Michał Skiba: Słyszał Pan w ostatnich dniach hasło „światełko w tunelu”? Ponoć istnieje takie w panującym kryzysie i pandemii Covid-19. Świat chce wrócić do normalności na początku maja. Władze największych lig w Europie planują dokończyć sezon.
Marek Koźmiński: Bazuję na tym, jakie mamy przekazy, na suchych informacjach i prawie. Słyszałem premiera, który mówi, że szczyt zachorowań to ma być maj i czerwiec. Ja o „światełku w tunelu” nic nie wiem.
Belgowie chcą już zakończyć sezon i bieżące wyniki uznać za ostateczne. To zbyt pochopna decyzja?
Jesteśmy w takim dziwnym czasie, że trzeba po prostu czekać. Aż do daty granicznej. Data graniczna to na pewno jeszcze nie jest teraz. FIFA i UEFA pewne terminy powydłużały do maksimum, jest to przeciągnięcie gumy w sposób nieprawdopodobny, ale sytuację mamy nieprawdopodobną. Trzeba czekać, zobaczyć, co się wydarzy, zorientować się, jaka będzie sytuacja. I słuchać tego, co dzieje się wokół nas, lekarzy, rządu. Wiedzieć, co mówi FIFA i UEFA.
Niektórzy odważnie mówią o anulowaniu sezonu.
Nie chciałbym komentować opinii „nie wiadomo kogo”, bo rozumiem, że wiele jest różnych głosów. Fakt jest taki, że Polski Związek Piłki Nożnej na swoim „normalnym” zarządzie ustalił, że jeżeli sytuacja w Polsce byłaby tak niekorzystna, że nie da się zakończyć rozgrywek - a wtedy nie wiedzieliśmy, że sytuacja się aż tak rozwinie, bo to był początek marca - to tabela, którą mamy, jest tabelą ostateczną. Znamy mistrza itd. To jest akt formalny, funkcjonujący w tych nadzwyczajnych okolicznościach. To nawet nie jest komentarz z mojej strony, tylko fakt.
Polski Związek Piłki Nożnej rozdał klubom PKO Ekstraklasy i niższych lig miliony złotych, trudno było to umiejętnie podzielić? Zawsze ktoś będzie czuł się pokrzywdzony.
Jest pewien pakiet, którym staraliśmy się jak najbardziej optymalnie pomóc pewnym częściom naszej wielkiej rodziny piłkarskiej. Zdajemy sobie sprawę, że pomóc wszystkim się nie da. Nie mamy nawet takich środków, nie mamy takiej możliwości technicznej. Niestety. W związku z tym pojawiają się głosy, że trzeba było pomóc akademiom, ale kluby to też przedsiębiorstwa gospodarcze, które ktoś prowadzi, wcześniej poukładał. Zdajemy sobie sprawę, że taka ogromna pomoc i tak w tej całej sytuacji jest niestety niewystarczająca. A ona i tak jest duża, bo przypomnijmy, że PZPN jako pierwszy uczestnik życia piłkarskiego najwięcej stracił.
Ale wcześniej mądrze zarabiał.
Ktoś właśnie powie, że stracił bogaty związek. My straciliśmy ogromne pieniądze, już nawet nie mówmy ile, bo to są grube kwoty. Postaraliśmy się wspomóc tych, którzy potrzebowali pomocy. Nie wiemy, jak duża dziura budżetowa powstanie, bo nie wiemy, czy uda się dograć piłkę zawodową. Gdyby się udało, to strata będzie mniejsza. Nie wiedzieliśmy wtedy, jaka będzie możliwość renegocjacyjna klubów z piłkarzami. Teraz widzimy, że te możliwości są spore. Nie wiedzieliśmy, jak się zachowa telewizja, ale widzimy, że i ona chce wprowadzić w życie rozwiązanie ekonomiczne. Polsat przedłużył prawa do pokazywania Fortuna 1. Ligi, więc jest jakaś ciągłość ekonomiczna. Nawet głos Canal+ wydaje się być pozytywny.
Jakie wiadomości docierają do Pana z Włoch? To wciąż ogromne ognisko wirusa w Europie.
