Po tym wszystkim, co ujawniły na swój temat obie strony, chyba już nikt nie ma wątpliwości, o co właściwie chodzi. Oczywiście: o pieniądze. I to niemałe. To przecież ok. 441 mln zł.
No, prawie. Bo trzeba odjąć to, co trafiło do fundacji zaprzyjaźnionych z Czartoryskim arystokratów. Mimo wszystko zostało dużo.
Nie mam złudzeń, że któraś ze stron gra czysto i robi to wszystko tylko dlatego, że chce służyć kulturze polskiej i dziedzictwu arystokratycznego rodu.
Gdyby tak było, pewnie już dawno dołożyłaby do remontu Muzeum Czartoryskich, które jest chyba najdonioślejszym wkładem tej rodziny w polskie dzieje. Zamiast tego z jednej strony mamy Tamarę Czartoryską, która żywo zainteresowała się sprawami Fundacji Czartoryskich, dopiero gdy pojawiły się na jej koncie pieniądze ze sprzedaży kolekcji.
Odsunięta od decyzji postanowiła wystąpić o ubezwłasnowolnienie ojca, sugerując, że choroba Alzheimera już dawno wepchnęła go w demencję. Z drugiej strony jest Adam Karol Czartoryski i jego żona Josette, którym tak się spieszyło do działalności na rzecz Polski, że aż chcieli początkowo przelewu pieniędzy przez rząd nie na konto fundacji, ale własne, a teraz wmawiają wszystkim, że najłatwiej służyć polskiej kulturze, mając fundację w Liechtensteinie.
Cóż, mamy swoją „Dynastię”. Kandydatów (płci obojga) do roli Alexis nie brakuje. Tylko nie ma z kogo zrobić Crystal Carrington - tej o gołębim sercu i czystych intencjach.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kolejne oświadczenia w konflikcie rodu Czartoryskich
ZOBACZ KONIECZNIE: