8 marca w Kingdom Arena w Rijadzie w Arabii Saudyjskiej Anthony Joshua i Ngannou spotkali się w ringu w walce wieczoru gali "Knockout Chaos". Walka rozpoczęła się od tego, że obaj starali się wyczuć siebie nawzajem, ale Ngannou niespodziewanie zmienił swoje podejście taktyczne jeszcze podczas pierwszej rundy. Urodzony w Kamerunie zawodnik starał się niepokoić Joshuę lewym sierpowym.
Pomimo pozornie spokojnych pierwszych dwóch minut w wykonaniu Ngannou, AJ nie potrzebował dużo czasu, aby znaleźć swój patent i trafił mocnym prawym prostym, który powalił byłą gwiazdę UFC na deski. Przez resztę pierwszej rundy AJ wykazywał się cierpliwością, gdy obserwował Ngannou i udawał ataki, przez co jego przeciwnik ciągle musiał mieć się na baczności.
Mocny krótki prawy powalił Ngannou ponownie w drugiej rundzie, pozostawiając go mocno oszołomionego nawet, gdy przetrwał liczenie. AJ natychmiast rzucił się do ataku, trafiając potwornym prawym w skroń, który ostatecznie ułożył jego przeciwnika na macie i zakończył main event w druzgocącym stylu.
Jakie były przyczyny tak szybkiego rozstrzygnięcia?
Ngannou nie zdołał powtórzyć swojej dobrej postawy, jaką zaprezentował podczas październikowej walki z Tysonem Fury'm. Trener Joshui Ben Davison zauważył słabość rywala od połowy pierwszej rundy.
- Wiedzieliśmy, że będzie miał problemy z obroną, jeśli AJ zrobi kilka rzeczy wcześniej, aby ustawić określony scenariusz walki, będzie miał problemy z bronieniem się przed prawą ręką z pozycji mańkuta i tak się stało - powiedział Davison w programie MMA Hour.
Podczas rozmowy Ngannou wrócił naturalnie do porażki z Joshuą: - To nie poszło po naszej myśli – powiedział były gwiazdor UFC. Urodzony w Kamerunie zawodnik opowiedział o swoim obozie treningowym w Rijadzie i o tym, jak dobrze go przepracował, ale o samym wieczorze powiedział: - Pamiętam, że byłem w szatni w noc walki próbując się rozgrzać. Nie szło to. Czułem, że śpię.
Pomimo tego, że wspomniał, że nie czuł się sobą w noc walki, Ngannou oddał należny szacunek Joshui i jego teamowi oraz przyznał: - Byłem jedynym, który się nie pojawił. Cała wina jest po mojej stronie.
Co teraz planuje Francis Ngannou?
Ngannou potwierdził, że jego następnym występem będzie walka w PFL z Renanem Ferreirą. Został również zapytany, czy będzie w przyszłości walczył z Deontayem Wilderem, a on odpowiedział bez wahania: - Tak, oczywiście. Jestem wojownikiem. Jesteśmy tu po to, by walczyć, a kiedy przychodzi co do czego, kiedy tylko nadchodzi czas walki, idziemy walczyć. Ta podróż trwa. To jeszcze nie koniec!
Tym samym Ngannou potwierdza, że wróci do boksu i może stoczyć wiele kolejnych walk, w tym z Dillianem Whyte'em czy Deontayem Wilderem, którzy czekają na rozwój sytuacji w wadze ciężkiej.
