Można naprawić każdy upadły kraj

Agaton Koziński
Polska
Nigdy nie jest tak, żeby nie można było lepiej kierować państwem. Ale już sam fakt, że chce się coś poprawić, często wystarczy - publicysta "Polski" podsumowuje tydzień w świecie idei publicysta "Polski" Agaton Koziński

Lozanna, Szwajcaria

Unia Europejska to laboratorium, w którym testuje się nowoczesne techniki zarządzania. Z doświadczeń płynących z tych eksperymentów skorzysta cały świat - uważa Pascal Lamy, sekretarz generalny Światowej Organizacji Handlu (WTO).

Lamy'ego, francuskiego polityka, który był również europejskim komisarzem ds. handlu, do uwag o światowym zarządzaniu skłonił ostatni kryzys. Wyciąga z niego główny wniosek: obecny model władzy oparty na państwach narodowych wyczerpał się i należy szukać rozwiązań globalnych. Ale niemal na jednym oddechu wymienia problemy, jakie się wiążą z próbą stworzenia światowego rządu. Nie trzeba być bowiem jasnowidzem, by przewidzieć, jak wiele kontrowersji wywoła każda propozycja sposobu jego wyłaniania czy jego legitymizacja. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by taka władza objęła rządy w wyniku demokratycznych wyborów. A jak rozwiązać to inaczej?

Francuz uważa, że bardzo umiejętnie radzi sobie z tym Unia Europejska. Wspólnota działa na zasadzie precyzyjnego podziału kompetencji. Państwa członkowskie mają duży zakres suwerenności, ale z drugiej strony zdecydowały się przekazać część swych kompetencji UE. Aby jednak uniknąć paraliżu, jakim byłyby nieustanne głosowania, wypracowała rozwiązanie opracowywania kolejnych traktatów regulujących na stałe pewne dziedziny życia (np. ruch graniczny czy handel).
I to działa całkiem dobrze. Ale dlatego, że - co mocno podkreśla Lamy - państwa członkowskie przestrzegają zasady solidarności. W skrócie, bogatsze pomagają biedniejszym. To jednoczy i dowodzi, że wszystkie państwa Wspólnoty grają do jednej bramki.

Lamy podkreśla jeszcze jeden szczegół. W parlamentach poszczególnych krajów właściwie nie debatuje się o sprawach międzynarodowych - dominują tematy krajowe. Zmiana tego znakomicie ułatwiłaby stworzenie globalnych rządów. Po pierwsze, państwom łatwiej byłoby wypracować własne stanowisko w poszczególnych kwestiach, po drugie, obywatele tych krajów mieliby większą wiedzę o ważnych kwestiach. W ten sposób udałoby się zachować demokrację.

Nowy Jork, USA

Jak ważne jest wypracowanie globalnego systemu rządów, pokazuje kwestia irańska. Dziś bowiem nie ma płaszczyzny, na jakiej można z Teheranem rozmawiać. Ray Takeyh podkreśla, że obowiązkiem świata demokratycznego jest wspierać opozycję wobec tamtejszego prezydenta Mahmuda Ahmadinedżada.

Takeyh jest specjalistą od Bliskiego Wschodu w nowojorskiej Radzie Stosunków Międzynarodowych (CFR). W rozmowie z Bernardem Gwertzmanem skomentował on masowe protesty opozycji w Teheranie, które wybuchły przy okazji obchodów 31. rocznicy rewolucji irańskiej. Nie ma wątpliwości, że są one dowodem na to, że autorytarny reżim rządzący tym krajem jest słaby. I dlatego USA powinny wywierać jeszcze silniejszą presję na ten kraj.

Choć na pewno nie będzie łatwo przekonać rządzących w Iranie ajatollahów do ustępstw. Na razie bowiem wszystkie starcia między fundamentalistycznymi władzami i prozachodnią opozycją mają jedną cechę: żadna strona nie ustępuje. Ajatollah Chamanei nie robi gestów w kierunku demonstrantów - i na odwrót. Problemem opozycji jest jednak brak charyzmatycznego lidera, który umiałby powieść ją do ostatecznego zwycięstwa. "Dlatego rewolucja islamska ciągle trwa" - uważa Takeyh.

Akra, Ghana

Jak wiele znaczy dla państwa uporanie się z autorytarnymi władzami najlepiej dowodzi przykład Liberii. George Ayittey podkreśla, że dziś to jedno najlepiej rozwijających się państw Afryki Zachodniej.

Jeszcze kilka lat temu nikt nie odważyłby się wygłosić takiej opinii. Liberią władał krwawy watażka Charles Taylor. Kraj znajdował się nieustannie w stanie konfliktu - albo z którymś z sąsiadów, albo był w trakcie wojny domowej. Taylor ostatecznie ustąpił w 2003 r., ale jeszcze przez trzy lata trwały starcia o sukcesję po nim. Sytuację ustabilizowała dopiero Ellen Johnson Sirleaf, która została prezydentem w 2006 r.

I dziś kraj zmienił się nie do poznania. Komplementuje go nawet George Ayittey, jeden z największych autorytetów ekonomicznym na Czarnym Lądzie (prestiżowy magazyn "Foreing Policy" umieścił go nawet na liście stu najbardziej wpływowych intelektualistów świata). Ghanijczyk podkreśla, że pani prezydent udało się ożywić gospodarkę, nawiązać współpracę handlową z wieloma krajami. A przede wszystkim przyciągnąć zagranicznych inwestorów. To wszystko sprawiło, że w ubiegłym roku Liberia znalazła się w gronie 10 państw świata z najszybciej rozwijającą się gospodarką. Nie może być lepszego dowodu na potwierdzenie przysłowia, że niezgoda rujnuje, ale zgoda buduje.

Paryż, Francja

Tę opinię potwierdza André Glucksmann, znany francuski filozof. Ale też dodaje, że nie wystarczy raz zwyciężyć w starciu z tyranami - taka walka trwa bowiem w nieskończoność.
Glucksmann daje przykład Europy Środkowej. Gdy upadał mur berliński 9 listopada 1989 r., wydawało się, że dla tej części świata wolność i demokracja stanie się takim samym standardem jak dla USA czy Francji. I rzeczywiście tak się stało. Polska, Czechy, Węgry i inne państwa regionu złożyły wnioski o przyjęcie ich do NATO i Unii Europejskiej. To zachłyśnięcie wolnością zdawało się nie mieć końca. Francis Fukuyama zapowiadał koniec historii, państwa zachodnie redukowały wydatki na obronność, Waszyngton ogłosił, że nastał nowy światowy porządek.

Okazało się jednak, że optymizm był nadmierny. Szybko przypomniał o tym bulgoczący przez wiele lat kocioł bałkański. Później swoją wojnę o wolność zaczęła prowadzić Ukraina. W 2004 r. wybuchła tam pomarańczowa rewolucja przeciw rosyjskim wpływom. O ile w tej sytuacji Władimir Putin powstrzymał się przed ostrą reakcją, to nie wytrzymał w przypadku Gruzji - i w 2008 r. wysłał do niej czołgi.
Dla Glucksmanna to najlepszy dowód na to, że historia się nie skończyła, a demokratyczna rewolucja ciągle nie zwyciężyła w pełni. "Nowa granica Europy na wschodzie jest cały czas niepewna. Tamtejsi liderzy ciągle nie zdecydowali się, kto będzie ich wzorem: Václav Havel czy Slobodan Milošević" - konkluduje Glucksmann.

Wróć na i.pl Portal i.pl