Debata prezydencka w TVP pokazała, że czas na poważne zmiany w kampanii wyborczej

Adam Kielar
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Debata kandydatów na prezydenta RP, w siedzibie TVP, jest kolejnym dowodem na to, jak kampanie wyborcze zmieniły się i jak bardzo musi zmienić się do nich podejście tradycyjnych mediów. Takie wydarzenia służą jedynie robieniu show. Jeden z kandydatów wykorzystał to w pełni i w bardzo prześmiewczy sposób.

Spis treści

Debata prezydencka w TVP

Obserwatorzy polityki czekali na debatę w TVP, współorganizowaną przez TVN i Polsat. Zaproszenie otrzymali wszyscy kandydaci do urzędu prezydenta RP. Atmosfera była gorąca na długo przed rozpoczęciem debaty.

Najpierw 8 komitetów zaprotestowało przeciwko temu, by debatę ze strony TVP prowadziła Dorota Wysocka-Schnepf. Nadawca nie przyjął tych zastrzeżeń sztabów, do czego oczywiście miał pełne prawo.

Sprawa jednak nie zniknęła. Z Wysocką-Schnepf w ostrą wymianę zdań wdał się Krzysztof Stanowski, który określił ją „arcykapłanką w świątyni propagandy”, na co dziennikarka zacytowała prof. Władysława Bartoszewskiego:

„Kiedy pijany zwymiotuje na mnie w autobusie, to nie jest to obelga”

Krzysztof Stanowski kontra Dorota Wysocka-Schnepf

Stanowski nie odpuszczał. Szef Kanału Zero zaatakował również teścia dziennikarki Maksymiliana Sznepfa. Mężczyzna zmarł w 2003 roku, był pułkownikiem LWP i uczestnikiem niesławnej obławy augustowskiej (likwidacji żołnierzy podziemia niepodległościowego).

Choć jest to bardzo ciemna karta w życiorysie, czepianie się akurat o to samej Wysockiej-Schnepf, było nie na miejscu.

Oczywiście spór o to, kto zadaje pytanie w debacie był absolutnie jałowy i interesował tylko fanatyków polityki i twitterową (czy też X-ową) banieczkę.

Sam Stanowski zamieścił też dłuższe oświadczenie.

Show i autopromocja celem debaty

Debata pokazała, że dla wielu polityków i przedstawicieli mediów liczy się show, a nie merytoryka.

Doskonale wykorzystał to właśnie Stanowski, którego modus operandi w kampanii, to jej wyśmiewanie i pokazywanie absurdów.

Nawet jeśli w debacie padały sensowne argumenty czy pytania między kandydatami (bo to zdecydowanie lepsza formuła, niż odpytywanie niczym w teleturnieju), to i tak mało kto o tym będzie pamiętał.

Kto wygrał debatę? Mały Ignacy

Jak zawsze wszyscy wygrali, bo każdy sztab musi powiedzieć, że jest dobrze i leci dobry przekaz…

...ale jedynym, kto może być uznany za zwycięzcę, jest ciężko chory Ignaś, na którego leczenie zbiórkę zareklamował Stanowski.

Suma zebranych pieniędzy bardzo wzrosła podczas debaty i to był jej największy sukces.

Debaty w kampanii wyborczej 2025

W świetle dość powszechnej krytyki ostatniej debaty, po stronie wygranych już całej kampanii można postawić „Super Express”, którego debata miała proste zasady, nikt z prowadzących się nie wcinał, i – cytując klasyka – nie brakuje opinii, że była najlepsza.

Za dobrą uznałbym również pierwszą debatę w studiu Republiki, która również była prowadzona bez większych utrudnień, szkoda, że dwoje kandydatów odmówiło udziału, no i chyba mimo wszystko brakowało elementu z innej planety, czyli niewpuszczonego Maciaka.

Warto też zadać jeszcze jedno pytanie. Skoro już muszą być debaty, to może niekoniecznie swoisty monopol na ich organizację (przełamywany na szczęście już w tej kampanii) powinny mieć największe telewizje i tradycyjne media?

Nowe formy kampanijne

Zupełnie nowy format dyskusji między kandydatami, jaki zaproponował Krzysztof Stanowski, czy też chętnie oglądane rozmowy z podcasterami czy influencerami jak Wini czy Żurnalista (abstrahując od kontrowersji wokół akurat tych postaci) pokazują, że wielu widzów, zwłaszcza tych młodszych, woli taką farmę.

Argumentom za takimi dużymi debatami nie pomaga także liczba kandydatów. Mamy ich aż trzynaścioro, co jest wyrównaniem rekordu sprzed 30 lat. Od dawna jest dyskusja na temat tego, czy liczba 100 tysięcy podpisów jest wystarczająca.

Wraca ona zwłaszcza w świetle doniesień na temat ich domniemanego fałszowania i kupowania przez niektórych kandydatów.

Za dużo kandydatów?

Padają różne propozycje, od standardowego przejścia na wybory pośrednie i głosowanie Zgromadzenia Narodowego, przez zbiórkę podpisów przez aplikację mObywatel po bardziej nietypowe, jak wpłacanie kaucji przez kandydatów.

Nie można nikomu uprawnionemu zabronić kandydowania, a gdy zbierze podpisy, ma pełne prawo być traktowany jak inni. Warto chyba jednak zastanowić się, czy te 100 tysięcy to nie jest za niska liczba, choć oczywiście każda zmiana na tym pola wymagałaby reformy konstytucji, a to w realiach polaryzacji wydaje się bardzo mało prawdopodobne.

Następne wybory prezydenckie za pięć lat, może wtedy kampania będzie normalniejsza?

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl