Z gruzów i warstw błota pozostawionych przez ściany wody, które spowodowały najbardziej śmiercionośną klęskę żywiołową w Hiszpanii, wyłania się obraz katastrofy.
Przerażający obraz kataklizmu
Samochody leżą jeden na drugim jak powalone domino, połamane drzewa, zwalone linie energetyczne, a wszystko to ugrzęzło w błocie, które pokrywało ulice dziesiątek gmin w Walencji, regionie na południe od Barcelony na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Nieznana jest liczba zaginionych, a możliwe jest odnalezienie kolejnych ofiar.
„W kolejnych pojazdach znajdujemy ofiary śmiertelne” – mówił minister transportu Óscar Puente. Pędząca woda zamieniła wąskie uliczki w śmiertelne pułapki i tworzyła rzeki, które niszczyły domy, firmy, zmiatając auta, ludzi i wszystko inne na swojej drodze. Powodzie zburzyły mosty i sprawiły, że drogi są nie do poznania.
Ratował uwięzionych na autostradzie
Spawacz Luís Sánchez uratował kilka osób uwięzionych w samochodach na zalanej autostradzie V-31 na południe od Walencji. Droga szybko zamieniła się w pływający cmentarz usiany setkami pojazdów. „Widziałem przepływające ciała obok. Wołałem, ale nic” – mówił Sánchez. „Strażacy w pierwszej kolejności zajęli się starszymi. Jestem z okolicy, więc starałem się pomagać i ratować ludzi. Ludzie wszędzie płakali, byli uwięzieni.
Władze regionalne podały, że ratownicy w helikopterach uratowali 70 osób, które utknęły na dachach i w samochodach, ale ekipy naziemne jeszcze nie skończyły prac.
„Przeszukujemy dom po domu” – mówił radiu RNE Ángel Martínez, jeden z 1000 żołnierzy pomagających w akcjach ratowniczych, z miasta Utiel, w którym zginęło kilka osób.