Oskarżeni przebywają na wolności. Prokurator Iwona Sypniewska w rozmowie z nami nie ukrywa, że z tego powodu jest zbulwersowana. Wyjaśnia, że areszt nie został im przedłużony przez Sąd Okręgowy w Łodzi, który w zamian zastosował poręczenia majątkowe: 60 tys. zł dla Krzysztofa Sz, i 45 tys. zł dla Pawła D.
Przeczuł, że syna spotka nieszczęście
Podobnie tym faktem są zdziwieni rodzice Adriana – Katarzyna i Krzysztof Abramczykowie (wyrazili zgodę na publikację nazwiska i wizerunku), którzy do dziś przeżywają śmierć syna będącego jedynakiem.
- W dniu tragedii miałem tak złe przeczucia, że nie chciałem wypuścić syna z domu. Stało się inaczej i Adrian wyszedł. Na pożegnanie oznajmił: - „Tato, trzeba korzystać z życia, bo nie wiadomo, co będzie”. To były jego ostatnie słowa, jakie usłyszałem – wzdycha pan Krzysztof.
- Adrian był dobrym, kochanym synem. Miał dziewczynę Ewelinę, z którą myślał o przyszłości. Pracował w firmie kurierskiej i uczył się w LO dla dorosłych. Myślał o studiach – dodaje pani Katarzyna.
Zaczęło się od zaboru kluczyków
Do tragedii doszło 6 czerwca 2020 roku. Według prokuratury, Paweł D. podszedł do auta, w którym siedział Adrian z Eweliną i przyjaciółmi, wyjął kluczyki ze stacyjki i oddalił się. Adrian chciał odzyskać kluczyki i telefon, którym chciał zadzwonić na policję, ale nie zdążył, gdyż Paweł D. mu go wyrwał. Finał był taki, że Adrian został pobity przez oskarżonych, upadł na ziemię i stracił przytomność.
W śledztwie oskarżeni nie przyznali się do winy. Krzysztof Sz. zeznał w sądzie, że gdy Paweł D. zabrał Adrianowi kluczyki to wybuchła awantura z udziałem znajomych 20-latka, podczas której on rozdzielał walczących i zadał kilka ciosów.
HOROSKOP NA NOWY ROK
ZOBACZ ZDJĘCIA ZE STUDNIÓWEK W 2022 ROKU
