Prof. Jarosław Sławek: Przechorowałem COVID-19 nie wiedząc o tym, teraz koronawirus determinuje los moich pacjentów

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Prof. Jarosław Sławek
Prof. Jarosław Sławek Karolina Misztal
Przechorowałem COVID-19 nie mając o tym pojęcia. W ubiegłym tygodniu, w ramach sprawdzania szpitalnego personelu za pomocą testów paskowych, wykryto u mnie przeciwciała tzw. odpowiedzi późnej, powyżej 6 tygodni, co oznacza, że zaliczyłem spotkanie z koronawirusem. Test genetyczny, na szczęście, wyszedł ujemny, nikogo nie zarażam, mogę pracować - mówi prof. dr hab. med. Jarosław Sławek, ordynator oddziału neurologii w Szpitalu im. św. Wojciecha na gdańskiej Zaspie, wojewódzki konsultant w tej dziedzinie, prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego i Polskiej Rady Mózgu.

Gdzie Pan „złapał” koronawirusa?

Prawdopodobnie do zakażenia doszło w północnych Włoszech, dokąd na początku tego roku wybrałem się na narty. Teoretycznie epidemia COVID-19 szalała w tamtym czasie w Chinach, we Włoszech pacjent „0” został wykryty dopiero 21 lutego. Gospodarze pensjonatu, w którym się zatrzymałem, wspominali, że w ich rejonie wiele osób w tym czasie chorowało. Ja z Włoch wróciłem z typowymi dla Covid-19 objawami: wysoką gorączką, kaszlem. Gdy kaszlałem, czułem, jakbym miał w płucach szkło. Byłem w złej formie na tyle, że zrobiłem sobie zdjęcie rtg płuc. Myślę, że koronawirus był we Włoszech, a także w Polsce znacznie wcześniej niż 4 marca, kiedy to ogłoszono pacjenta „0”.

Ma Pan pewność, że za tą styczniową infekcję odpowiedzialny jest koronawirus?

Sytuacja jest dziwna. W trzech testach paskowych wynik wskazywał, że mam przeciwciała przeciwko koronawirusowi, natomiast nie wykryło ich badanie surowicy krwi. To może świadczyć o reakcji krzyżowej z innym koronawirusem albo o niedoskonałości testów kasetowych (paskowych) lub niskim poziomie przeciwciał lub wielu innych przyczynach… Niebawem mam mieć wykonane ponowne badania surowicy, innym testem. Ale po co ta osobista historia? Te sprzeczne wyniki dowodzą, że najbardziej wiarygodnym badaniem jest test genetyczny z wymazów pobranych z nosa i gardła i trzeba je personelowi medycznemu wykonywać regularnie. Wtedy będziemy wiedzieli, że nie zarażamy innych pracowników szpitala oraz chorych, których leczymy. Unikniemy zamykania oddziałów czy szpitali. Niestety, Sejm tę poprawkę Senatu odrzucił…

COVID-19 determinuje też los wielu pana pacjentów, w tym chorych z udarem mózgu, którzy pomocy neurologów wymagają najpilniej.

Pandemia spowodowała szereg problemów. Po pierwsze, każdy chory, który przyjeżdża do szpitala z objawami udaru mózgu, należy do grupy ryzyka (większość to chorzy w podeszłym wieku, z nadciśnieniem, cukrzycą, miażdżycą). Bo jeśli miał on kontakt z podejrzaną osobą (np. z kwarantanny), albo sam ma objawy infekcji, musi zostać przebadany pod kątem COVID-19 zanim rozpocznie się jego leczenie. Gdyby bowiem okazało się, że jest on zakażony koronawirusem, to po drodze z radiologii, poprzez SOR i na końcu oddział neurologii - mógłby zakazić wiele osób. To, niestety, powoduje, że opóźnienie mamy już na starcie.

Nie ma Pan testów, które mogłyby to szybko zweryfikować?

