Środowa rozprawa nie przyniosła żadnych nowych wiadomości na temat śmierci Ewy Tylman i ewentualnego udziału w tej tragedii Adama Z. Najważniejsze zeznania mogła złożyć Magdalena S., radca prawny, która miała kontakt z oskarżonym po zaginięciu Ewy Tylman, jeszcze zanim został aresztowany. To z nią Adam Z. poszedł na przesłuchanie do Krzysztofa Rutkowskiego, po którym były detektyw narzekał, że nie mógł spokojnie porozmawiać z mężczyzną.
Mimo że mecenas Magdalena S. została przesłuchana, to nie wiemy, co dokładnie zeznała. Na czas jej przesłuchania sąd wyłączył jawność rozprawy. Wnioskowała o to sama Magdalena S. powołując się na fakt, że została zwolniona z tajemnicy zawodowej. I chociaż za pierwszym razem sąd nie przychylił się do jej wniosku, po ponownej naradzie, zdecydował o wyłączeniu jawności.
– Te zeznania coś wniosły do sprawy, ale nie były przełomowe – komentował po rozprawie mecenas Wojciech Wiza, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman.
Zobacz też: To miał być kluczowy świadek w sprawie śmierci Ewy Tylman
(Źródło: TVN24)
Największym zaskoczeniem tego dnia były zeznania Krzysztofa M., kierowcy samochodu dostawczego, którego mecenas Mariusz Paplaczyk, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman, określił mianem „nocnego łowcy”. – Mówimy tak o nim na potrzeby tego postępowania. To historia, która przy okazji tego postępowania, ujrzała światło dzienne – opowiadał mecenas Paplaczyk.
Chociaż sam Krzysztof M. w sądzie powiedział niewiele, sporo czasu zajęło za to odczytanie jego zeznań, które składał jeszcze w prokuraturze. Feralnej nocy, kiedy zaginęła Ewa Tylman, mężczyzna był w okolicach mostu Rocha.
Z zeznań, które składał prokuratorom wynikało, że w nocy często proponował kobietom wracającym z imprez, że odwiezie je do domu. W praktyce mężczyzna praktycznie co tydzień odwoził jakąś kobietę. Robił to w czasie pracy, kiedy rozwoził do różnych miejsc przetwory rybne.
Jeszcze podczas postępowania w prokuraturze Krzysztof M. był bardzo dokładnie przesłuchiwany przez śledczych, co mogłoby wskazywać, że był brany pod uwagę jako jeden z ewentualnych podejrzanych. Mężczyzna dokładnie opisywał śledczym jakie trasy pokonywał z różnymi kobietami. A feralnej nocy miał podwozić z klubu Blue Note pewną 25-latkę z Konina. Ostatecznie jednak śledczy wykluczyli go z kręgu podejrzanych.
– W tym postępowaniu od początku braliśmy pod uwagę różne wątki. Wszystkie staramy się traktować poważnie. Czasami można mieć wrażenie, że idziemy w złym kierunku, ale gdybyśmy nie sprawdzali wszystkiego, to narazilibyśmy się na zarzut, że tego nie robimy – wyjaśniała prokurator Magdalena Mazur-Prus, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej.
Podczas środowej rozprawy przesłuchane zostały także dwie pracowniczki stacji paliw naprzeciwko AWF, w pobliżu której po zaginięciu Ewy Tylman przebywał Adam Z. Obie kobiety feralnej nocy były w pracy. – Przed godziną czwartą rano zauważyłyśmy chodzącego mężczyznę na podjeździe. Zachowywał się nerwowo. Dzwonił do kogoś i cały czas rozmawiał. Chodził chaotycznie od początku podjazdu do końca. Na pewno nie był pijany, ale wydawało mi się, że bardzo zdenerwowany – opowiadała w sądzie Wioletta Ch.
Z kolei jej koleżanka z pracy, Arleta M., dodawała: – Ten mężczyzna chyba był bardzo zdenerwowany. Mocno gestykulował. Obawiałam się, że może wejść do budynku w którym pracuję, dlatego zamknęłam drzwi.
W trakcie rozprawy sąd przesłuchał także barmankę z klubu Mixtura, w którym przed zaginięciem była Ewa Tylman. Przypomnijmy, że to właśnie z Mixtury Ewa Tylman i Adam Z. wyruszyli w stronę mostu św. Rocha. – Pamiętam Ewę i Adama Z. Ewa siedziała z Adamem przy barze i pili alkohol. Siedzieli tam sami, a nie razem z całą ekipą przy loży. Spędzili może godzinę, półtorej i wyszli. Początkowo sądziłam, że są parą, ale potem Ewa zachowywała się wobec niego obojętnie – opowiadała Weronika L.
I dodawała: – Było widać, że alkohol dał się we znaki. Ewa, wychodząc z klubu, miała problem z utrzymaniem równowagi. Po Adamie nie widziałam aż takiego wpływu alkoholu. Ewa łącznie zamówiła kilka kieliszków wódki, Adam może dwa.
Jako ostatni przesłuchiwany w środę był Przemysław M., który feralnej nocy na ul. Wrocławskiej natknął się na Ewę i Adama. – Zainteresowałem się nimi, bo wychodzili z klubu (Mixtura – dod. red.). Zachowywali się głośno i oboje się przewrócili. Dziewczyna uderzyła głową w bruk tak, że było słychać nawet huk. Podszedłem i spytałem się czy w czymś pomóc, ale dziewczyna zaczęła się śmiać. Przez moment szedłem za nimi, ale w pewnym momencie skręciłem w ul. Szkolną, wsiadłem w taksówkę i pojechałem do domu. Ewa i Adam wyglądali na pijanych i wyglądali na parę. Obejmowali się wzajemnie – opowiadała Przemysław M.
Po rozprawie mecenas Wojciech Wiza nie ukrywał, że środowa rozprawa nie przyniosła żadnego przełomu w sprawie. – Proces sądowy ma swoją dynamikę. Dzieją się na nim zarówno rzeczy bardzo ważne, jak i drugorzędne. Środowe przesłuchania na pewno nie należały do najistotniejszych – mówił po rozprawie.
Jednocześnie zwracał jednak uwagę na zeznania pracowniczek stacji benzynowej. – Pracowniczki powiedziały, że zachowanie Adama Z. nie wskazywało na to, by był pijany, jak on sam twierdził, tylko że był zdenerwowany. A to podważa częściowo linię obrony Adama Z. – opowiadał mecenas Wojciech Wiza.
Kolejna rozprawa odbędzie się w styczniu przyszłego roku. Podczas niej sąd planuje przesłuchać 12 świadków.
**
**
