SPIS TREŚCI
Latem tego roku dotrą zakupione dla Estońskich Sił Obronnych wyrzutnie rakietowe M142 High Mobility Artillery Rocket System, a następnie rozpocznie się szkolenie jednostek EDF wyznaczonych do obsługi HIMARS. Dostarczone mają być też systemy obrony powietrznej średniego zasięgu IRIS-T. Jak donosi program publicznego nadawcy ERR, „Aktuaalne kaamera”, do końca tego roku powinna też dotrzeć większość zamówionych samobieżnych armatohaubic K9 Thunder.
Braki w artylerii
Zastępca przewodniczącego Komitetu Obrony Narodowej Riigikogu (parlamentu Estonii), pułkownik rezerwy Leo Kunnas powiedział „Aktuaalne kaamera”, że to wszystko dobrze, ale 48 haubic nie wystarczy dla planowanych trzech batalionów. - Krytycznym minimum byłyby 72 takie systemy uzbrojenia. Na Ukrainie widzieliśmy, że siła ognia artyleryjskiego musi być większa. Nie możemy również zapominać o moździerzach 120 mm i 81 mm; każda kompania, która zajmuje pozycję obronną, musi być w nie wyposażona – mówi płk Kunnas.
Słabości w powietrzu i na morzu
Wnioski z wojny na Ukrainie wyciąga też inny oficer rezerwy. Płk Hannes Toomsalu wskazuje, że na przykład po stronie plusów jest to, że rosyjskie samoloty zasadniczo nie wlatują nad terytorium Ukrainy, a rosyjska marynarka wojenna nie jest już skuteczna operacyjnie na Morzu Czarnym. Jednak w Zatoce Fińskiej widać dużą aktywność Rosjan, niebo w sąsiedztwie Estonii roi się od dronów, potencjalnie wystrzeliwanych z rosyjskiej „floty cieni”.
- Kiedy Finlandia i Szwecja przystąpiły do NATO, stwierdzono, że Morze Bałtyckie jest teraz jeziorem NATO. Ale trzeba tu zaprowadzić porządek. Nie można po prostu zarzucić kotwicy w dowolnym miejscu. Finowie dobrze się spisali. Zrobili to, co należało zrobić. My, Estończycy, moglibyśmy zrobić to samo - ale z czym? – tak Toomsalu odnosi się do sprawy tankowca Eagle S, zauważając, że Estonia nie ma odpowiednich sił morskich.

źr. ERR