Niestety, nie mamy. Na wynik wiarygodnego testu, czyli takiego, który pokazuje, czy jest aktywne zakażenie, trzeba czekać niekiedy dobę. To i tak bardzo krótko w porównaniu z tym, co było na początku, gdy wynik testu otrzymywaliśmy nawet po pięciu dniach.

Powszechnie stosowane dziś w leczeniu udaru metody, takie jak tromboliza (podanie leku, który rozpuszcza skrzep, przywraca przepływ krwi w naczyniu krwionośnym w mózgu) czy trombektomia (mechaniczne usunięcie skrzepliny) ma swoje wymogi czasowe.

Oczywiście. Jeśli chory z udarem mózgu ma jednocześnie objawy ciężkiej infekcji, to z zasady nie możemy wykorzystać żadnej metody interwencyjnej. Jeżeli natomiast jest tylko „podejrzany”, to trzeba mu pomóc, a nie odstawiać i czekać na wynik testu, bo tzw. okno czasowe dla trombolizy wynosi 4,5 godziny, a dla trombektomii - 6 godzin od zachorowania. Tylko w tym czasie liczonym od pierwszych objawów udaru mózgu możemy je zastosować.

A jak to wygląda w praktyce?

Niestety, źle. Jeśli chory czeka 2-3 dni na wynik - a to się zdarza - to tracimy cenny czas na szybką diagnostykę i np. udrożnienie tętnicy szyjnej. Problemem też są sami chorzy, którzy słysząc, że szpitale są dziś „wylęgarnią” COVID-19 panicznie boją się hospitalizacji i zwlekają z wezwaniem pogotowia, co absolutnie wytrąca nam z ręki możliwość udzielenia skutecznej pomocy. Apeluję do chorych, żeby nie czekali w domu, aż objawy osłabienia ręki czy nogi, wykrzywienie twarzy, niewyraźna czy niezrozumiała mowa, zaburzenia widzenia, czy połowicze drętwienia „same przejdą”…

Ukazały się jakieś wytyczne, którymi powinni się kierować lekarze z oddziałów udarowych?

Są to ogólne wytyczne przygotowane przez Sekcję Naczyniową Polskiego Towarzystwa Neurologicznego i nie mają one żadnej mocy prawnej. Oficjalnie panuje pogląd, że każde województwo ma samo się w tym zakresie zorganizować, uwzględniając lokalną specyfikę… Trochę wydaje się to dziwne, bo większość problemów ma charakter uniwersalny.

A czy w związku z tym nasze województwo jakoś się zorganizowało?

W sensie organizacyjnym - jesteśmy w klinczu. Jako konsultant wojewódzki w dziedzinie neurologii napisałem pismo do wojewody po tym, jak okazało się, że dwóch chorych z udarem mózgu, którzy byli w grupie ryzyka, nie zostało przyjętych do 7. Szpitala Marynarki Wojennej, który posiada m.in. oddział udarowy. Tymczasem zgodnie z przepisami, na które powoływał się szpital, mogą być do niego przyjmowani tylko chorzy z potwierdzonym zakażeniem. To jakieś błędne koło. W szpitalu do tego przygotowanym, który ma oddział udarowy, nie powinno to być żadnym problemem. To samo dotyczy porodów, zawałów serca i innych stanów nagłych… Tak odczytywałem rolę szpitali jednoimiennych. Oczywiście, chory „tylko” zakażony może czekać w dowolnym szpitalu w strefie buforowej, ale ten potencjalnie zakażony z inną chorobą wymagającą szybkiej interwencji już nie…

Wojewoda zajął w tej sprawie stanowisko?

Otrzymałem kopię pisma wojewody do 7. Szpitala Marynarki Wojennej z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego tych chorych odesłano.

Część łóżek neurologicznych na Pomorzu jest z powodu pandemii wyłączona z normalnej pracy. Nie tak dawno wstrzymano przyjęcia na oddział neurologii w szpitalu w Wejherowie, neurologia w Marynarce Wojennej, jak cały szpital, jest zarezerwowana dla pacjentów z COVID-19. Jak z punktu widzenia konsultanta wojewódzkiego wygląda sytuacja na „podległych” Panu oddziałach?

