Przez 18 miesięcy Ukraina przeciwstawiała się najeźdźcom, zdobywając poparcie dla swoich wojsk, wykorzystując ubiegłoroczne zwycięstwa w regionach kijowskim, charkowskim i chersońskim.
Pomogło to Ukraińcom przetrwać zimę, ataki na infrastrukturę cywilną i brutalny bój o Bachmut. Przez cały czas ukraińscy oficjele i ich zachodni partnerzy zapowiadali kontrofensywę – taką, która da nadzieję, by odwrócić losy wojny.
Ale dwa miesiące po tym, jak Ukraina przystąpiła do ataku, z małymi postępami i krwawym latem w kraju, narracja o jedności i niekończącej się wytrwałości zaczęła się krztusić - opisuje "The Washington Post".
Przybywa ofiar wojny
Liczba zabitych rośnie. Miliony są wysiedlane i nie widzą szans na powrót. W każdym zakątku kraju cywile są wyczerpani rosyjskimi atakami.
Ukraińcy, bardzo potrzebujący dobrych wieści, po prostu ich nie dostają.
Smila, miasteczko w centralnej Ukrainie. Piekarz Alla Blyzniuk mówi, że codziennie sprzedaje słodycze na stypy, bo rodzice szykują pochówek dzieci zabitych na froncie setki kilometrów dalej.
Mówi, że wcześniej, nawet gdy sytuacja była bolesna, ludzie byli zjednoczeni. Zgłaszali się na ochotnika, szykowali sobie posiłki i dostarczali żywność żołnierzom. Teraz, powiedziała, jest poczucie zbiorowego „rozczarowania”.
Mężczyzn mniej na ulicach
Zauważyła już, że po ulicach miasta jest znacznie mniej mężczyzn niż wcześniej. Ukraina nie ujawnia liczby ofiar wojskowych, ale wszyscy dzielą się opowieściami o nowych żołnierzach na froncie którzy są tam zaledwie dwa do trzech dni.
– Obrońcy kraju powinni być profesjonalistami – mówiła. Jest mi smutno. My, Ukraińcy, nie zasłużyliśmy na taki los.
W obwodzie donieckim ukraiński żołnierz, który nosi znak wywoławczy Suzie, pracuje w punkcie, gdzie ranni żołnierze są opatrywani przed przeniesieniem do szpitali. Pomagał organizować worki na zwłoki.
Wysoka cena wolności
Mówił, że czasami ciała są tak rozerwane, że musiał użyć nawet trzech worków, by je pomieścić. Są chwile, gdy żołnierz wraca z 15 procentami ciała – mówił. Nigdy wcześniej nie widziałem tyle krwi.
To bardzo wysoka cena za wolność – dodał.
Nawet w wydawać się spokojniejszym Kijowie czają się bolesne ślady wojny. W jednym z parków ranni żołnierze palą papierosy przed powrotem do szpitala. Wśród nich 34-letni Wiktor, były kelner. Został niedawno ranny pociskiem moździerzowym w Zaporożu.
Jego Facebook jest zalewany zdjęciami żołnierzy, którzy nie wrócili do domu. Obrazy prześladują go tak bardzo, że nie lubi już sprawdzać telefonu.
– To zbyt przygnębiające – powiedział.
Ostatnia walka była wyczerpująca. Pewnego dnia jego jednostce zajęło siedem godzin pokonanie 400 metrów. I tak poszło nam dość szybko, mówił.
On i jego żona, która też służy w wojsku, mieli się spotkać tego popołudnia po raz pierwszy od czasu, gdy został ranny. Pewnie będę płakał – powiedział. Dodał, że jak wyzdrowieje, wróci na front.
