Jaki będzie olimpijski wyścig?
Będzie bardzo otwarty. Wiele zależy od nacji faworytów, czyli od Holendrów, Belgów Francuzów, Włochów - czy wezmą na własne barki ciężar odpowiedzialności i kontrolowanie peletonu od startu, czy nie. Trzeba być otwartym i gotowym na to, że będziemy ścigać się od startu na 100 procent. Faworyci mogą się włączać w akcje już na samym początku, co byłoby dosyć niecodzienną sytuacją. Jestem gotowy na wszystkie scenariusze. Chcę jechać elastycznie w zależności od tego, co się wydarzy w peletonie. Będę gotowy, by ścigać się w dobry sposób.
Trasa jest łatwiejsza niż w Tokio?
Jest na pewno dużo łatwiejsza, przez co zapowiada się otwarty wyścig. Będzie wymagał większej liczby ruchów taktycznych i czytania peletonu. Pod tym względem dla faworytów może być trudniej. Ciężko bowiem wskazać konkretny punkt, gdzie tę rywalizację da się wygrać. Natomiast dla tych, którzy nie są faworytami, dla startujących w pojedynkę chociażby - czyli dla mnie właśnie - sytuacja może okazać się korzystniejsza. Chyba nie będę „śledzony” przez inne drużyny.
To wielka przeszkoda, że w Paryżu nie będzie miał pan kolegów z reprezentacji do pomocy w peletonie?
Na pewno jest to przeszkoda, natomiast staram się w życiu skupiać na pozytywnych rzeczach. Wolę widzieć, że szklanka jest w połowie pełna niż w połowie pusta. Jako samotny zawodnik nie jestem zaliczany do grona faworytów. Jestem „underdogiem” i postaram się to wykorzystać.
Gdy Tadej Pogačar wycofał się ze startu w Paryżu, to odetchnął pan z ulgą?
Ja potrzebuję bardzo silnych faworytów w wyścigu, bo wiadomo, że wtedy cały peleton skupia się na nich. Wolałbym, żeby taki murowany kandydat do medalu był jednak w peletonie, bo to by pomogło innym „underdogom” walczyć i to potem wykorzystać.
Olimpijski wyścig kolarski jest niejako wciśnięty między Tour de France i kolejne imprezy. To trochę podobna sytuacja jak w tenisie, gdzie z tego powodu część sportowców rezygnuje z igrzysk. To jest jakiś duży problem dla was?
Z mojej perspektywy to nie jest najgorsze, bo mogę przygotować jeden szczyt formy: na Tour de France i igrzyska olimpijskie. Wiadomo, że byłoby to trudniejsze, gdybyśmy mieli dużo mniejszy okres między Wielką Pętlą a startem w Paryżu, ale sądzę, że tydzień czy dwa po skończonym Tourze to jak dla mnie w punkt. Cieszę się zatem, że to jest wszystko połączone: dwie najważniejsze imprezy w kolarstwie tak blisko siebie. Trochę trudniej byłoby przygotować kilka szczytów formy w sezonie.
Szczyt formy można wydłużyć dzięki mniejszym obciążeniom?
Na pewno tak. Z rozwagą wchodziłem w ten sezon. Ścigałem się dużo mniej wiosną, bo moją motywacją był właśnie start w Tour de France i igrzyskach olimpijskich w najlepszej formie. Lato było już obfite w starty.
W tym roku ściga się pan sam, ale jak pan myśli: jak będzie za cztery lata? W którym miejscu jest nasze kolarstwo?
Spójrzmy na kolarstwo kobiece, gdzie mamy wielkie szanse na medal z Kasią Niewiadomą i innymi dziewczynami. Parę lat temu nikt by nawet nie pomyślał, że kobiety będą wiodły prym w tym sporcie, a teraz tak jest. To się zmienia jak w kalejdoskopie. Mam nadzieję, że ci nasi młodzi kolarze, którzy wchodzą teraz się ścigać, zostaną oszlifowani i będziemy w stanie zdobywać więcej punktów w wyścigach liczących się potem do klasyfikacji olimpijskiej. Dzięki temu wystawimy więcej zawodników na igrzyskach i mistrzostwa świata. Tylko potrzebne jest pełne zaangażowanie zarówno ministerstwa, jak i Polskiego Związku Kolarskiego, samych kolarzy i klubów sportowych. Wierzę, że prędzej czy później to się stanie. Może być tylko lepiej.
Mocno pan przeżył trzecie miejsce na etapie tegorocznego Tour de France?
Dosyć... Kolarstwo nieraz daje w kość. Jest wiele momentów, w których się cieszymy, ale pewnie mamy nawet więcej chwil, w których łatwo nie jest. Na mojej karcie Tour de France jest wiele trudnych chwil, ale to też stanowi o pięknie sportu - wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie. Wzloty i upadki. Najważniejsze to się podnieść, odbić od dna.
Czyli nie był to największy zawód w karierze?
Nie prowadzę takiego rankingu (śmiech). Odkładam to na bok.
Nienawidzi pan przegrywać?
Gdy się przegrywa po równej walce, to jest to do zaakceptowania. Jeśli porażka jest wynikiem błędów, to trudniej to przyjąć.
Był pan w wiosce olimpijskiej?
Byłem, wyrabiając akredytację, ale nie mieszkam tam, bo w moim przypadku nie ma to sensu. Wiadomo, że kolarz potrzebuje aren treningowych poza Paryżem, więc stanowiłoby to utrudnienie.
Znajdzie pan czas, by obejrzeć w Paryżu na żywo inne dyscypliny?
Ja bym chciał pójść na każdy sport, natomiast wszystko sprowadza się do życia kolarza. Mamy bardzo mało czasu na śledzenie innych dyscyplin, a co dopiero na pojawienie się na trybunach. Jak skończę karierę, to wtedy będę mógł pozwolić sobie na to, żeby naprawdę pokibicować. Na igrzyskach w Londynie widziałem chyba na żywo tenisowy mecz Wawrinki. To wszystko.
Tutaj trzeba zobaczyć mecz Igi Świątek.
Chciałbym, ale trudno to pogodzić z kolarstwem i treningiem. Po jeździe indywidualnej na czas (rozmawialiśmy przed startem) wracam do siebie, do Nicei. Tam będę mógł spokojnie potrenować. Po igrzyskach pełne skupienie na moich startach. Trzymam kciuki za innych sportowców. Mam nadzieję, że to wystarczy.
W Paryżu notował i pytał: Jakub Guder
https://x.com/JakubGuder