Po raz pierwszy od wybuchu wojny między Izraelem a Hamasem w październiku ubiegłego roku, izraelskie wojsko wysłało myśliwce do ataku na wspieranych przez Iran rebeliantów Huti w Jemenie. To był odwet za atak Huti dronem na Tel Awiw – w jego wyniku w piątek zginął jeden cywil, ośmiu zostało rannych.
Izraelski nalot na port w Jemenie
Dwanaście izraelskich samolotów, w tym supernowoczesne F-35, wzięło udział w sobotnim ataku na port będący główną bramą na świat dla kontrolujących północno-zachodnią część Jemeny zajdyckich rebeliantów. Izraelskie pociski uderzyły w „magazyny paliwa i elektrownię” w porcie Hodejda – jak podają Huti.
Izraelskie naloty na Hodejdę zabiły dziesiątki osób i sparaliżowały zdolność rebeliantów do rozładunku kontenerów. Tymczasem to kluczowy port dla Jemenu, obsługuje 70% importu kraju, w tym niezbędną pomoc humanitarną. Uderzenie, które zniszczyło zbiorniki w porcie, spowoduje poważne niedobory paliwa w północnym Jemenie. Zdaniem ekspertów, bardziej ucierpi ludność cywilna (uszkodzona została też elektrownia), niż sam zbrojny ruch.
Odwet za ataki Huti
Izraelskie wojsko potwierdziło atak, mówiąc w oświadczeniu, że nastąpił on „w odpowiedzi na setki ataków przeprowadzonych przeciwko państwu Izrael w ostatnich miesiącach”. Piątkowy atak drona w Tel Awiwie był jednym z rzadkich przypadków, w których dron dotarł do izraelskiej przestrzeni powietrznej. Wspierane przez Iran ugrupowanie wystrzeliwuje pociski rakietowe i drony w kierunku Izraela od czasu rozpoczęcia wojny w Strefie Gazy w październiku ubiegłego roku, ale siły izraelskie i amerykańskie zestrzeliły zdecydowaną większość z nich.
Izrael działał na własną rękę, a Stany Zjednoczone nie uczestniczyły w ataku na Hodejdę.
Huti na wojnie nie tylko z Izraelem
Od rozpoczęcia wojny między Izraelem a Hamasem w październiku, Huti stali się kluczowym członkiem regionalnej sieci sojuszników Teheranu, która obejmuje grupy zbrojne także w Libanie, Syrii i Iraku. Od listopada przeprowadzili prawie 90 ataków na statki handlowe na Morzu Czerwonym i w Zatoce Adeńskiej.
Według izraelskiego wojska, Huti wystrzelili w sumie ponad 200 dronów i pocisków manewrujących w kierunku Izraela od czasu ataku Hamasu z 7 października, ale tylko jeden dron i jeden pocisk manewrujący zetknęły się z izraelską ziemią.
Rebelianci zapowiedzieli odwet
Kilka godzin po ataku na Hodejdę, setki Jemeńczyków wyszło na ulice kontrolowanej przez rebeliantów stolicy Sany, skandując - „śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi” - wymachując palestyńskimi flagami. Rzecznik Huti Nasruddin Amer obiecał, że grupa będzie kontynuować ataki. „Stanowisko Jemenu wobec Strefy Gazy jest zdecydowane i nie ulegnie zmianie, a jemeńskie operacje wspierające Strefę Gazy nie ustaną” - napisał.
Co więcej, Huti nasilają ataki z powietrza i morza na statki cywilne na południowym Morzu Czerwonym, co zakłóciło globalną żeglugę, obniżając przepustowość szlaku i podnosząc koszty transportu. Prowadzona przez administrację Bidena operacja Prosperity Guardian nie zdołała jak dotąd zabezpieczyć szlaku morskiego.
Wojna z Izraelem? Dla Huti więcej plusów
Huti podejmują duże ryzyko, ponieważ wszelkie tankowce, które ich obecnie zaopatrują, znajdą się na celowniku Izraela w ramach ataków odwetowych. To jest ta drastyczna zmiana w kampanii prowadzonej przez Jemeńczyków. Bo ich ataki na żeglugę handlową na Morzu Czerwonym spotykały się jedynie z punktowymi, niewiele im szkodzącymi uderzeniami Amerykanów i Brytyjczyków wyłącznie na lokalizacje militarne związane z atakami na statki. Izrael już pierwszym uderzeniem, niszcząc główny port Huti, pokazał, że wojnę będzie prowadził inaczej.
Dla rebeliantów atak Izraela posłuży jednak jako potężne narzędzie propagandowe. Mogą zjednać sobie zwolenników, przedstawiając się jako obrońcy przed nowym zewnętrznym agresorem. Huti nie chcą niczego więcej niż być postrzegani jako walczący z „sojuszem amerykańsko-syjonistycznym”. Wycisza to również wewnętrzny sprzeciw w Jemenie i neutralizuje lokalnych rywali rebeliantów. Huti zajęli stolicę Sanę w 2014 r., co skłoniło koalicję pod wodzą Saudyjczyków do interwencji w następnym roku w celu wsparcia rządu uznanego przez społeczność międzynarodową. Prawie dekada wojny nie zdołała osłabić rebeliantów, którzy kontrolują duże obszary kraju, w tym większość wybrzeża Morza Czerwonego.