasz rozmówca wyjaśnił też, dlaczego Tuska może zabraknąć „na froncie”: – Bo sobie zdaje sprawę ze swoich obciążeń. One są naprawdę bardzo duże – podkreślił.
Obciążenia Donalda Tuska
No właśnie, „obciążenia”, to słowo kluczowe, podkreślane przez polityków opozycyjnych Lewicy czy Polski 2050. Przecież w końcu dlatego, mimo zaklinań Platformy, Donald Tusk pozostał niewzruszony i odmówił udziału w wyborach prezydenckich zarówno w 2020, jaki i w 2025 r. – Potrzebna jest kandydatura, która nie jest obciążona bagażem trudnych decyzji. A ja takim bagażem jestem obciążony od czasów, kiedy byłem premierem – tłumaczył się jesienią 2019 roku. – Dobrze wiem, że dla wielu Polaków nie jestem wymarzonym politykiem… Dajmy sobie z tym już spokój, nie będzie Tuska prezydenta – deklarował w sierpniu dwa lata później.
Tusk wcale się nie krygował, trzeźwo oceniał sytuację. Wyborcy nie zapomną mu choćby przejęcia funduszy OFE, wprowadzenia wyższego wieku emerytalnego lub podniesienia podatku VAT, choć zgodnie z wcześniejszymi obietnicami miało być dokładnie odwrotnie. To przykłady obciążeń, gdy mówimy o polityce krajowej, bo pozostaje jeszcze bagaż zagranicznej i choćby ciepłe relacje z Putinem. Tego mu ludzie nie zapomną, a gdyby zapomnieli, jego przeciwnicy chętnie przypomną liczby i obrazki.
Tusk nie chce być prezydentem, a premierem?
Jeśli zatem obciążenia z czasów, gdy był premierem miały mu szczególnie szkodzić w drodze do prezydentury, to w jaki sposób nie przeszkadzają mu w zmaganiach o ponowny urząd szefa rządu?
Najwyraźniej w przypadku wyborów parlamentarnych ciężar tego balastu rozkłada się na wszystkich polityków PO, a może nawet Koalicji Obywatelskiej i wówczas łatwiej się go dźwiga. Donald Tusk potrzebuje jednak większej liczby ugrupowań, które będą się identyfikować z jego przeszłością i obciążeniami. Stąd ostatnia groźba wypowiedziana podczas wiecu w Żywcu, zgodnie z którą, kto nie będzie kandydował pod wspólnym szyldem opozycji, ten „dostanie w wyborach srogie baty”.
Czym zatem ma zachęcić szyld firmowany przez Tuska? Na razie w menu proponuje się niewiele. Program, jeśli jest, pozostaje w sejfie, bo, jak wiadomo, mógłby go sobie przywłaszczyć wrogi obóz. Mimo to lider opozycji kusi projektem, który miałby rozwiązać problem mieszkaniowy. To obietnica kredytu zero procent dla osób do 45 roku życia, kupujących swoje pierwsze mieszkanie. W założeniu miał to chyba być odpowiednik pisowskiego 500 plus, jednak pomysł wzbudził atak śmiechu wśród ekonomistów. Nie oszczędził go nawet guru polskich liberałów, Leszek Balcerowicz, który lewicowe hasło, podniesione przez Tuska: „mieszkanie jest prawem, nie towarem”, określił jako głupie i niebezpieczne. Celnie przy tym zauważył, że w PRL mieliśmy teoretycznie bardzo dużo praw, ale nie było towarów.
Czy da się powtórzyć numer z Trzaskowskim?
Pozostaje zatem agresywny język, PR-owe chwyty oparte na emocjach, obrazowe porównywanie cen na You Tube – „tyle coś kosztowało za moich za czasów, tyle teraz” – jednak to wszystko już było i nawet zadziałało, ale niektóre numery mogą się udać raz, może dwa razy, w każdym razie nie można na nich polegać w nieskończoność.
Rozumie to Tusk i rozumieją to jego polityczni koledzy, którzy przyglądają się kolejnym sondażom odnotowującym spadek poparcie dla KO i wzrosty dla PiS. Niewykluczone więc, że chodzi im po głowie numer z zamianą lidera na chwilę przed decydującym momentem. Pytanie tylko, czy taki trik może ponownie wypalić? Podczas ostatniej kampanii prezydenckiej prawie się udało. Wyborcy Platformy, przygnębieni poziomem swojej kandydatki, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, rozpaczliwie zaczęli rozglądać się za kimkolwiek innym. Ich wzrok już padał na złotoustego konferansjera, choć żółtodzioba w czynnej polityce, gdy nagle zamiast kobiety-mema pojawiła się świeża siła. Młodzieniec przed pięćdziesiątką z promiennym uśmiechem, taki fajny, przystojny, postępowy, a jednocześnie bezlitosny dla PiS. Prezydent z poparciem Zjednoczonej Prawicy wygrał, ale wcale nie było wówczas pewne, że tak się to skończy. Można więc powiedzieć, że manewr się powiódł.
Czy zatem da się go powtórzyć w wyborach parlamentarnych? Może już nie być tak łatwo. Przede wszystkim na drodze stoi sam Tusk. Patrząc na jego dotychczasową postawę, należy przewidywać, że prędzej wywróci stolik z kartami, niż zagra nie swoją talią. Nie uniknąłby przecież porównań z wyśmiewaną, czasem niesprawiedliwie, Kidawą-Błońską. Podobnie jak ona musiałby potem snuć legendy o tym, jak to sprytnym manewrem wyprowadził wrogów demokracji w pole. Może uwierzyłyby w to jego wnuki, ale nie wyborcy.
Trzaskowski z ambicjami, Tusk z emeryturą
Poza tym, czy ambicje Rafała Trzaskowskiego wystarczą, by porwać i pokierować masami. W końcu po wyborach prezydenckich miał za sobą wielomilionową armię zwolenników rozentuzjazmowanych dobrym wynikiem. Co z tym zrobił? Najpierw wszystkim podziękował, potem pojechał na wakacje, a później musiał się już zastanawiać, jak kolejny raz naprawić oczyszczalnię ścieków „Czajka”. Czy za takim liderem pójdą jak w dym inne partie opozycyjne i zrezygnują ze swoich ambicji i postulatów?
Z drugiej strony za miesiąc Donald Tusk skończy 66 lat, wziął już wcześniejszą emeryturę unijną, nawet na tym troszkę tracąc, ale i tak wyszedł na swoje. Jak sam przyznaje „stanowisk się już w życiu nasprawował”, więc może tęskni powoli za odpoczynkiem. Do polityki wracałby wtedy, gdyby chciał i na tyle, na ile by chciał.