Jeśli chodzi o sport, to doniesień nie ma żadnych. Wszystko zamarło. Są sygnały, że kluby może spróbują wznowić treningi, ale te przekazy są bardzo mgliste. Ktoś tam się rusza i próbuje minimalną aktywność utrzymać, ale to są rzeczy śladowe. Ktoś powie, że informacje, które stamtąd do nas dopływają, nie są pozytywne, ja widzę troszeczkę pozytywów, bo liczby nie rosną. Liczba nowych zachorowań i zgonów troszeczkę maleje. Jeśli chcemy się oprzeć o statystyki, to jest ciut lepiej. Ale do poziomu akceptowalnego jest bardzo daleko. Ostatnio pojawiły się problemy z obecnością osób w przestrzeni publicznej. Ładna pogoda sprawiła, że na południu Włoch ludzie zaczęli wychodzić. Szczególnie w Neapolu. Widziałem taki filmik, gdzie tysiące ludzi wyszło na plaże, deptaki i inne części wspólne. To jest ryzyko, że ta pandemia z północy Włoch, dosyć poukładanej, przeniesie się na piękną i inaczej podchodzącą do życia część południową. Ja się tego obawiam. Jeżeli tak się wydarzy, to tam będzie źle.
Kluby Bundesligi zaczynają treningi na boisku, dosyć na poważnie. Nie za wcześnie?
Niemcy decydują, aby trenować w małych grupkach, piłkarze przebierają się w osobnych szatniach, osobno spożywają posiłki. Jeśli coś złego się wydarzy, to grupka jest wąska. To trudno komentować. Wydaje mi się, że Niemcy są na tyle rozsądni, przewidywalni i mają taką strukturę medyczną, że ktoś im na pewne rzeczy pozwolił. Z maksymalną dozą ostrożności, ale również jakimś ryzykiem, bo ono jest, skoro są różnego rodzaju ograniczenia. Inaczej nie trenowaliby w cztero-pięcio- osobowych grupkach. Tak się przecież w piłkę nożną nie gra. W Polsce nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Bądźmy spokojni, słuchajmy tego, co do nas mówią i po prostu siedźmy w domu. A jak ktoś musi gdzieś potrenować, to niech to robi w okolicznościach odosobnienia, bez kontaktów z innymi ludźmi. W takim jesteśmy czasie. Najważniejsze jest teraz zdrowie.
Obecny kryzys to dla Pana najtrudniejszy moment w ostatnich latach? Wiemy, że startuje pan na stanowisko prezesa PZPN. Wybory dopiero za rok.
Inny moment, bo to jest coś nowego. Wszystko jest zdezorganizowane. Praca całkowicie inaczej wygląda. Pracujemy zdalnie, z domu czy z miejsca odosobnienia. Jeśli mówimy o wyborach - to jest dla mnie kompletny margines. Rzecz, która mnie nie przejmuje. Nie wiem, czy w ostatnich tygodniach o tym w ogóle pomyślałem, bo czy one są ważne w tym momencie? Dla mnie nie są ważne absolutnie. Jeśli ktoś by mi powiedział, czy ja sobie o czymś takim myślę, czy mam strategię, scenariusz i terminarz pracy, to odpowiedź brzmi: absolutnie nie. Nie podpalam się i nie ulegam medialnemu przekazowi w szeroko pojętej tematyce wyborów, bo trwa spór o wybory prezydenckie. Ten przykład też pokazuje, że to jest nieakceptowalne i to nie ma sensu. Wrócimy do rozmowy za dwa miesiące, trzy, może za rok.
Następne dwanaście miesięcy na pracę, przemyślenia, dobór piłkarzy. Mistrzostwa Europy dopiero za rok. Dla selekcjonera Jerzego Brzęczka i reprezentacji Polski to dobrze czy źle?
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeżeli zapyta się pan Roberta Lewandowskiego, Kamila Glika, Kamila Grosickiego, lub Łukasza Fabiańskiego, to oni chyba woleliby grać już teraz. W pewnym wieku „rok więcej” to dużo. Jakby się pan zapytał pechowca Krystiana Bielika, to on odpowie: rewelacja. Czy dodatkowy rok dla kadry będzie dobry? To jest pisanie patykiem po wodzie. Można siąść po dwóch stronach stołu i pan będzie miał argumenty „za”, a ja „przeciw”. Wyjdzie fajna rozmowa i każdy z nas będzie miał rację.
Napisz do mnie na Twitterze
Follow https://twitter.com/SkibowyGalaktyczny Lewy - również na kadrze?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?