Kolejna rozprawa dotycząca procesu oskarżonych kibiców Lecha Poznań, którzy uczestniczyli w zamieszkach podczas meczu z Legią Warszawa w maju 2018 roku, odbyła się we wtorek. Tego dnia swoje wyjaśnienia złożył ostatni z oskarżonych kibiców - Mikołaj N. Przyznał się on do zarzutów wbiegnięcia na murawę i ataku na policjanta.
- Do dziś nie wiem jak do tego doszło, ale naprawdę nie chciałem nikogo skrzywdzić. Chciałbym przeprosić pokrzywdzonego policjanta. Zachowałem się fatalnie - mówił Mikołaj N.
I dodawał: - Kibicowanie i piłka nożna to moja pasja od lat i odskocznia od codzienności. Od kilku lat chodzę do Kotła. Zawsze byłem kibicem, a nie kibolem. Nie lubiłem określenia "kibol", bo wiadomo jaka jest otoczka wokół niego. Mówi się, że kibole to bandyci i chuligani. Zawsze miałem dobrą opinię wśród znajomych i w pracy i nie chciałem być identyfikowany z kibolem.
Lech - Legia: Zadyma na stadionie - zobacz wideo:
Mikołaj N. jest jednym z trzech kibiców, którzy całkowicie przyznali się do winy. Oprócz niego tak samo postąpili Jakub M. i Hubert S., którzy byli oskarżeni o wbiegnięcie na murawę.
Trzech kibiców - Hubert K., Jarosław J. i Marcin K. - jedynie częściowo przyznało się do winy. Każdy z nich przyznał, że wbiegł na murawę, lecz zaprzeczył by odpowiednio: atakował policjanta, zniszczył ogrodzenie czy popełnił czyn chuligański. Do wszystkich zarzutów nie przyznał się za to Piotr K., którego śledczy oskarżyli o nakłanianie do przerwania meczu, wbiegnięcia na murawę, czy używania i rzucania pirotechniki.
Podczas wtorkowej rozprawy zeznawał też Henryk Szlachetka, dyrektor ds. bezpieczeństwa w Lechu Poznań. - To był mecz o podwyższonym ryzyku. Rozpoczął się normalnie i nie było żadnych problemów z kibicami. W drugiej połowie zauważyłem, że kibice rzucili race na pole gry. Udałem się w kierunku trybuny nr II. Tam dochodziło do niekontrolowanej sytuacji - zeznawał Henryk Szlachetka.
I dodawał: - Słyszałem jak prowadzący doping, Piotr K., powiedział: "do niczego nie zachęcam, do niczego nie namawiam, ale brama i furtka są otwarte". To nie było jednak nawoływanie do jakichkolwiek zamieszek.
Henryk Szlachetka podtrzymał także swoje wcześniejsze zeznania, które składał jeszcze w prokuraturze. - 15 maja (5 dni przed meczem - dod. red.) otrzymaliśmy informację, że w Łodzi zakupiono znaczną ilość pirotechniki, która miała dotrzeć do Poznania. Wtedy podjąłem decyzję o wzmocnieniu ochrony na terenie stadionu. Każdy wjeżdżający samochód musiał być kontrolowany. Monitorowaliśmy fora kibicowskie i widzieliśmy, że kibice mówili, że w przypadku złego wyniku może dojść do zamieszek - twierdził Henryk Szlachetka.
Jednocześnie dodawał, że klub odmówił też zgody kibicom Lecha na przygotowanie meczowej oprawy na terenie stadionu. - Stowarzyszenie kibiców zwróciło się z takim pytaniem do klubu, ale była odmowa. W związku z tym przedstawiciele kibiców zabrali z magazynu przedmioty potrzebne do jej wykonania i przygotowali ją we własnym zakresie - mówił Henryk Szlachetka.
I dodawał: - Prosiłem kibiców, by dostarczyli przygotowaną oprawę na stadion w dniu meczu do godziny 11. Tak się stało. Oprawa została wyciągnięta z samochodu i rozłożona, by zapoznać się z jej treścią oraz sprawdzić czy nie jest w niej ukryta pirotechnika. Ponadto sprawdzani byli też ultrasi, lecz nie próbowali wnieść środków pirotechnicznych.
Lech Poznań: Tak wygląda zniszczony stadion po meczu z Legią [ZDJĘCIA]
Zadyma na meczu Lech - Legia. Race, wyzwiska, zdemolowany pł...
Sprawdź też:
