Początek sprawy sięga roku 2018, gdy funkcjonariusz Służby Więziennej Krzysztof N. dał się namówić na współpracę z dwójką osadzonych - Bogdanem G. i Grzegorzem P. - liderem śląskich grup przestępczych z lat 90. - który w strzeleckim więzieniu odsiadywał karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo.
Strażnik był na ich każde zawołanie
Schemat działania był prosty – strażnik odbierał od więźniów zamówienie, otrzymywał też kartę płatniczą, którą trzymali schowaną pod pryczą, a następnie jechał do jednego z centrów handlowych w Opolu, w którym kupował im zamówione przedmioty. Później w plastikowej torbie wraz ze swoim jedzeniem przemycał je na teren zakładu karnego i przynosił im do celi.
Zdaniem śledczych, proceder ten przez blisko rok pozostawał niezauważony. W tym czasie osadzeni regularnie zamawiali sobie suplementy diety, odżywki, akcesoria do ćwiczeń oraz inne produkty spożywcze. W zamian za pieniądze od skazanych Krzysztof N., który jednocześnie był ich także wychowawcą w więzieniu, wydał również pozytywną opinię o Bogdanie G., niezbędną do złożenia przez niego wniosku o jego przedterminowe zwolnienie z odbycia reszty kary więzienia.
W toku śledztwa dotyczącego korupcji prokuratura uzyskała od tzw. świadka incognito dodatkowe informacje, z których wynikało, że Bogdan G., nakłoniony przez współosadzonego z celi Grzegorza P., miał podjąć się pomocy w zorganizowaniu zamachu na Prokuratora Krajowego Bogdana Święczkowskiego i jego rodzinę. Obu mężczyznom postawiono zarzut usiłowania zabójstwa, za który groziło im dożywocie.
Sąd: Nie ma dowodów na ich winę
Po roku procesu przed opolskim sądem okręgowym okazało się jednak, że prokuratura nie przedstawiła żadnego wiarygodnego dowodu świadczącego o winie oskarżonych względem próby zabójstwa. Sąd nie pozostawił suchej nitki na zeznaniach świadka anonimowego, które uznał za niewiarygodne i momentami sprzeczne.
- Prokurator oparł się na zeznaniach świadka incognito, ale w ocenie sądu nie ma pewności, że świadek mówił prawdę, bo wątpliwości było naprawdę sporo. Już sam sposób, w jaki miało dojść do zabójstwa jest niemal nieprawdopodobny. Chciano bowiem zabić osobę najbliższą dla Święczkowskiego, a gdy prokurator pojawiłby się na miejscu zdarzenia, miano zdetonować ładunek wybuchowy – tłumaczył sędzia Mateusz Świst.
Sąd zwrócił także uwagę na wątpliwą motywację dotyczącą zabójstwa, które miało być podyktowane obawami, że prokurator Święczkowski doprowadzi do skazania Grzegorza P. na dożywotnie więzienie.
- W polskiej historii nie mieliśmy nigdy do czynienia z próbą zabójstwa najważniejszego prokuratora w Polsce. Byłoby to przestępstwo wielkiego kalibru, porównywalne z morderstwem komendanta Marka Papały. Spowodowałoby to prawdziwą wojnę między światem przestępczym a wymiarem sprawiedliwości. A jednym z pierwszych podejrzanych byłby właśnie Grzegorz P., który nie jest szaleńcem, chcącym skupić na sobie zainteresowanie wszystkich służb w kraju – argumentował sędzia Świst.
Tłumaczenia strażnika były infantylne
Z powodu braku dowodów sąd uniewinnił mężczyzn od zarzutu usiłowania zabójstwa. Ale skazał ich na kary dwóch i czterech lat pozbawienia wolności za łapówkarstwo.
Znacznie surowsze konsekwencje poniesie sam strażnik więzienny, który w trakcie odczytywania wyroku z niedowierzaniem kręcił głową. Za korupcję sąd skazał go na pięć lat więzienia.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd przyznał, że zachowanie Krzysztofa N. zasługuje na szczególne potępienie, ponieważ był funkcjonariuszem publicznym, mającym stać na straży przestrzegania prawa, a nie samemu je łamać.
- Jego tłumaczenie było infantylne, żeby nie powiedzieć dziecinne. Stwierdził, że pomógł osadzonym, ponieważ nie mieli dobrze w celi. To nie są wczasy all inclusive w Egipcie, tylko zakład karny – podkreślił sąd.
Wyrok jest nieprawomocny, a prokuratura i obrońcy oskarżonych już zapowiedzieli apelację.
