Do ataku doszło na terenie gminy Komańcza. 37-letni mężczyzna penetrował teren w pobliżu sołectwa Szczwne-Kulaszne w poszukiwaniu zrzutów. Na tym obszarze nie ma gawry, ale jest dużo pasiek.
Jak relacjonuje Jacek Kowalski, pracownik Urzędu Gminy w Komańczy d.s. zarządzania kryzysowego, obronności i ochrony ludności, mieszkaniec Kulasznego wszedł mniej więcej na 100 metrów do lasu i nagle został zaatakowany przez niedźwiedzicę. Zaatakowany starał się chronić głowę, ale matka dwójki młodych poraniła go dotkliwie. W pewnym momencie sama go odstąpiła i mężczyzna, choć miał rany na rękach i nogach, o własnych siłach zdołał wrócić do samochodu. Tam zesłabł, bo stracił sporo krwi. Zdołał na szczęście zadzwonić do żony, która ruszyła mu na pomoc, wzywając jednocześnie pogotowie. Kobieta dowiozła męża do drogi w kierunku Sanoka, a tam przed godz. 12 przejął rannego zespół stacjonujący w Tarnawie Górnej i przetransportował go do SOR w Sanoku.
ZOBACZ TEŻ:
BPR apeluje o rozwagę wszystkich, którzy zapuszczają się w lasy, bo niedźwiedzie o tej porze roku są głodne, a także rozdrażnione i strzegą swojego potomstwa oraz terytorium.
Na wizję lokalną w miejscu zdarzenia natychmiast udał się Jacek Kowalski w towarzystwie policjantów wyposażonych w ostrą amunicję, przedstawiciele RDOŚ, Fundacji Bieszczadziki w Bukowsku i Straż Leśna. Po niedźwiedzicy nie było już śladu.