No więc już we wrześniu w Łodzi Mariusz Pudzianowski spróbuje rzucić o glebę byłym pięściarzem i królem czterorundówek Erickiem Butterbeanem Eschem. Facet ma 44 lata, waży coś około 180 kg i wygląda, jakby go żywcem wyjęli z komiksu. To on organizował galę za oceanem, na której "Pudzian" poległ, a teraz sam sobie znów zawalczy. No ale wszyscy wiemy, że Mariusz tanio skóry nie sprzeda.
Ponoć waży już tylko 118 kg, a ostatnio w tajemnicy przed całym światem nadrabiał kondycyjne i techniczne braki. Może zatem pokaże nam jakąś sztukę walki, bo na tym właśnie polega MMA. Ładnie określił to zresztą Brazylijczyk Jean Silva, który w czerwcu bił się we wrocławskiej klatce: "Walka w parterze jest jak gra w szachy. Leżysz i myślisz, jaki kolejny ruch wykonać". Hm, a jak "Pudzian" leżał w klatce za oceanem, to nie myślał, tylko sapał. Homo sapiens, znaczy.
Na tej samej łódzkiej konfrontacji dolne szczęki wysuną ku sobie, złowrogo marszcząc brwi, panowie Saleta i Najman. No więc złośliwi mówią, że jeden nie ma nerki, a drugi - mózgu. Choć, umówmy się, i tak wszyscy będziemy to oglądać.
A jeszcze w sierpniu czeka nas starcie Adamka z 38-letnim Grantem. 11 lat temu tego Granta miał na deskach Gołota, ale później się przestraszył, że może wygrać, więc przegrał. Sam ze sobą, ze swoją głową. Bo w sporcie można nie mieć nerki, można nie mieć mózgu, ale wskazane jest mieć jaja. Swoim siatkarzom próbował je swego czasu zaszczepić, i to jak skutecznie, Hubert Wagner, którego memoriał też się właśnie zbliża. Kiedyś o swoim kapitanie, prawie że bogobojnym Edwardzie Skorku, powiedział tak: "Na kobiety i wódkę razem nie chodziliśmy. To znaczy Edek w ogóle nie chodził".