Płoną kościoły w raju na ziemi. O sztuce robienia sobie dobrego PR

Przemysław Franczak
Kranich17/Pixabay 
"Płonące świątynie to zawsze szokujący obraz, media ochoczo podchwyciły więc temat, a przy okazji na szeroką skalę zaczęły opisywać historię szokującą po stokroć bardziej".

Nie od wczoraj wiemy, jak trudno jest budować dobry PR kraju na globalnej scenie. To proces żmudny, w niektórych przypadkach wręcz wielowiekowy, choć czasem da się polecieć na skróty. Sami nieustająco próbujemy, ale akurat coś nam ostatnio nie wychodzi. Nasza walka o poprawę wizerunku przypomina ten stary dowcip z Winettou i Old Shatterhandem, w którym obaj wciąż i wciąż następowali na grabie.

Pomijając jednak pewne deficyty strategii rządu i Polskiej Fundacji Narodowej oraz towarzyszące im okoliczności – jednak wyjątkowo ciężko narzuca się narrację o nowoczesnym i przyjaznym kraju mając za ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka – dokonanie trwałej zmiany w ogólnym odbiorze graniczy z cudem. Stereotypy trwalsze są niż ze spiżu. Gdybyście teraz, z głupia frant, zapytali osobę obok siebie, które państwa uznaje za miodem i mlekiem płynące, padałaby przecież te same odpowiedzi. Najczęściej: Szwajcaria i Kanada, ale też Szwecja, Australia, Wielka Brytania, Niemcy, USA. Wszystkie potencjalnie oferujące najwyższy komfort życia, z naciskiem na potencjalnie, w końcu we wciąż chwytliwej opowieści o „American dream”, konsekwentnie ignorujemy istnienie gett, biedy i potężnego rozwarstwienia społecznego.

Najbardziej siłę PR widać jednak w innym przypadku. Oto Kanada. Lepsza połowa Ameryki Północnej. Zamożna. Spokojna. Otwarta. Nowoczesna. Piękna. Eko. Raj na ziemi.

Pal sześć, że przez restrykcyjne prawo imigracyjne jej otwartość jest dyskusyjna, a ekobajka też pisana jest na wyrost, bo według danych z 2019 roku Kanada emituje rocznie dwa razy więcej CO2 na głowę niż my. Ale ten nieskazitelny niemal wizerunek odporny był również na bulwersujące historie z przeszłości, które działająca od pięciu lat Komisja Prawdy i Pojednania nazwała „kulturowym ludobójstwem”. Pocztówkowa kraina, ten kanadyjski raj, był piekłem dla setek tysięcy rdzennych mieszkańców (czyli, jak tam teraz mówią, Pierwszych Narodów).

Pozostałe

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świat niby o tym wiedział - nawet u nas ukazała się świetna książka „27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko - ale nie przejął się zbytnio i wyparł szybko. To w końcu Kanada. Co złego, to nie oni (ach ten PR!). Niewiele się o tym mówiło i pisało, nie było słychać głosu ofiar. Do czasu aż podłożono ogień w czterech kościołach znajdujących się na terenach rezerwatów.

Płonące świątynie to zawsze szokujący obraz, media ochoczo podchwyciły więc temat, a przy okazji na szeroką skalę zaczęły opisywać historię szokującą po stokroć bardziej. O dekadach systemowej i fizycznej przemocy w prowadzonych przez kościoły katolickie i protestanckie szkołach, o 150 tysiącach dzieci zabranych w latach 1867-1996 z indiańskich rodzin, o przymusie asymilacji, o przestępstwach seksualnych i znęcaniu, o odkrywanych dziś masowych grobach i tysiącach bezimiennych ofiar tych placówek (co stało się – nomen omen – zarzewiem dalszych zdarzeń). Wreszcie o samej Kanadzie, która mimo wszystko niechętnie rozlicza się z przeszłością, a przecież Justin Trudeau to ikona współczesnego politycznego stylu.

Morał dla świata i dla Polski płynie z tego taki, że to nie PR trzeba budować tylko relacje. Na każdym poziomie.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Największy atak Rosji na Charków od początku wojny. Są ofiary

Największy atak Rosji na Charków od początku wojny. Są ofiary

Wystartowały KultURalia! Tak w piątek bawili się studenci w Rzeszowie

Wystartowały KultURalia! Tak w piątek bawili się studenci w Rzeszowie

Wróć na i.pl Portal i.pl