Jako ordynator dużego oddziału tej specjalności w Szpitalu Specjalistycznym na Zaspie nie jestem w stanie „obdzwaniać” codziennie wszystkich szpitali i sprawdzać, czy one pracują. Powinno to być monitorowane bardziej centralnie w województwie. Natomiast uważam, że konsultanci wojewódzcy powinni otrzymywać informacje o stanie wolnych łóżek np. udarowych i innych, i jakoś pomagać koordynować działania.

Ma Pan komplet chorych na oddziale?

Większość chorych leżących na oddziale to chorzy z udarem mózgu, rzutami stwardnienia rozsianego oraz guzami mózgu, czyli są to tzw. stany nagłe. Oddział obłożony jest w dwóch trzecich, bo jak wiadomo, wszystkie przyjęcia planowe zostały wstrzymane. Od czasu otwarcia tunelu pod Martwą Wisłą obserwujemy dziwne zjawisko; pogotowie przywozi nam chorych np. z okolic Pruszcza Gdańskiego, Malborka itd. Karetka omija szpitale w Gdańsku i pędzi prosto do nas. Tymczasem chory powinien trafiać do najbliższego szpitala.

Poradnia nieczynna. Większość Pana pacjentów, chorych przewlekle, siedzi ponad miesiąc w domach, czekając na „lepszy czas”. Wielu z nich wymaga pilnej pomocy chociażby w powodu nasilenia objawów czy złej tolerancji jakiegoś leku. Czy porady przez telefon załatwiają problem?

Sytuacja pacjentów chorych przewlekle jest w czasie pandemii bardzo trudna. Przez dwa, trzy, sześć tygodni możemy tak pracować i udzielać teleporad, ale nie sposób tak funkcjonować na dłuższą metę. Szczególnie w przypadku pacjentów pierwszorazowych, bo nie da się ich przecież zbadać przez telefon. Jeśli się pacjenta zna i można podejrzeć w systemie, jakie leki bierze, można coś zmienić, a nawet wypisać e-receptę. Niestety, badań zlecić nie możemy, bo i one są czasowo wstrzymane.

A co, jeśli pandemia potrwa wiele miesięcy, nawet dwa lata, jak wróżą eksperci? Czy przy odpowiednim zabezpieczeniu poradnia powinna ruszyć?

Zwiększy to na pewno zagrożenie zarówno dla pacjentów, jak i personelu medycznego. Trudno sobie wyobrazić, by pacjenci karnie zgłaszali się w wyznaczonych terminach, np. co godzinę. Zwykle tłoczą się przy rejestracji, na korytarzach i w poczekalniach, bo przyjmujemy ich dziennie znacznie więcej niż powinniśmy. Potrzebna byłaby też o wiele większa ilość zabezpieczeń dla personelu - rejestratorek, pielęgniarek, lekarzy. W warunkach lokalowych, jakimi dysponujemy w szpitalu i w systemie, w którym neurolog przyjmuje 20-30 chorych w ciągu dnia, trudno to sobie wyobrazić.

Czy to prawda, że pacjenci z chorobą Parkinsona muszą być odizolowani w sposób restrykcyjny od potencjalnych źródeł zakażenia, ponieważ u nich choroba COVID-19 może przebiegać szczególnie ciężko?

COVID-19 jest bardzo niebezpieczny nie tylko dla osób z chorobą Parkinsona, ale i dla wszystkich osób z przewlekłymi chorobami neurozwyrodnieniowymi, w tym również z chorobą Alzheimera, szczególnie gdy są one zaawansowane. Ryzyko, że w ich przypadku zapalenie płuc może mieć ciężki przebieg wynika z obserwowanej u takich chorych gorszej wentylacji płuc, sztywności mięśni, gorszej ruchomości. W przypadku choroby Parkinsona zwykła infekcja, którą zdrowy człowiek przeszedłby bez problemów, może u nich nie tylko bardzo źle przebiegać, ale również powodować nasilenie objawów choroby podstawowej. Z dnia na dzień stan chorego może się na tyle pogorszyć, że osoba, która chodziła - przestanie chodzić, mogą też pojawić się zaburzenia funkcji poznawczych, splątanie, dezorientacja. Dlatego takich chorych trzeba izolować również od osób pozornie zdrowych. Ponadto osoby starsze z natury rzeczy mają słabszy układ immunologiczny i zdolności obronne ich organizmów są mniejsze, co widzimy w statystykach zgonów tej pandemii.

