W roku 1948 mówił Pan swojemu koledze Józefowi Łukaszewiczowi żeby jednak nie szedł do lasu walczyć z bronią w ręku. Jak Pan widzi po latach sens działalności żołnierzy „wyklętych”?
Widzę ich jako ruch ludzi przede wszystkim zmuszonych do walki. Moje rozmowy z Józkiem o tyle były trudne, że nasza sytuacja wyglądała odmiennie. Ja mogłem kontynuować naukę. On został wprawdzie zatrzymany przez UB tylko na 48 godzin, ale został wyrzucony ze szkoły z wilczym biletem. Jakie były jego życiowe perspektywy? Obaj wierzyliśmy w trzecią wojnę, otwartym pozostawało pytanie, jak szybko nastąpi i jak do niej dotrwać. On był zmuszony wybrać taką drogę. Chciał dotrwać do tej wymarzonej przez nas wojnyz godnością.
Ale jaki jest bilans „wyklętych”? To dobrze dla Polski, że po wojnie w lasach oddziały walczyły z komunistami?
W Polsce konspiracja ustawała właściwie tylko na krótkie chwile. Kiedy generał Okulicki rozwiązywał AK, zwalniał nas z przysięgi, ale nie z obowiązku działania - myślę także o sobie, choć byłem tylko harcerzem Szarych Szeregów. Mieliśmy być sami dla siebie dowódcami, czyli każdy wybierał najdogodniejszą formę oporu. Partyzantka to była jedna z form takiego oporu, manifestacja postawy pokolenia. Wierzę, że suma oporu w Polsce czyniła komunizm nieco znośniejszym.
CZYTAJ TAKŻE: [ŻOŁNIERZE WYKLĘCI] Piotr Zaremba: Warto znać prawdę o wyborach tamtych pokoleń
Ale czy po drugiej amnestii, wiosną 1947 roku, opór zbrojny nie powinien się zakończyć.
To był dylemat. Ta partyzantka ogromnie obciążała ludność cywilną. To tak jak z ukrywaniem Żydów, na każdego partyzanta musiała się w jakiejś mierze „składać” grupa kilkunastu ludzi żyjących normalnym życiem. Z biegiem czasu stawało się to coraz trudniejsze, nie do utrzymania. A z drugiej strony ci co wychodzili na powierzchnię, ryzykowali więzienie lub nawet zabicie. Więc wybierali śmierć na własnych warunkach.
Pojawia się zarzut, że dzień żołnierzy wyklętych przyćmiewa pamięć o AK z czasów wojny, o polskim państwie podziemnym.
Jest oddzielne święto polskiego państwa podziemnego. Ale ja bym na pewno wolał abyśmy pamiętali o wielu ludziach, o których niesłusznie zapomniano. Halina Sosnowska, szefowa Wydziału Informacji WIN, wcześniej ważna organizatorka struktur ZWZ i AK. Aresztowana, skazana na dożywotnie więzienie, siedziała do 1956 roku. Potem dożywała życia w klasztorze, oślepiona podczas więzienia. Postać tragiczna, ale też pokazująca jak różni ludzie - o kobietach pamięta się rzadziej - swoją ciężką pracą i swoją dzielnością podtrzymywali ruch oporu. I Wanda Tomczyńska, moja wychowawczyni w liceum Lisa Kuli, polonistka. Dopiero po latach dowiedziałem się, że była łączniczką, a potem organizatorem wywiadu i kontrwywiadu w VII Obwodzie Obroża AK w powiecie warszawskim. Cicha bohaterka, o tych strukturach wywiadowczych wciąż nie wiemy wszystkiego, a niektóre tajemnice ci ludzie zabrali do grobu. Kiedy o jej czynach stało się w latach 90. głośno, zdążyłem już tylko uczestniczyć w jej pogrzebie. Chciałbym żebyśmy pamiętali nie tylko o żołnierzach „wyklętych”, ale i zapomnianych.
CZYTAJ TAKŻE: We Wrocławiu zapalono 187 zniczy. Za dzieci pomordowane przez żołnierzy wyklętych [ZDJĘCIA]
A tradycja cywilnego ruchu oporu? Pan uczestniczył w młodzieżówce PSL. Biegał Pan z ulotkami wyborczymi, z egzemplarzami „Gazety Ludowej”, ganiany przez UB, przez milicję.
I na pewno za mało się o tej tradycji mówi. Przeoczono choćby 70. rocznicę sfałszowanych wyborów, to była okazja żeby o tym opowiadać. Na przykład „Gazeta Ludowa” - przecież to był fenomen. Zwykli dziennikarze, nawet nie żadni działacze, walczyli piórem z rodzącym się systemem. To wymagało heroizmu. Za słabo się o tym pamięta.
Przy okazji corocznej dyskusji o „wyklętych” wraca niczym mantra problem złych czynów dokonywanych podobno przez tych partyzantów. Jak Pan patrzy na zarzuty - wobec „Ognia” czy „Burego”?
Każdy przypadek rozpatrywałbym oddzielnie. Pamiętając, że także poszczególne oddziały czy czasem ludzie AK podczas wojny dopuszczali się wątpliwych czynów. Ba, gdybyśmy się zagłębili w historię powstańczych partii w Powstaniu Styczniowym, też doznalibyśmy wątpliwości. Pojawiają się tam oskarżenia: rabunki, ale też zabijanie donosicieli. Partyzantka ma swoje prawa. Ta działała w skrajnie trudnych warunkach. Gorzej zorganizowana niż AK, pozostawiona w coraz większym osamotnieniu, w poczuciu beznadziei. Czy to znaczy, że mamy się od tych ludzi odwrócić? Nie sądzę.
polskatimes.pl/x-news
POLECAMY: