Neofita lubuski. W realu - felieton Marcina Kędryny

Marcin Kędryna
Marcin Kędryna
Nie zrobiłem zdjęcia, nie wrzuciłem na Twitter, fejsa czy Instagram. Tu, na Ukrainie, wyraźnie widać, że gdy przychodzi co do czego, społecznościówki nie mają znaczenia.

Im starszy jestem, tym mniejszym jestem amatorem twitterowej polityki. A już zupełnie nie poważam twitterowej dyplomacji. Zwykle, gdy ambasador zajmuje się brylowaniem w społecznościówkach, to nie zajmuje się swoją pracą. Gdyż - mimo wszystko - poza fejsem i Twitterem istnieje realny świat. Dekadę temu dyrektor jednej z motoryzacyjnych firm powiedział, że szczerze mówiąc ma gdzieś internetowe zasięgi, bo jeszcze nigdy za facebookowe lajki nie sprzedał się żaden samochód. Może poza tymi, które kupiły agencje za te lajki wystawiające faktury. W dyplomacji jest oczywiście tzw. soft power, ale gdy przychodzi co do czego, liczy się tylko power bezprzymiotnikowa.

Z ostrożności procesowej napiszę, że istnieją oczywiście wyjątki, ale zwykle nadobecność dyplomaty na Twitterze bierze się z braku kompetencji do pełnienia funkcji, bądź frustracji spowodowanej ograniczeniem możliwości działania. Zresztą podobnie jest z politykami. Można czasem odnieść wrażenie, że istnieje spora ich grupa, która całą swoją działalność sprowadza do tłuczenia w klawisze i liczenia lajków, jakimi to tłuczenie owocuje. Tak jest z politykami, dziennikarzami. Komentatorami politycznymi. I z normalnymi, że tak powiem, ludźmi. Społecznościówki tworzą alternatywną rzeczywistość, podzieloną do tego na tzw. silosy, wewnątrz których rzeczywistość dostosowywana jest do siedzących w nich gości. A przez to dostosowywanie, jeszcze bardziej oddalona od realnego świata.

Narzekam, bo mnie wyprowadziła z równowagi nadreakcja związana z żałosnym dość wpisem niemieckiego ambasadora. Niemiecki ambasador nie jest raczej przypadkowym człowiekiem. Jego tweet wynika z frustracji. Frustracji, bo niemieckiej dyplomacji nie idzie. Bardzo nie idzie. Tak, że nie bardzo wiedzą, co robić. Nie wiedzą, więc tweetują. Bo nic innego im nie pozostaje.

Nie ma się więc czym ekscytować. Możemy ich po chrześcijańsku żałować. A jeżeli komuś brakuje chrześcijańskiej miłości, pozostaje mu coś, co Niemcy nazywają Schadenfreude.

Tymczasem jestem na Ukrainie, Właśnie mięliśmy Buczę. Jedenaście miesięcy po przegnaniu Rosjan, Ukraińcy powoli usuwają ślady wojny. Odbudowują most na wyjeździe z Hostomelu, nad rzeką Irpień. Ten, pod którego resztkami, rok temu, ukrywali się uciekający przed najazdem. Zdjęcie zrobił im Emilio Morenatti z Associated Press. Irpień przekracza się tymczasową przeprawą. Most już stoi. Pewnie niedługo go otworzą.

Sprawdzający nasze dokumenty na którymś z kolejnych blok-postów żołnierz na magazynku swojego AK miał kolorowe naklejki. Różne. Na pewno był tam miś w azjatyckim stylu. Pewnie przykleiła mu córka. Nie zrobiłem zdjęcia, nie wrzuciłem na Twitter, fejsa czy Instagram. Tu, na Ukrainie, wyraźnie widać, że gdy przychodzi co do czego, społecznościówki nie mają znaczenia.

Felietony Marcina Kędryny:

Komentarze Marcina Kędryny:

Wywiady Marcina Kędryny:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Neofita lubuski. W realu - felieton Marcina Kędryny - Gazeta Lubuska

Wróć na i.pl Portal i.pl