Wierzę, że izolacja jest dla pacjentów z chorobą Parkinsona czy Alzheimera bardzo ważna, ale ma też wady - brak możliwości jakiejkolwiek rehabilitacji może być dla nich zabójcza. Poza tym wielu Pana pacjentów funkcjonuje dzięki terapiom zaawansowanym czy leczonych jest w ramach programów lekowych i musi mieć stały kontakt z oddziałem. Z powodu pandemii go nie mają?

Pacjenci na terapiach infuzyjnych (duodopa, apomorfina) obsługiwani są według zaleceń NFZ dotyczących programów lekowych. Nie muszą oni przychodzić do szpitala, mamy możliwość przekazania leków rodzinie bądź opiekunom nawet na okres sześciu miesięcy. Natomiast chorzy, którzy muszą przyjeżdżać na iniekcje czy wlewy do naszego ośrodka, np. z rdzeniowym zanikiem mięśni, kierowani są do gabinetu, który zlokalizowany jest poza oddziałem i tam lek dostają. Szczególny problem dotyczy pacjentów z głęboką stymulacją mózgu. Zabiegi wymiany stymulatorów zostały zawieszone, gdyż traktowane są jako działanie niepilne, a nie ratujące życie, a to błąd. Ministerstwo Zdrowia zapowiadało, że rozwiąże ten problem, ale było to na początku marca br. Pandemia spowodowała, że wokół i tej sprawy zapadła cisza. Tymczasem tylko na Pomorzu czeka na takie wszczepienie stymulatora lub wymianę baterii kilkadziesiąt osób... W szpitalach traktowani są jako „kolejkowi,” więc teraz w okresie pandemii nie są w ogóle do szpitala przyjmowani.

Naszym pacjentom zalecamy, by się izolowali, nie przyjmowali gości, przestrzegali zasad higieny

Co dzieje się z pacjentem, któremu stymulator przestaje działać?

Dochodzi u niego do znacznego pogorszenia sprawności ruchowej, unieruchomienia, gorszej wentylacji płuc, zaburzeń połykania - a więc ryzyka infekcji płucnej, ale także upadków, bólu. Choremu, któremu wszczepiono stymulator 5-10 lat wcześniej, już wtedy nie pomagały leki, trzeba było zastosować dodatkową metodę… Dla tych chorych brak możliwości wymiany rozładowanej baterii stymulatora to prawdziwy dramat.

Co powoduje, że do ośrodka, którym Pan kieruje, pielgrzymują pacjenci z różnych stron Polski?

Myślę, że przyciąga ich do naszego szpitala bardzo szeroka oferta diagnostyczno-terapeutyczna - realizujemy wszystkie dostępne w neurologii w Polsce programy lekowe. I znakomity zespół - lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci, psychologowie, technicy, opiekunki. Leczymy udary mózgu, stwardnienie rozsiane, chorobę Parkinsona, Alzheimera, inne otępienia, choroby nerwowo-mięśniowe. W zakresie choroby Parkinsona jesteśmy jednym z referencyjnych oddziałów w Polsce, realizujemy program terapii infuzyjnych, mamy ok. 150 chorych ze stymulatorami mózgowymi- zarówno z Polski, jak i z zagranicy. Kilkuset chorych, także spoza naszego województwa, przyjeżdża do nas na iniekcje toksyny botulinowej stosowanej w leczeniu dystonii czy spastyczności poudarowej.

Znajomi z zagranicy byli bardzo zainteresowani przeprowadzeniem zabiegu implantacji stymulatora u swojego ojca chorego na Parkinsona - na komercyjnych zasa-dach w Szpitalu im. Kopernika. Okazało się jednak, że przed zabiegiem musi on przejść szereg badań na oddziale neurologii na Zaspie. Zrezygnowali, gdy zobaczyli, jak trudne warunki panują na Pana oddziale.

To prawda, w tej materii nie mamy się czym chwalić. Warunki dla pacjentów są u nas naprawdę trudne. Oddział nie był remontowany od ponad 15 lat, dla 35 pacjentów, których jesteśmy w stanie jednorazowo przyjąć, mamy jedynie dwie łazienki. Tyko dwie małe dwuosobowe sale mają własne węzły sanitarne. Praktycznie wszystkie łóżka są do wymiany. Zgłaszają się do nas pacjenci z różnych krajów, ale trudno oferować im komercyjne zabiegi w takich warunkach.

Zabiegi wymiany stymulatorów zostały zawieszone, gdyż traktowane są jako działanie niepilne, a nie ratujące życie. To błąd

Samorząd Województwa Pomorskiego nieustannie modernizuje podległe mu lecznice. Szpital na Zaspie, w którym trwa przebudowa przyszpitalnej przychodni, a nowy blok operacyjny jest praktycznie gotowy też jest nie do poznania. Zapewne neurologię też czeka remont?

Zarówno dyrekcja szpitala, jak i zarząd spółki były gotowe, by przeprowadzić modernizację całego piętra V, bo akurat sąsiadującą z nami urologię czeka przeprowadzka do nowego lokum w budynku, gdzie jest blok operacyjny. Dla nas to unikalna szansa stworzenia wzorcowego oddziału z zapleczem diagnostycznym, szkoleniowym, a przede wszystkim godnych warunków pobytu dla naszych chorych. Tuż przed wybuchem pandemii wysłałem pisma z prośbą o wsparcie finansowe naszego projektu modernizacji oddziału do Urzędu Marszałkowskiego, do Pana Marszałka i Pani Wicemarszałek, ale dostałem odpowiedź, że nasza spółka otrzymała w ostatnim okresie spore dofinansowanie (co nie zabrzmiało dobrze) i że wrócimy do tego tematu w najbliższym czasie. Niestety, życie napisało inny scenariusz... Ale mamy nadzieję, że powrócimy do tych planów, bo neurologia będzie jedną z dominujących specjalności w niedługiej już przyszłości. Zmiany demograficzne są nieubłagane, a także „wysyp” nowych terapii w SM, chorobie Parkinsona, chorobach rzadkich, nawet w migrenie (ostatnio zarejestrowane niezwykle skuteczne przeciwciała monoklonalne) oraz wiele toczących się badań lekowych w neurologii będą powodowały rosnące zapotrzebowanie na wysoko wyspecjalizowaną kadrę.

Kilka dni temu GUS opublikował dane, z których wynika, że wśród osób zmarłych z powodu COVID-19 największą grupę, bo ponad 30 proc., stanowią seniorzy w wieku 70-79 lat, nieco mniejszą osoby w wieku 80 lat i więcej. To głównie Pana pacjenci.

Prawdą jest, że populacja ludzi starszych znajduje się „na celowniku” obecnej pandemii, jakie będą jej skutki, tego jeszcze nie wiemy. Póki co, dane dotyczące liczby zakażonych, jak i zgonów są u nas o wiele lepsze niż w innych krajach - we Włoszech, w Niemczech, we Francji, ale też wykonuje się u nas bardzo mało testów, co do raportowania zgonów też były spore wątpliwości. Naszym pacjentom zalecamy więc, by się maksymalnie izolowali, nie wychodzili z domu niepotrzebnie, nie przyjmowali niepotrzebnych gości oraz przestrzegali zasad higieny: myli i odkażali ręce, nosili rękawiczki i maseczki. Nie mamy innego wyjścia, mimo że to uciążliwe.

Najnowsze informacje z regionu o zagrożeniu koronawirusem!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Jarosław Sławek: Przechorowałem COVID-19 nie wiedząc o tym, teraz koronawirus determinuje los moich pacjentów - Dziennik Bałtycki

Wróć na i.pl Portal i.pl