Dzień 4 sierpnia 2010 roku na zawsze zmienił życie pani Anny Urbańskiej. Jej mąż, podpora domu i oddany ojciec , wtedy 2,5 letniego syna Filipa, zginął tragicznie w kopalni Łagów V w powiecie kieleckim. Mimo siedmiu lat procesów sądowych i ponad pięćdziesięciu rozpraw, pani Anna do tej pory nie otrzymała za tę tragedię należnego jej odszkodowania.
Chcieli być razem
Mąż pani Anny był przysłowiową „złotą rączką”. Operatywny, nie bał się pracy. - Przez dłuższy czas zarabiał za granicą. Jednak, kiedy urodził się nasz syn, wrócił do Polski i od razu zaczał energicznie szukać zajęcia - opowiada Anna Urbańska. Nie szukał jej długo. - Mówił, że do kopalni skręcił na chybił trafił. Jeszcze tego samego dnia został przyjęty. Przełożeni byli z niego zadowoleni. On sam myślał, że wszystko potoczy się w dobrym kierunku - wspomina pani Anna.
Małżonkowie chcieli związać swoje życie z Kochowem. - Budowaliśmy wtedy dom. Mąż potrafił wiele zrobić sam, umiał wszystko zorganizować. Budynek udało się przykryć. Byliśmy szczęśliwi - mówi Anna Urbańska.
Katastrofa przyszła nagle
Spokojne życie młodej rodziny zostało przerwana nagle, 4 sierpnia 2010 roku. Pan Grzegorz wyszedł do pracy na drugą zmianę. - Zawsze mieliśmy ze sobą dobry kontakt. Tego dnia Grzesiek nie odbierał telefonu. Nie oddzwaniał. Wieczorem wpadła siostra, której sąsiad pracował w tym samym zakładzie. Mówił, że na kopalni ponoć zginął człowiek. Młody, z tatuażem, nie pracował dłużej, jak parę tygodni. Nogi się pode mną ugięły - mówi Anna Urbańska. Najgorsze potwierdziło się. - Według ustaleń biegłych mąż uczestniczył w remoncie koparki. Maszyna osunęła się i czerpak uderzył go w głowę. Zginął na miejscu - mówi ze łzami w oczach pani Anna.
Z dnia na dzień została sama. Z synem i schorowanymi rodzicami. - Było mi bardzo ciężko - opowiada. Dzięki wsparciu rodziny i oszczędnościom udało się jej wyjść na prostą. Jednak ze strony ludzi odpowiedzialnych za swoją osobistą tragedię nie uzyskała, jej zdaniem, należnego zadośćuczynienia. - Zapadły już wyroki w sprawach karnych, ale oskarżeni odwołali się - mówi Anna Urbańska.
Nic nie wynikło także z cywilnego procesu o odszkodowanie. Co prawda, po wielu latach Sąd Apelacyjny w Krakowie wydał w końcu werdykt. Spółka Euro-Bud z siedzibą w Toruniu, ówczesny podwykonawca na kopalni, musi wypłacić pani Annie 150 tysięcy złotych. Taka sama kwota, plus miesięczne świadczenie wysokości 450 złotych, należy się od spółki jej synowi Filipowi. Wyrok został wydany 2 sierpnia 2017 roku. Jednak matka i syn od tamtej pory nie otrzymali od spółki ani grosza. Dlaczego? - Nie ma z tamtej strony żadnego odzewu - mówi Anna Urbańska.
Spółka nie ma środków
Mieszkanka Kochowa wstąpiła na drogę komorniczą. - W toku postępowania egzekucyjnego stało się jasne, że z egzekucji nie uzyska się sumy wyższej od kosztów egzekucyjnych. Postępowanie nie doprowadziło do ujawnienia majątku dłużnika - czytamy w piśmie od komornika sądowego, które pokazała nam pani Anna. - Ja nawet osobiście byłam w tej sprawie w Toruniu. I dalej nic. Od ponad pół roku nie dostaliśmy należnych pieniędzy, bo na papierze spółka Euro Bud nie ma majątku -opowiada i rozkłada ręce.
Czy ze wszystkim została sama? Zadzwoniliśmy w sprawie do spółki Euro Bud z Torunia. Odebrał człowiek podający się za przedstawiciela firmy, jednak nie przedstawił się. Gdy usłyszał, o czym chcemy porozmawiać, odparł: - Proszę pana, dużo pan nie wie. Dziękuję panu za rozmowę, do widzenia - następnie odłożył słuchawkę.
W sprawie zadzwoniliśmy do kopalni Łagów V. - To przykre zdarzenie miało miejsce za poprzedniego właściciela kopalni. Obecny nie ma z tym nic wspólnego. Podobnie jak ze spółką Euro Bud, która nie świadczy usług podwykonawczych dla naszego zakładu od 2013 roku - poinformował Grzegorz Bojarski z kierownictwa zakładu Łagów V.
TOP 15 miejsc w Świętokrzyskiem widzianych z kosmosu

POLECAMY RÓWNIEŻ:
ZOBACZ TAKŻE: INFO Z POLSKI. Pijani zrzucili wersalkę pod pędzący pociąg
Źródło:vivi24