Gabriela Jatkowska, autorka dokumentu "Niedokończone powstanie": Paweł mówił o śmierci i się śmiał

Joanna Grabarczyk
Joanna Grabarczyk
Igor "Yankee" Noman, żołnierz batalionu "Tytan"
Igor "Yankee" Noman, żołnierz batalionu "Tytan" Zrzut z filmu
Jest okiem tych, którzy wojnę oglądają z bezpiecznej perspektywy szklanego ekranu. Uchem tych, którzy słuchają informacji z frontu. I powiernikiem tych, którzy każdego dnia ryzykują, że wystrzelona kula, pocisk lub bomba lada moment zakończą przedwcześnie ich życie. Korespondent wojenny – bez jego pracy nie znalibyśmy pełnego obrazu konfliktu zbrojnego.

„Niedokończone powstanie” – pierwsza część dokumentu w reżyserii korespondentki wojennej Gabrieli Jatkowskiej ma dziś, 8 listopada 2022, premierę. O swoich bohaterach, kibicach z białoruskiego Pułku im. Konstantego Kalinowskiego, najbardziej poruszających aspektach wojny na Ukrainie oraz trudach przygotowań przed wyjazdem na front autorka produkcji opowiedziała w rozmowie z portalem i.pl.

Wiem, że inni dziennikarze odmówili wyjazdu na front w obawie o swoje życie i bezpieczeństwo. Ty się nie bałaś. To dosyć szokujące – jesteś filigranową kobietą i był to Twój pierwszy wyjazd w okolice konfliktu zbrojnego. Dlaczego tak bardzo chciałaś opowiedzieć tę historię?

Opowiadam o pewnej grupie społecznej, która przynajmniej w Polsce traktowana była jako grupa o kryminogennym zabarwieniu. Mówię tutaj o kibicach, a tak naprawdę – o kibolach. Historia o tym, że to właśnie ci, wzbudzający strach kibole piłkarscy, po 24 lutego, kiedy rozpoczęła się inwazja Rosji na Ukrainę, stawili się na Ukrainie po to, żeby wziąć do ręki broń i walczyć za wolność. Dla mnie była to niezwykle interesująca historia. Oni jako pierwsi spośród ochotników z wielu innych państw zdecydowali się na ten ruch. Oni nawet nie mieli doświadczenia bojowego! Całe doświadczenie bojowe, jeśli w ogóle o takim możemy mówić, zdobywali na stadionach piłkarskich w trakcie różnych burd czy kibicowskich starć. Dodatkowo są to Białorusini. Wydawać by się mogło, że to nie jest ich wojna. Tymczasem oni jak mantrę powtarzają, że to jest jak najbardziej ich wojna, bo kiedy Ukraina przegra, to tak naprawdę przegra cały nasz region: przegra Białoruś, wszystkie kraje Pribałtiki, Polska itd. Oni cały czas powtarzają, że walczą za cały region: „za ich wolność i za naszą wolność”. Nie mieli co do tego żadnych wątpliwości.

Jakich przygotowań wymagał wyjazd?

Zanim wyjechaliśmy na Ukrainę wyjechaliśmy wraz z operatorem Tomaszem Dąbrowskim na tygodniowe szkolenie dla korespondentów wojennych, organizowane przez Ministerstwo Obrony Narodowej. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Wymagało niezwykle dużej wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Aspekt psychiczny był tu chyba nawet ważniejszy niż fizyczny… Tak naprawdę pokazano nam, z czym musielibyśmy się zmierzyć w przypadku problemów na wojennym froncie, na przykład podczas uprowadzenia czy trafienia do rosyjskiej niewoli. Było… bardzo prawdziwie, bardzo realistycznie. Nie mogę więcej mówić na ten temat, bo obowiązuje nas tajemnica, do której zobowiązaliśmy się, biorąc udział w tym przygotowaniu. Można sobie wyobrazić, jak Wojsko Polskie starało się przygotować swoich dziennikarzy do wyjazdu w rejon ogarnięty konfliktem zbrojnym. I co Rosjanie mogliby nam zrobić, gdybyśmy faktycznie do niewoli trafili.

Jak wyglądała praca nad dokumentem na froncie?

Po pierwsze – problemem był język i porozumiewanie się nim. Rozmawialiśmy z chłopakami, którzy bardzo mocno weszli w żargon stricte wojskowy. Po drugie – trudne było zdobycie zaufania i zachęcenie tych chłopaków, aby chcieli opowiedzieć swoją historię. Chcieliśmy, żeby oni wyszli poza rolę żołnierza, w którą bardzo szybko weszli, idąc na wojnę. To było coś niesamowitego: mężczyźni kojarzeni wcześniej ze stadionem i z kibicowskimi burdami, z nieokiełznanym żywiołem, bardzo szybko stali się zdyscyplinowanymi, pełnowymiarowymi żołnierzami. To zresztą widać było w tym, w jaki sposób do nas podchodzili czy witali się z nami. To była kwestia pewnego wtajemniczenia. Pamiętam, że byłam w szoku, gdy byliśmy u nich na bazie, w siedzibie sztabu generalnego Pułku im. Kalinowskiego, kiedy szykowali się do wyjazdu na front. Wyjazd poprzedzony był długim zebraniem całego sztabu. Żołnierze wchodzili do pokoju. My z Tomkiem już coś tam nagrywaliśmy. Mijali nas i witali się ze wszystkimi, podając im rękę – Tomkowi, naszemu tłumaczowi. Mnie pomijali. Byłam w szoku. Poczułam się trochę odsunięta na bok. Dopiero później dowiedziałam się, że na Białorusi kobiecie nie podaje się ręki – przynajmniej dopóki jej się już lepiej i bliżej nie pozna. Myślałam, że to stricte wojskowe podejście – coś w rodzaju „kobiet nie uznajemy”. Trochę chyba zresztą tak było, bo jako kobieta miałam duży problem, żeby z nimi rozmawiać na poważnym poziomie i żeby potraktowali mnie serio, jako przedstawicielkę poważnej redakcji, która chce o nich zrobić poważny dokument.

Trudno było na przykład doprosić się u nich, żeby na przykład przesunęli się o dwa kroki w prawo, bo kadr będzie wtedy lepszy. Dziś myślę, że faktycznie z naszej strony było to trochę idiotyczne, by prosić ich o to. Narzucali też pewne ograniczenia co do robienia zdjęć. Jeden z naszych bohaterów nie chciał sobie robić zdjęć na tle napisu ściennego, który wykonał jego kolega – Dima, pseudonim „Terror”, walczący w Irpieniu. Zginął 20 minut po wykonaniu tego graffiti. Jego przyjaciel nie chciał być z bronią w ręku filmowany na tle tego napisu, stworzonego przez jego nieżyjącego już kolegę. To byłoby dla niego naruszenie pewnej świętości. Broń jest jedną kwestią, śmierć jego przyjaciela – drugą. Dlatego nie chciał pozować z bronią na tle tego napisu – miejsca, w którym Dima po raz ostatni widziany był żywy.

Ten napis w Irpieniu znajduje się do dzisiaj. Mieszkańcy miasta traktują go jako pewnego rodzaju symbol. Zresztą chłopaki z pułku im. Kalinowskiego uchodzą w Irpieniu za bohaterów i wyzwolicieli tej miejscowości.

Co było najbardziej poruszającym aspektem tej wyprawy na front i misji Twoich bohaterów?

Chyba to, jak oni podchodzą do śmierci swoich przyjaciół. A stracili ich już sporo i tracą ich w dalszym ciągu. Ze względów bezpieczeństwa i dla dobra rodzin zmarłych nie informują też na bieżąco, kogo z ich kolegów już nie ma wśród nas. Poruszył mnie ich wewnętrzny spokój, kiedy o tej śmierci mówią. Moi bohaterowie powtarzali, że po pierwsze walczą o to, by pomścić swoich kolegów. Po drugie chcą osiągnąć cel – jeden z nich to wyzwolenie Ukrainy, a drugi to wyzwolenie Białorusi spod reżimu Łukaszenki. To są dla nich dwa najważniejsze cele. Jeden z bohaterów mojego dokument powtarzał też, że „płakać będziemy później, jak już zwyciężymy – o ile przeżyjemy”. To mi się wryło w pamięć – to, jak odsuwają kwestie swoich własnych uczuć, pomimo wstrząsających przeżyć. A przecież giną często ich bardzo bliscy przyjaciele. Oni przed wojną wspólnie spędzali czas, wyjeżdżali na wakacje, nie planowali udziału w wojnie. Tymczasem musieli zmierzyć się z czymś tak okrutnym w najbardziej osobistym wymiarze. Na miejscu spotkałam się zresztą z różnymi reakcjami. Paweł, jeden z moich bohaterów, chodził po Irpieniu i pokazywał mi miejsce, gdzie zginął jego przyjaciel. Widać było, że jest mocno poruszony. U niego przejawem emocji był śmiech, charakterystyczny śmiech. W montażu mieliśmy trudność z wycięciem go i zmontowaniem materiału, ale to była po prostu reakcja obronna mojego bohatera. Inni z kolei powtarzali cały czas, że przyjechali na front ze świadomością, że mogą tu zginąć i że są na to gotowi. Ta ich gotowość na śmierć była dla mnie absolutnie najbardziej poruszająca. Mam nadzieję, że udało mi się ją oddać w moim dokumencie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl