Kiedy 20 stycznia poseł Mieczysław Baszko informował, że opuszcza Polskie Stronnictwo Ludowe i przechodzi do partii Porozumienie Jarosława Gowina, w obozie Zjednoczonej Prawicy zapanowała atmosfera zbiorowego poklepywania po plecach.
- Poseł Baszko to samorządowiec o ogromnym dorobku. W ciągu dwóch lat pracy parlamentarnej mieliśmy narastające poczucie, że nasze poglądy są tak bliskie, że wcześniej czy później nasze drogi polityczne powinny się połączyć - mówił uśmiechając się promiennie Jarosław Gowin. Sam Baszko w równie wzniosłych słowach wyrażał się o nowym ugrupowaniu i zapewniał, że zamierza pracować dla dobra Polski i Polaków.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kulisy całej operacji, które właśnie wychodzą na jaw.
- Zadziałały siły wyższe, różne środowiska. Ale to będzie wychodzić i z czasem będziemy mówić, kto za tym stał. Bo takich rzeczy nie wolno robić - powiedział Mieczysław Kasprzak z PSL w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press. Kto kryje się za tajemniczym terminem "siły wyższe"?
- Ci którzy go przejęli - tłumaczy sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki za rządu PO-PSL. - To nie jest tak, że on odszedł, bo coś mu się w Polskim Stronnictwie Ludowym nie podobało. Tylko ktoś go namawiał, ktoś go zmuszał wręcz, żeby przeszedł. Od dłuższego czasu wokół niego krążono, zapuszczano sieci... - dodał Kasprzak.
- Sprawa najwyraźniej jest poważna - potwierdza rzecznik prasowy PSL Jakub Stefaniak. - Ludzie na Podlasiu mówią, że nasz były kolega, Mieciu, chwalił się, że ma zostać jakimś ministrem do spraw Wschodu. Nie wiedział tylko, czy Bliskiego, czy Dalekiego Wschodu - powiedział Stefaniak.
Doniesieniom zaprzeczył m.in. Jacek Sasin oraz sam Jarosław Gowin, który stwierdził, że "doniesienia, jakoby posłowi Baszce obiecano stanowisko ministerialne, są nieprawdą".
- To może oznaczać, że Mieciu został oszukany przez politycznych kłusowników. Może być tak, że najpierw coś mu obiecali, Miecio cyrograf podpisał, a później dopiero to przemyślał. Ale to już problem pana Gowina, bo w PSL dla zdrajców miejsca nie ma - mówi Jakub Stefaniak.
Wideo: AIP