Paryski Luwr szuka swojej kolejnej ikony

Edward Ignaczak
Są pytania, na które nie odpowiadamy. Kwitujemy je prostym stwierdzeniem, że są głupie. Pomyślałem, że niemądre byłoby zapytać osobę związaną z kinematografią, czy chciałaby dostać Oscara - prestiżową nagrodę Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej.

Odpowiedź wydaje się prosta - zapewne każdy chciałby zostać uhonorowany sławną statuetką. Tymczasem na stronach internetowych "L'Express", jednego z najbardziej znanych francuskich tygodników, odnajdujemy informację o osobach, które przyjęcia Oscara odmówiły.

Tygodnik na pierwszym miejscu umieścił Katharine Hepburn. Aktorka nie odebrała żadnej z czterech statuetek przyznanych jej za role pierwszoplanowe. Pamiętam ją z filmu zatytułowanego "Afrykańska królowa", a to dlatego, że lubię Humphreya Bogarta. "L'Express" wymienia dalej Dudleya Nicholsa, który nie przyjął nagrody przyznanej za scenariusz do filmu "Potępieniec". Statuetki nie odebrał także Marlon Brando oraz Georges Campbell Scott; ten ostatni za pierwszoplanową rolę w filmie "Patton". Brando jest oczywiście znany z filmu "Ojciec chrzestny". Niewielu jednak wie, że właśnie za tę rolę Akademia przyznała mu nagrodę, której aktor nie przyjął. Zaprotestował w ten sposób przeciwko dyskryminacji Indian oraz ich fałszywemu przedstawianiu w westernach. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt - o czym pisze "L'Express" - że na scenę weszła wówczas młoda Indianka i wyjaśniła powody decyzji aktora.

Ostatnią osobą, która nie pofatygowała się po odebranie nagrody, jest francusko-szwajcarski reżyser, scenarzysta i krytyk filmowy Jean-Luc Godard. Wszyscy, którzy znają 79-letniego reżysera (twórcę takich filmów jak "Do utraty tchu" i "Pochwała miłości"), zapewne nie dziwią się jego decyzji - twórczość artysty stanowi wyzwanie dla konwencji hollywoodzkiego kina. Ci natomiast, którzy bacznie czytają prasę, przypomną sobie, że już we wrześniu Anne-Marie Mieville (życiowa towarzyszka Godarda) poinformowała, że krytyk nie stawi się prawdopodobnie na ceremonii, wyjaśniając decyzję reżysera - co trudno było uznać za najważniejszy powód - podeszłym wiekiem artysty. Uroczystość odbyła się bez fleszów i zgiełku, który zawsze towarzyszy lutowej ceremonii.

Bez obawy, organizatorzy mieli komu wręczać nagrody. Wyróżnieni zostali bowiem także Francis Ford Coppola, znany reżyser i producent filmowy, 94-letni aktor Eli Wallach oraz dokumentalista Kevin Brownlow. Przewodniczący Akademii Tom Sherak, otwierając ceremonię, podkreślił: "Szkoda, że Jean-Luc Godard nie może być z nami dziś wieczorem". Dodał, że "jego nieobecność nie pomniejsza w niczym naszego szacunku dla jego filmowej pracy. Chcę, abyście wiedzieli, że ta nagroda wiele dla niego znaczy, jest dla niego ważna". Jak zwykle, zaproszeni na uroczystość dobrze się bawili. Robert De Niro, komentując przyznanie statuetki Wallachowi, oznajmił: "Jestem na tym etapie mojej kariery, na którym nic nie przynosi mi większej radości jak widok aktora starszego ode mnie". Radości nie ukrywał Coppolla, który odbierał nagrodę w obecności córki Sofii i syna Romana. Po zakończeniu ceremonii podkreślił, że "jest cudownie. Mam wokół siebie całą rodzinę. Nie mógłbym być szczęśliwszy". Nie pominął też Godarda, przypominając, że nigdy z nim nie pracował, lecz spotykał się z reżyserem wielokrotnie, przy okazji wręczania różnych nagród. Zakończył: "Muszę powiedzieć, że jest to ktoś wspaniały. Mam wiele wspomnień związanych z tą wyjątkową postacią". Czytając o Godardzie, cieszę się, że są artyści, którzy nie przyjęli Oscara, niezależnie od powodów ich decyzji.

Edward Ignaczak

Więcej przeczytasz w weekendowym wydaniu dziennika "Polska" lub w serwisie prasa24.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl